108

3.5K 329 189
                                    

    Harry nie mógł wziąć się na odwagę, aby podnieść wzrok. Czuł, że Draco i Hermiona wpatrują się w niego wściekli do granic możliwości. Było to zrozumiałe, ponieważ pani Pomfrey wciąż walczyła o życie Abraxasa. Gdyby Potter mógł, sam spojrzałby na siebie z nienawiścią.

Stali w piżamach pod drzwiami skrzydła szpitalnego oświetlani jedynie perłowym blaskiem księżyca, lecz nawet on zaczynał chować się za wieżą. Najwidoczniej nie chciał być świadkiem wybuchu Granger, który nastąpił chwilę później.

- Jakim trzeba być debilem, aby używać nieznanych zaklęć! Obok nie było nawet notatki co powodują! Gdyby McGonagall i Snape nie rozmawiali na końcu korytarza to pomoc nie przyszłaby na czas! Niewiadomo nawet, czy Abraxas przeżyje! Jesteście, kurwa, nienormalni! Ty, Ron, Neville, Seamus i...- zamilkła, gdy klamka się poruszyła, a przez drzwi przeszedł Severus.

Mężczyzna nie wyglądał na kogoś, kto ma dobre wieści. Patrzył ponuro na wszystkich po kolei. Po jego skroni spłynęła kropla potu, jakby przed chwilą odbył jakiś trening.

- Jak zwykle pan Potter- warknął Snape, a jego pełen nienawiści głos wypełnił korytarz, odbijając się echem od ścian.

- Nieodpowiedzialny, głupi, egoistyczny, pewny swojej nieomylności, lekkomyślny, arogancki, tępy ignorant, który uważa, że może narazić życie kogo tylko zechce, nie myśli o konsekwencjach swoich czynów, ma gdzieś dobro przyjaciół- wypowiedź Severusa stawała się coraz bardziej agresywna- Nie powinien taki ktoś być w związku. Narażasz  życie każdego z kim masz bliższy kontakt, ludzie za ciebie giną, ale ciebie to nie obchodzi. Bawisz się nieznanymi zaklęciami, myśląc, że to taka świetna zabawa. Oddawaj podręcznik!

- Zaraz po nie...- nagle Harry zastygł. Skąd Snape wie, że te zaklęcie pochodzi z podręcznika? Przecież nikt mu nic o tym nie mówił. Abraxas powiedział? Skoro dał radę oznajmić, skąd pochodzi czar to pewnie odzyskał przytomność- Jak on się czuje?

- Żyje i odpoczywa. Czeka go długi powrót do zdrowia. Lepiej go nie odwiedzaj- syknął mężczyzna- Dość już zrobiłeś. Oddaj podręcznik z samego rana.

Severus ostatni raz omiótł wzrokiem uczniów i ruszył korytarzem. Biegnący Ron prawie na niego wpadł. Na szczęście skręcił w ostatniej chwili, ponieważ w innym wypadku czekałby go długi szlaban. Weasley zadyszany ustał obok przyjaciół.

- Na szczęście żyje- odezwał się pierwszy raz od spotkania Draco i skrzyżował ręce na klatce piersiowej- Dobrze się chociaż bawiliście? Fajnie te zaklęcie wyglądało?

Blondyn wyglądał jakby płonął od środka. Jego pełen ironii głos aż ranił w uszy. Ślizgon ledwo nad sobą panował. Wyglądał, jakby zaraz miał każdego porządnie zdzielić. Harry wcale by nie zaprotestował. Należało mu się.

- Wytrzyj krew- warknął szarooki.

Potter przetarł policzki brzegiem koszulki, ale niewiele to dało. Zaschnięta krew z wydrążonymi przez łzy korytarzami wcale nie chciała opuścić bladej twarzy Gryfona. Brunet szorował policzki jak w jakimś amoku. Nadal trzęsły się mu nogi, mimo iż dowiedział się, że z Abraxasem wszystko w porządku. Fakt, że prawie zamordował przyjaciela dudnił mu w głowie, nie pozwalając na chociażby przełknięcie śliny przez ściśnięte gardło.

- Czego tu w ogóle stoicie? Spieprzajcie stąd- dodał Malfoy. Wbijał palce w ramię. Również był przerażony. Znał Abraxasa od małego, kochał go jak rodzonego brata. Lubił mu dokuczać, ale to natura każdego rodzeństwa. Czytał mu kiedyś bajki na dobranoc, wyjeżdżali razem na wakacje, lubili te same smaki lodów, uczyli się wspólnie latać na miotłach.

- Przepraszam, Draco. To naprawdę nie było specjalnie i...- zaczął Harry.

- Wiem, że to nie było specjalnie. Tylko problem w tym, kurwa, że nie myślisz o konsekwencjach! Nigdy! Narażasz życie swoje i innych! Naucz się przewidywać skutki swoich decyzji! To naprawdę takie ciężkie?! Ojoj, rzucę sobie zaklęcie z marginesu książki na bezbronnego chłopaka. Haha, jaka zabawa. Zobaczymy, co się stanie, hihi. To już, kurwa, dziesięciolatek ma więcej rozumu! Idźcie, zostawcie Abraxasa w spokoju.

Potter bardzo chciał przepraszać i przepraszać, mógł nawet paść na kolana, ale czy przez to nagle każdy zapomniałby o jego lekkomyślnym czynie? Najpewniej wkurzyłby tym Ślizgona jeszcze bardziej. Przeniósł wzrok na drzwi, a potem na Draco.

- Powiesz potem jak się trzyma?- spytał cicho Harry, bojąc się, że każde słowo może zaważyć nawet na ich relacji.

- Won stąd. Wszyscy- warknął Malfoy. Miał rozgrzane ze złości policzki i sine ślady na ramieniu po palcach, które wbijał chwilę temu. Dłonie zaciskał w pięści, a jego zawsze idealnie ułożone włosy sterczały w każdą stronę. Trząsł się lekko i rzucał pełne wyrzutów spojrzenie na wszystkich dookoła.

- Chodźmy- mruknęła Hermiona i złapała Rona za nadgarstek. Pociągnęła go w stronę schodów. Nie oglądała się za siebie. Było jej wstyd, że nie dopilnowała przyjaciół. Dobrze wiedziała, że bawią się zaklęciami, a mimo to nie zabrała tego podręcznika i nie zgłosiła sprawy żadnemu nauczycielowi. Czasem czuła się jak starsza siostra Weasleya i Pottera. Musiała być tą mądrą, roztropną, odpowiedzialną, ale niestety popełniała błędy.

Ron za to nigdy nie czuł się tak okropnie. Uwielbiał Abraxasa. Mieli podobne poczucie humoru i spędzali ze sobą naprawdę dużo czasu, gdy Harry siedział z Draco. Rudzielec nigdy nie należał do tych specjalnie bystrych ani inteligentnych. Nienawidził tego w sobie, ponieważ mimo starań nie mógł tego naprawić. Zawsze ktoś był od niego lepszy. Miał sławnego przyjaciela, niezwykle mądrą przyjaciółkę z najlepszymi wynikami w szkole, a Malfoy mógł poszczycić się szacunkiem wśród czarodziejów, majątkiem. Ron czuł się gorszy od reszty, a jego samoocenę obniżali jeszcze bracia, którzy na każdym kroku wytykali mu błędy.

Gryfon nabierał pewności siebie tylko przy Abraxasie. Był wtedy tym mądrym, który pomaga w lekcjach, tym obiektem zainteresowania, którego młody Malfoy wypytuje o każdą przygodę. Bał się, że straci chłopaka, że Abraxas go znienawidzi i przestanie podziwiać. Ron przygryzł wargę. Bardzo tego nie chciał.

Harry szedł parę metrów za Weasleyem i Granger. Zerkał co chwilę przez ramię na Draco nim nie zniknął za zakrętem. On również bał się, że straci Malfoya, ale nie tego młodszego, tego starszego. Nie chciał, aby Ślizgon uznał go za życiową porażkę i potencjalne zagrożenie. Potter czuł się czasem jak magnes na nieszczęście.

    Zegar wybił pierwszą w nocy, gdy Pomfery pozowoliła wejść Draco na salę. Chłopakowi od razu rzuciła się w oczy McGonagall, która szła właśnie do wyjścia. Miała na sobie szlafrok z misiami i kapcie króliczki. Jej powieki były czerwone i napuchnięte, co zdradzało, że płakała. Malfoy szczerze się zdziwił, że zazwyczaj tak ostra kobieta niezwykle przejmuje się swoimi wychowankami. Przecież Abraxasa ledwo znała, nie miała z nim praktycznie żadnego kontaktu poza nieliczną wymianą zdań na lekcji.

Draco usiadł na krześle obok łóżka kuzyna. Młody blondyn leżał na miękkim materacu przykryty puchową kołdrą. Był tak blady, że gdyby wyszedł na korytarz, uczniowie wzięliby go za ducha. Miał lekko sinawe wargi, jakby spędził parę godzin na mrozie.

- Jak się czujesz?- spytał Ślizgon ze szczerą troską.

- Dobrze- praktycznie wyszeptał Abraxas i uchylił powieki- Boli mnie wszystko.

- Zaraz ci się poprawi. Wyglądasz jak truposz w trumnie.

- Dzięki...

- Dobrze, że żyjesz. Masz wolę życia twardą jak dupa anorektyczki.

   Draco siedział z kuzynem aż do rana. Podawał mu kubek z wodą, pilnował, aby nie było mu zimno, rozmawiał, rozbawiał. Starał się jak mógł, aby ulżyć Abraxasowi. Często zachowywał się jak zimny drań, ale miał ciepłe serce, które odkrywał tylko przed nielicznymi.

Przyszedł do swojego dormitorium dopiero po siódmej. Od razu padł na łóżko i zasnął. Przespał śniadanie i dwie pierwsze lekcje. Jedna z nich była z Gryfonami, więc Malfoy nie musiał patrzeć na Pottera, do którego miał wielki żal. Dobrze wiedział, że Harry nigdy nie skrzywdziłby przyjaciela umyślnie, ale nie zmienia to faktu, że przez jego lekkomyślność Abraxas otarł się o śmierć.


Wszystko jest złudne /DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz