Promienie się zdeżyły. Różdżka pulsowała tak intensywnie, że prawie wypadła Harry'emu z dłoni. Śmierciożercy cofnęli się o parę metrów, nie chcąc dostać wiązką jednego z zaklęć. Kolory zaczęły się zmieniać. Zamiast zieleni i czerwonego ciemność rozpraszało ciemnozłote światło.
Potter przegryzł wargę. Czuł słodki smak krwi w ustach. Wpatrywał się intensywnie w szkarłatne oczy Voldemorta, chcąc jasno przekazać, że się go nie boi, że da z siebie wszystko jak zawsze.
Ciemnozłoty promień zaczął się rozszczepiać, towarząc siatkę pokół Czarnego Pana i Gryfona. Kopuła migotała oślepiającym światłem. Śmierciożercy wpatrywali się w pojedynek czarodziejów oniemiali, zamienili się w słupy soli, niektórzy zapomnieli nawet o oddychaniu. Dopiero po dłuższej chwili paru z nich się ocknęło i sięgnęło po różdżki.
- Nie róbcie nic!- huknął Voldemort, który pragnął zgładzić Harry'ego bez niczyjej pomocy.
Nagle na cmentarzu rozbrzmiała piękna pieśń, pieśń feniksa. Wydobywała się ona z ciemnozłotych wiązek. Przyniosła Potterowi dziwną błogość. Włożył całą swoją magiczną energię w różdżkę, co nie jest łatwe nawet dla doświadczonego czarodzieja.
Czarny Pan zasyczał cicho. Warga mu zadrgała. Energiczne machnął różdżką w jakimś dziwnym spaźmie desperacji. Harry poczuł jak jego drewniana towarzyszka nagrzewa się i wibruje coraz mocniej. Nie wróżyło to dobrze. Chłopak zaczynał bać się, że różdżka nie wytrzyma i pęknie.
- Nie wygrasz! Nie licz na to!- krzyknął okularnik. Wydał z piersi bojowy okrzyk i ponownie włożył całą swoją energię w zaklęcie. Jego umysł się oczyścił, żył tylko tą walką.
Na twarzy Voldemorta pojawił się wyraz podobny do przerażenia. Cofnął się o krok. Zapomniał kompletnie o tym, aby odprzeć atak. Jego różdżka zaczęła pękać. Czarny Pan ryknął złowrogo.
Potter o mało nie przerwał ataku ze zdziwienia. Czy on właśnie wygrał walkę z postrachem wszystkich czarodziejów na energię magiczną? Czy to przypadkiem mu się nie śni?
Nagle z różdżki Voldemorta wyskoczyła jakaś szara postać. Cedrik? Ale on przecież nie żyje. To duch? Widmo? Dlaczego tu jest?
- Trzymaj mocno, Harry- odezwał się Diggory, skanując wzrokiem złotą nić.
- Ale ty... ty...- Gryfon nie mógł złożyć zdania.
Nie minęła chwila, a obok Puchona pojawiła się druga szara postać. Był to starzec, którego Potter ujrzał w jednym ze swoich snów. Był to ogrodnik zabity przez Czarnego Pana.
- Ukatrupił mnie, nie ma co... Pokonaj go, chłopcze- powiedział mężczyzna zmęczonym, charakterystycznym dla starszych osób głosem.
Okularnikowi zaczęła drżeć dłoń. Co się dzieje? Czemu pojawiają tu się duchy zmarłych osób? Czy to przez pęknięcie na różdżce Voldemorta?
- Mama- szepnął Harry, gdy ujrzać przepiękną kobietę z długimi włosami i łagodnym spojrzeniem. Spojrzała na syna, lekko się zasmuciła, widząc jego rany.
- Nie przerywaj połączenia, kochanie- powiedziała melodyjnym głosem. Brzmiał kompletnie inaczej niż wrzaski ze wspomnień Gryfona- Wygrasz to.
Nagle z różdżki Czarnego Pana wręcz wyskoczył średniego wzrostu mężczyzna z okrągłymi okularami na nosie. Bez wątpienia był ojcem Harry'ego. Wyglądał jak jego starsza wersja.
Voldemort był wyraźne przerażony widokiem swoich ofiar. Śmierciożercy również. Chodzili dookoła kopuły, oglądając każdą zjawę po kolei.
James podszedł do syna, nachylił się nad jego uchem i powiedział:
- Harry, na mój znak przerwiesz połączenie i pobiegniesz szybko do świstoklilka. Damy ci tylko parę sekund, więc nie możesz się gramolić.
- Zabierz moje ciało- wyszeptał Cedrik.
Potter tylko kiwnął głową. Oczy zaszły mu łzami, a gardło się ścisnęło. Nie mógł wypowiedzieć ani jednego słowa. Starał się nie rozpłakać i utrzymać różdżkę, która coraz bardziej chciała mu się wyrwać.
W końcu miał okazję usłyszeć coś od rodziców. Czy naprawdę musi już uciekać? Czy nie może z nimi zostać? Wydają się być tacy smutni. Tęsknią za nim? Przyglądają się mu zza grobu?
- Harry, ale Malfoy...- jęknął James i odsunął się od syna- Teraz!
Okularnik odskoczył w bok. Ciemnozłota klatka rozpadła się na miliony małych gwiazdeczek, a pieśń feniksa ucichła. Widma zebrały się wokół Voldemorta, nie pozwalając mu dojrzeć Pottera. Gryfona gnał przed siebie tak szybko jak nigdy. Był pewien, że pobił światowy rekord w sprincie z krwawiącą nogą.
Nie czuł już nawet bólu. Śmierciożercy nie wiedzieli, co robić. Dostali zakaz wtrącania się w pojedynek, ale widzieli, że zielonooki wymyka się ich przywódcy. Brunet dobiegł do ciała Puchona i chwycił jeszcze ciepłą dłoń przyjaciela.
- Oszołomcie go!- ryknął Voldemort. Harry odskoczył w bok, unikając tym paru wiązek czerwonego światła.
- Impedimento!- krzyknął chłopak, celując w tłum śmierciożerców. Po okrzykach zaskoczenia stwierdził, że trafił przynajmniej jednego.
Szybko wrócił do zwłok Cedrika i zaczął ciągnąć je po wilgotnej trawie.
- Ja go zabiję! Z drogi!- słyszał za plecami złowrogi głos Czarnego Pana. Miał coraz mniej czasu. Obejrzał się. Voldemort szedł w jego kierunku, ściskając różdżkę.
- Accio!- wręcz jęknął zrozpaczony Potter.
Puchar poszybował w jego stronę. Chwycił go. Usłyszał początek śmiertelnego zaklęcia, ale na szczęście zdążył przed nim umknąć. Szybował i nie wiedział dokładnie, co czuje. Ulgę? Strach? Złość? Radość?
Uderzył stopami w boisko do gry w quidditcha i od razu padł na ziemię. Zamknął oczy, wiedząc, że w końcu może odpocząć, że jest bezpieczny. W głowie mu się kręciło, a w uszach nadal rozbrzmiewał ryk Voldemorta. Ściskał dłoń Cedrika jakby była tarczą. Nie chciał otworzyć oczu. Bał się zobaczyć trupa Puchona. Nadal nie dotarło do niego, że chłopak nie żyje, że akcja na cmentarzu rozegrała się naprawdę.
Słyszał jakieś krzyki, tupanie, ktoś go dotykał, ale czy było to warte otwierania oczu? Jak miał wytłumaczyć tym ludziom, że Czarny Pan powrócił i zabił Cedrika? Lepiej było udawać nieprzytomnego.
- Moody, to wszystko przez ciebie!- usłyszał dobrze znany mu głos Draco. Po chwili poczuł na policzku lekkie muśnięcia włosów. Uchylił powieki. Malfoy sprawdzał czy Gryfon oddycha. Ich spojrzania się spotkały. Blondyn odetchnął z ulgą i lekko się odsunął, nie przerywając kontaktu wzrokowego.
- Powrócił. Voldemort. Powrócił- wydyszał Harry, którego opuściła adrenalina, a bół przyszedł ze zdwojoną siłą.
- Diggory! On nie żyje!- krzyknął Knot, a tłum szybko podchwycił słowa ministra.
Potter nieświadomie mocniej zacisnął dłoń na nadgarstku Puchona.
- Harry, musisz go puścić- powiedział spokojnie Draco, ale Gryfon go nie posłuchał.
- Harry, już mu nie pomożesz. Już po wszystkim- szepnął Dumbledore.
Chłopak niechętnie zabrał dłoń. Bał się spojrzeć w lewo i ujrzeć zastygłą w przerażeniu twarz Cedrika. Zamiast tego wpatrywał się w oczy Malfoya, szukając w nich ukojenia w bólu fizycznym i psychicznym. Niektórzy uczniowie płakali, a w tłumie przepychał się ojciec Puchona.
- Chodź ze mną, Harry, zaprowadzę cię do skrzydła szpitalnego- powiedział Moody i wyciągnął dłoń, ale Draco szybko ją odtrącił. Potter przymknął oczy. Chciał wtopić się w trawę, zniknąć. Krzyki, płacz, zmęczenie, ból... Chciał od tego odpocząć. Chciał, aby był to tylko zwykły koszmar. Chciał po prostu ulgi. Odpłynął.
CZYTASZ
Wszystko jest złudne /Drarry
Rastgele,,Twoje wargi, które muskają moje usta na dobranoc. Twoje zielone oczy przepełnione odwagą. Twoją czuprynę stroniącą od szczotki czy grzebienia. Twoje czyste serce, które mimo zaznanego cierpienia zawsze wybiera dobro. Twoje serce, które podałeś mi...