52

6.8K 582 1.8K
                                    

    Harry bardziej niż smokami przejmował się tym, że jest sam na sam z Malfoyem pod peleryną. Szli błoniami. Księżyc rzucał na nich srebrzystą poświatę. W wodzie odbijały się gwiazdy, a zamek wyglądał na opuszczony. Nie paliło się w żadnym oknie światło. Było tak spokojnie...

Pierwszym zadaniem w turnieju chłopak zacznie przejmować się dopiero rano. Jego mózg musiał jeszcze przetrawić ujrzenie wielkich i groźnych gadów. Malfoy z kolei niezwykle bał się o Pottera. Widział już kiedyś walkę czarodzieja ze smokiem na igrzyskach w Stanach Zjednoczonych. Te stworzenia są zabójczo silne, zwinne i szybkie. Mistrzowie igrzysk powalali bestię dwoma zaklęciami, ale Harry to nie mistrz, to nastolatek, który nie ukończył jeszcze edukacji. 

Nagle peleryna zahaczyła o stary pieniek i pociągnęła za sobą chłopaków. Upadli na tyłki. Trawa była mokra. Na szczęście długie okrycia wierzchne uczniów ochroniły ich przed plamami na spodniach. Harry westchnął.

- I tak już nie zaśniemy... Posiedźmy tu chwilę- zaproponował Draco. Chciał obgadać z Potterem plan walki ze smokiem.

- Nie mogę. Zaraz mam spotkanie z Syriuszem. Mam nadzieję, że nie jestem spóźniony- odpowiedział Gryfon i zerwał się z miejsca. Niestety zrobił to zbyt szybko. Poślizgnął się, przez co upadł prosto na Malfoya.

- Teraz ja uratowałem cię przed uderzeniem o ziemię- powiedział Ślizgon, waptrując się w zielone oczy chłopaka. Byli w dość niekorzystnej pozie. Harry praktycznie siedział na kolanach blondyna. Gdyby ktoś wyjrzał przez okno, uznałby, że jakaś para wymknęła się na romantyczny spacer.

Potter nie mógł nic odpowiedzieć. Zmroziło go. Oddychał płytko, a jego ciało zastygło. Nie czuł praktycznie nic. Szare oczy Malfoya przyniosły mu jakiś spokój, jakby nagle wszystkie sny z nim w roli głównej gdzieś odleciały, jakby Turniej Trójmagiczny nigdy się nie rozpoczął, jakby na tym świecie był tylko on i te piękne tęczówki przypominające wiszący na niebie księżyc.

Nagle do obu dotarło, że jest pomiędzy nimi jakaś chemia, że obaj coś do siebie czują. Niestety żaden nie chciał zrobić pierwszego ruchu, czy byłby to pocałunek, czy odsunięcie się. Trwali tak bez ruchu jak posągi. Serca im waliły, a w ustach zaschło. Nawet wiatr zamarł, jakby go również przejęła ta scena, a przecież pewnie widział o wiele ciekawsze sceny, gdy podróżował po świecie, smagając płatki bukietów  czy kwiaty wiśni niedaleko ławki zakochanych. 

- Przepraszam- wydusił w końcu Harry, przerywająć romantyczną chwilę. Odwrócili od siebie wzrok. Wiatr, jakby zawiedziony, ruszył dalej.

- Ja... Em...

Potter nie mógł się ruszyć mimo wypowiedzianych słów, a Draco wcale nie chciał, aby chłopak się od niego odsunął. Chciałby bruneta mieć jeszcze bliżej. Na ich policzki wkradł się delikatny rumieniec, który na pewno nie był spowodowany zimnem. Mieli ledwie po czternaście lat, ale życie zmusiło ich do szybkiego dojrzenia, dlatego nie mieli wątpliwości, co do siebie czują.

Harry pierwszy się przełamał i złączył ich usta w pocałunku. Brunet szybko się odsunął. Czekał na reakcję Ślizgona. Nie mógł mu spojrzeć w oczy. Wpatrywał się w jego szyję. Draco zszokowany milczał dłuższą chwilę. Dobrze wiedział, że Potter jest odważny, ale nie podejrzewał, że aż tak. Blondyn położył dłoń na karku Gyrfona i przyciągnął go do siebie, dając tym samym odpowiedź.

Ponownie się pocałowali. Muskali swoje wargi powoli, jakby delektowali się tą chwilą. Dobrze wiedzieli, że to może się nie powtórzyć. Malfoy odchylił się do tyłu, kładąc się tym samym na trawie. Nie bał się poświęcić ulubionego płaszcza. Potter nadal siedział na nim. Podpierał się jedną dłonią o ziemię po prawej stronie głowy Draco, a drugą trzymał na jego policzku.

Wszystko jest złudne /DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz