119

4.4K 357 746
                                    

     Wylądowali w lesie. Drzewa były młode, a przez korony przechodziło dużo światła. Trawa wyglądała na zdrową i dobrze nawodnioną, a przy pniach rosły kwiaty. Harry siedział na ziemi. Czuł, że rosa przenika przez materiał jego spodni, ale zbytnio się tym nie przejął.

Poderwał się i rozejrzał dookoła. Hermiona pocierała lekko spuchniętą kostkę, która musiała ucierpieć, gdy Granger uciekała w szpilkach przed strażnikami w ministerstwie. Obok niej Ron na zmianę zginał i prostował rękę. Miał wrażenie, że sobie coś naderwał. A dalej...

- Draco!- krzyknął Gryfon. Podbiegł do ukochanego. Ramię blondyna niesamowicie krwawiło, barwiąc soczystą zieleń na przerażający szkarłat.

- Kurwa- jęknął Malfoy i zasłonił dłonią twarz. Wolał nie patrzeć, co się dzieje z jego kończyną.

- Hermiona! Masz coś w tej torebce?!- panikował Potter. Starał się zatamować krwotok płaszczem Alberta. Przed oczami widział nieprzytomnego Abraxasa, który umierał na jego oczach. Czuł się równie winny, mimo iż tym razem nie rzucił śmiercionośnego zaklęcia.

- Już!- krzyknęła szatynka i zaczęła czegoś szukać trzęsącymi się rękoma.

Ku zaskoczeniu okularnika Ron podbiegł i pomógł przyciskać gruby materiał do rany. Draco jęczał z bólu. Rył nogami w ziemi, starając się jakoś wyrzucić z siebie cierpienie. Harry poczuł, że zbierają mu się łzy w oczach. Malfoy mocno krwawił i jeśli się nie pospieszą, stracą go.

- Już?!- warknął zielonooki, widząc, że arystokrata robi się coraz bledszy. Ślizgon przestał już nawet przeklinać.

- Acio dyptam!- rzuciła zaklęcie Hermiona i podbiegła do nich mimo okropnego bólu w kostce. Upadła przy Draco na kolana, rozrywając ciemne rajstopy. Szybko odkorkowała buteleczkę i zabrała płaszcz z ramienia Malfoya. Wylała parę kropel eliksiru na wielką ranę, a krwawienie ustało.

Harry spojrzał na twarz arystokraty. Stracił przytomność. Wrócił wzrokiem do miejsca rozszczepienia i z ulgą zauważył, że skóra i mięśnie zaczynają się regenerować. Wytarł brudne od czerwonej posoki ręce o mokrą trawę. Pocałował ukochanego w czoło, dziękując niebiosom, że ma przy boku Granger, która jest wiecznie przygotowana na wszystko.

- Dlaczego nie wróciliśmy do domu Syriusza?- spytał Ron i zaczął przebierać się w swoje ciuchy.

- Byliśmy tam przez ułamek sekundy, ale Yaxley deportował się z nami. Zdążył złapać mnie za ramię w łazience. Gdy byliśmy na Grimmauld Place odrzuciłam jego rękę i przeniosłam nas tutaj- wyjaśniła szatynka i zaczęła nacierać czymś uszkodzoną kostkę.

- Dasz mi trochę tego eliksiru?- spytał Harry, wskazując na buteleczkę.

- Jesteś ranny?!- wystraszyła się dziewczyna.

- Nie, nie. Chciałbym mieć trochę w razie jakbyśmy się rozdzielili, a musiałbym kogoś wyleczyć- wyjaśnił spokojnie Gryfon, głaszcząc Draco po głowie.

- Dobrze. Nie możemy wrócić do domu Syriusza. Byliśmy Strażnikami Tajemnicy, a ja mimowolnie ją zdradziłam. Teraz śmierciożercy mogą wejść do tego domu kiedy zechcą. Zatrzymamy się tu na chwilę, aby dojść do siebie. Ron, rozstawisz namiot?

- Namiot?- spytał zdumiony rudzielec i od razu skierował wzrok na torebkę- Co ty tam jeszcze masz?...

- Dużo rzeczy, bardzo dużo rzeczy.

***

  Draco obudził się godzinę później. Od razu usłyszał liczne zaklęcia i krzyki złości całej trójki. Rozejrzał się dookoła. Leżał na wygodnym materacu w przestronnym namiocie. Światło, które przebijało się przez materiał namiotu miało ciepłą, żółtą barwę. Podłoga była drewniana. Nieliczne źdźbła trawy przedzierały się przez przerwy w parkiecie.

Wszystko jest złudne /DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz