Wylądowali w lesie. Drzewa były młode, a przez korony przechodziło dużo światła. Trawa wyglądała na zdrową i dobrze nawodnioną, a przy pniach rosły kwiaty. Harry siedział na ziemi. Czuł, że rosa przenika przez materiał jego spodni, ale zbytnio się tym nie przejął.
Poderwał się i rozejrzał dookoła. Hermiona pocierała lekko spuchniętą kostkę, która musiała ucierpieć, gdy Granger uciekała w szpilkach przed strażnikami w ministerstwie. Obok niej Ron na zmianę zginał i prostował rękę. Miał wrażenie, że sobie coś naderwał. A dalej...
- Draco!- krzyknął Gryfon. Podbiegł do ukochanego. Ramię blondyna niesamowicie krwawiło, barwiąc soczystą zieleń na przerażający szkarłat.
- Kurwa- jęknął Malfoy i zasłonił dłonią twarz. Wolał nie patrzeć, co się dzieje z jego kończyną.
- Hermiona! Masz coś w tej torebce?!- panikował Potter. Starał się zatamować krwotok płaszczem Alberta. Przed oczami widział nieprzytomnego Abraxasa, który umierał na jego oczach. Czuł się równie winny, mimo iż tym razem nie rzucił śmiercionośnego zaklęcia.
- Już!- krzyknęła szatynka i zaczęła czegoś szukać trzęsącymi się rękoma.
Ku zaskoczeniu okularnika Ron podbiegł i pomógł przyciskać gruby materiał do rany. Draco jęczał z bólu. Rył nogami w ziemi, starając się jakoś wyrzucić z siebie cierpienie. Harry poczuł, że zbierają mu się łzy w oczach. Malfoy mocno krwawił i jeśli się nie pospieszą, stracą go.
- Już?!- warknął zielonooki, widząc, że arystokrata robi się coraz bledszy. Ślizgon przestał już nawet przeklinać.
- Acio dyptam!- rzuciła zaklęcie Hermiona i podbiegła do nich mimo okropnego bólu w kostce. Upadła przy Draco na kolana, rozrywając ciemne rajstopy. Szybko odkorkowała buteleczkę i zabrała płaszcz z ramienia Malfoya. Wylała parę kropel eliksiru na wielką ranę, a krwawienie ustało.
Harry spojrzał na twarz arystokraty. Stracił przytomność. Wrócił wzrokiem do miejsca rozszczepienia i z ulgą zauważył, że skóra i mięśnie zaczynają się regenerować. Wytarł brudne od czerwonej posoki ręce o mokrą trawę. Pocałował ukochanego w czoło, dziękując niebiosom, że ma przy boku Granger, która jest wiecznie przygotowana na wszystko.
- Dlaczego nie wróciliśmy do domu Syriusza?- spytał Ron i zaczął przebierać się w swoje ciuchy.
- Byliśmy tam przez ułamek sekundy, ale Yaxley deportował się z nami. Zdążył złapać mnie za ramię w łazience. Gdy byliśmy na Grimmauld Place odrzuciłam jego rękę i przeniosłam nas tutaj- wyjaśniła szatynka i zaczęła nacierać czymś uszkodzoną kostkę.
- Dasz mi trochę tego eliksiru?- spytał Harry, wskazując na buteleczkę.
- Jesteś ranny?!- wystraszyła się dziewczyna.
- Nie, nie. Chciałbym mieć trochę w razie jakbyśmy się rozdzielili, a musiałbym kogoś wyleczyć- wyjaśnił spokojnie Gryfon, głaszcząc Draco po głowie.
- Dobrze. Nie możemy wrócić do domu Syriusza. Byliśmy Strażnikami Tajemnicy, a ja mimowolnie ją zdradziłam. Teraz śmierciożercy mogą wejść do tego domu kiedy zechcą. Zatrzymamy się tu na chwilę, aby dojść do siebie. Ron, rozstawisz namiot?
- Namiot?- spytał zdumiony rudzielec i od razu skierował wzrok na torebkę- Co ty tam jeszcze masz?...
- Dużo rzeczy, bardzo dużo rzeczy.
***
Draco obudził się godzinę później. Od razu usłyszał liczne zaklęcia i krzyki złości całej trójki. Rozejrzał się dookoła. Leżał na wygodnym materacu w przestronnym namiocie. Światło, które przebijało się przez materiał namiotu miało ciepłą, żółtą barwę. Podłoga była drewniana. Nieliczne źdźbła trawy przedzierały się przez przerwy w parkiecie.
CZYTASZ
Wszystko jest złudne /Drarry
Random,,Twoje wargi, które muskają moje usta na dobranoc. Twoje zielone oczy przepełnione odwagą. Twoją czuprynę stroniącą od szczotki czy grzebienia. Twoje czyste serce, które mimo zaznanego cierpienia zawsze wybiera dobro. Twoje serce, które podałeś mi...