- Chcę Pottera!- huknął Voldemort, a jego krzyk rozniósł się po umyśle Harry'ego. W ciemnościach brunet dostrzegł ukochanego węża Toma. Wił się, sycząc co chwilę. Wzrokiem błądził po nieprzeniknionym mroku.
- Co powiedziałeś, Glizdogonie? Już prawie? Zaiste, już prawie. Wybacz za mą niecierpliwość.
Okularnik niestety słyszał tylko wypowiedzi Czarnego Pana, nie wiedział o czym rozmawia. Musiało mu to jednak wystarczyć. Postanowił skorzystać ze snu.
- Napisz do niego niezwłocznie! Jeśli list ponownie się spóźni, zostaniesz ukarany! Powtórz! Głośniej, Glizdogonie, głośniej. Czy to prawda? I mówisz mi to dopiero teraz?!
Nagini uniosła swój wielki łeb, a jej wzrok spoczął na Harrym. Chłopak odepchnął się od niewidzialnej podłogi. Poczuł, że odlatuje. Wąż jednak nie powędrował za nim wzrokiem. Gryfon leciał, leciał, leciał. Przyjaciółka Voldemorta stała się zaledwie małą kropeczką.
- Przyda nam się. Ludzie są głupi, Glizdogonie. Bardzo głupi. Pozwalają się ograniczać przez...
Potter stracił z oczu Nagini. Zaczął spadać. Nie mógł ruszyć choćby palcem, zamienił się w kamień. Po chwili poczuł, że nurkuje w lodowatej wodzie, zobaczył kątem oka wodorosty i trytony. Zaczęło mu brakować tlenu. Otworzył usta, ale zamiast zbawiennego powietrza wdarła się do jego gardła zimna ciecz. Dusił się.
Zaczynał tracić świadomość. Zanurzał się coraz głębiej. Widział promienie słoneczne, którym udało się przedrzeć przez taflę zbiornika. Nagle do wody ktoś wskoczył. Harry nie widział kto to. Zamknął oczy. Poczuł, że wybawca łapie jego dłoń, ale było już za późno...
Gryfon poderwał się gwałtownie i zaczął szukać po omacku okularów. Włożył je na nos. Dyszał głośno, a na plecach czuł wręcz strumień zminego potu. Spojrzał na zegar. Za osiem minut wybije szósta. Chłopak powoli wstał, nie chcąc budzić kolegów z dormitorium. Wyjął stare ubrania Dudleya, które jeszcze nadawały się do użytku i pognał do łazienki.
***
- Nicola i Draco... Oni...- wydyszał Abraxas, gdy dopadł Pottera niedaleko biblioteki. Brunet spojrzał na niego pytająco.
- Kłótnia!- krzyknął młody Gryfon i zjechał plecami po ścianie. Jest Malfoyem, a oni nie przywykli do zbyt częstego korzystania nóg, więc bieg z jednego końca zamku na drugi kosztował go sporo wysiłku.
- Gdzie?
- Niedaleko sali od wróżbiarstwa.
Harry skinął głową i pognał z przyjaciółmi w stronę wieży. Ron wyglądał na zadowolonego z faktu, że Draco ma kłopoty. W kompletnie innym nastroju była Hermiona, która dźwigając dwie książki ledwo dotrzymywała tempa bardziej wysportowanym chłopakom.
Dobiegli na miejsce dosyć szybko. Zaczęli się przepychać między uczniami. Czarodziejom w tej szkole brakowało najwidoczniej rozrywki. Potter w końcu dopchał się do Nicoli i Malfoya. Blondyn uśmiechał się z pogardą, okularnik nie widział tego wyrazu twarzy od dawna. Poczuł, że cofnął się w czasie.
Za to młoda Gryfonka stała zapłakana. Jej koleżanki podpierały ścianę, najwidoczniej bały się wtrącić w kłótnię. Pansy i Crabe rechotali z boku. Harry nie zdążył na czas, Draco już wygrał sprzeczkę.
- Co to ma znaczyć?- spytał brunet. Dobrze wiedział, że Malfoy potrafi zjechać człowieka za nic, a jak się rozpędzi to zatrzymanie go jest niezwykle trudne. Nienawidził tej cechy w szarookim.
- Nauczyłem twoją koleżankę, aby mówiła wprost jak ma jakiś problem, a nie obgadywała za plecami- wyjaśnił Ślizgon i wzruszył ramionami.
CZYTASZ
Wszystko jest złudne /Drarry
Random,,Twoje wargi, które muskają moje usta na dobranoc. Twoje zielone oczy przepełnione odwagą. Twoją czuprynę stroniącą od szczotki czy grzebienia. Twoje czyste serce, które mimo zaznanego cierpienia zawsze wybiera dobro. Twoje serce, które podałeś mi...