- Rodzice pozwolili ci na pomaganie mi?- spytał Harry, gdy znaleźli się przed kamienicą na Grimmauld Place. Musieli się deportować z kawiarni przez dwóch śmierciożerców, którzy ich znaleźli.
- Tak- odpowiedział pewnie Malfoy i otworzył drzwi.
- Na pewno tu jest bezpiecznie?- spytał Ron i rozejrzał się, jakby ktoś zaraz miał wyskoczyć zza latarni. Ulica była jednak pusta, a w ciemnych zaułkach świeciły się jedynie kocie oczy. Księżyc wyglądał zza starego budynku. Panowała cisza przerywana od czasu do czasu jakimś trąbnięciem w innej części miasta.
- Tak. Podobno są jakieś zaklęcia przeciw śmierciożercom- wyjaśniła Hermiona. Weszła do mieszkania, aby potwierdzić swoje słowa.
Cofnęła się jednak szybko, gdy poczuła, że jej język dziwnie się skręca i nie pozwala jej na wypowiedzenie ani jednego słowa. Zaczęła panikować, ale zaklęcie na szczęście dość szybko ją opuściło. Szatynka wzięła głębszy wdech. Uśmiechnęła się blado i powiedziała:
- Język w Supeł... Sprawka Moody'ego. Na szczęście nie jesteśmy Snapem i na nas działa tylko przez chwilę.
- Skoro już na wycieraczce nas atakują... to co będzie dalej?- spytał Ron. Schował się za Draco, który z kolei stał za Harrym.
- Tchórze- zaśmiał się Potter, ale sam miał pewne wątpliwości, czy wchodzenie tam to dobry pomysł.
Hermiona wywróciła oczami. Ponownie weszła do środka. Tym razem zaklęcie nie związało jej języka. Spojrzała na wycieraczkę pełną piachu i wzięła głębszy wdech. Ruszyła dalej. Nagle coś się poruszyło w głębi nieoświetlonego korytarza. Pędziła ku nim szara postać.
Granger zastygła. To był Dumbledore... Dziwnie wychudzony z nieuczesaną brodą oraz włosami. Miał na sobie obdarte szaty. Ciągnął się za nim szkarłaty ślad. Wyglądało to tak, jakby ktoś siedział na jego plecach i wylewał wiadro z krwią. Duch wydał przerażający krzyk, który rozrywał bębenki, wwiercał się w głowę i mimo zatkania uszu, nie cichł.
- To nie my!- oznajmiła zapłakana Hermiona- Nie my cię zabiliśmy! Przestań!
Nagle zmora zniknęła, a wraz z nią szkarłatny ślad. Grupa przyjaciół stała w szoku. Nikt nie śmiał ruszyć się z miejsca. Bali się, co wyskoczy następnym razem. Po dłuższej chwili Potter zebrał się w sobie. Wziął głębszy wdech i ruszył dalej, stąpając niezwykle ostrożnie. Na szczęście Moody nie zastawił więcej pułapek.
- I weź bądź bohaterem- westchnął Draco i ruszył za ukochanym.
- Ty? Bohaterem? Niby czemu?- zaśmiał się Weasley.
- Uratowałem wam tyłki. Podziękujecie potem na kolanach.
- O nie!- krzyknęła Gryfonka, a chłopcy podskoczyli zdziwieni nagłym hałasem- Mam złe myśli! Przestańcie rozmawiać! Pójdę do piekła!
***
Siedzieli przy stole i rozmawiali o planie działania, spekulując na temat położenia horkruksów. Było już dawno po północy, więc nie bali się, że ktoś ich wyśledzi przez Namiar. Nagle Harry złapał się za głowę. Niezwykle silny ból, który swoje źródło miał w bliźnie rozsadzał mu czaszkę. Potter poczuł wściekłość, czystą frustrację.
Draco wstał i podszedł szybkim krokiem do Gryfona. Przyłożył zimną dłoń do znaku na czole chłopaka, co przyniosło lekką ulgę. Zielonooki zacisnął palce na nadgarstku arystokraty. Bał się, że Ślizgon zabierze rękę, a ból się podwoi.
Nagle wszystko ustąpiło. Cała złość uleciała. Harry wypuścił powietrze i otworzył oczy. Spojrzał na Malfoya, który lekko się krzywił.
CZYTASZ
Wszystko jest złudne /Drarry
Random,,Twoje wargi, które muskają moje usta na dobranoc. Twoje zielone oczy przepełnione odwagą. Twoją czuprynę stroniącą od szczotki czy grzebienia. Twoje czyste serce, które mimo zaznanego cierpienia zawsze wybiera dobro. Twoje serce, które podałeś mi...