112

3.8K 337 729
                                    

    Harry spojrzał na gwiazdy, dysząc głośno. Dopiero deportował siebie i Dumbledore'a, co było sporym wysiłkiem dla osoby, która nauczyła się teleportacji ledwie parę miesięcy temu. Brunet oparł dłonie o kolana i zamknął oczy. Jeśli tak ma wyglądać szukanie horkruksów, zginie przed decydującą walką z Voldemortem. Sama trucizna nie była zaskoczeniem, ale żywe trupy wychodzące spod wody przyprawiły Pottera o duszności. Pierwszy raz doświadczył tego, jak naprawdę wyglądają odmęty czarnej magii.

- Wody- szepnął dyrektor. Siedział na murku w Hogsmeade. Był nienaturalnie blady, a jego usta miały siną barwę. Wpatrywał się w latarnię. Harry nie miał pojęcia, jak powinien przetransportować Dombledore'a do zamku.

- Zaraz coś skołuję- odezwał się Gryfon z lekką chrypką. Zaczął rozglądać się na boki w poszukiwaniu otwartego sklepu. Niestety nawet bary były pozamykane.

- Chodźmy- westchnął zielonooki i pomógł wstać dyrektorowi. Ruszyli w stronę szkoły. Mężczyzna ledwo powłuczył nogami, ale na szczęście nie był na tyle słaby, aby paść na ziemię.

- Harry, miotły. Polećmy na miotłach.

Potter spojrzał z powątpieniem na Dumbledore'a. Wątpił, że ten utrzyma się na miotle, ale obiecał dyrektorowi, że będzie mu posłuszny. Przyzwał więc zaklęciem dwa modele z szatni na stadionie. Przyleciały do niego w niecałą minutę. Ku zaskoczeniu okularnika mężczyzna wskoczył na miotłę całkiem żwawo, jakby na chwilę odzyskał pełną sprawność.

Niestety dobre samopoczucie trwało tylko chwilę, ponieważ gdy już lecieli w stronę wieży, Dumbledore ledwo utrzymywał równowagę. Harry starał się lecieć wolno i trochę niżej niż dyrektor, aby go w razie czego jakoś złapać.

Wylądowali na wieży dość gładko. Powietrze było ciepłe, mimo iż zegar wybił już dwudziestą drugą. Nie wiał wiatr, więc nic nie poruszało liściami drzew. Panowała wręcz idealna cisza. Księżyc oświetlał błonia i lekko zgarbionego, szczuplejszego niż rok temu Albusa.

Potter widząc, że i tym razem towarzyszy mu srebrna kula na niebie, poczuł dziwny niepokój, przeczucie podpowiadało mu, że pełnia jest złym znakiem. Wziął obie miotły i złapał dyrektora pod rękę, aby go zaprowadzić do skrzydła szpitalnego.

- Nie, Harry, nie. Idź po Severusa.

- Pani Pomfrey lepiej pomoże.

- Nie, na trucizny jest dobry tylko Severus, idź, idź- powiedział Dumbledore głosem, który nie znosił sprzeciwu.

- Dobrze- mruknął brunet i zaczął schodzić po krętych schodach. Nad nim wisiał glob, z którego czasem korzystali nauczyciele, gdy pokazywali położenie naturalnych środowisk przeróżnych stworzeń. Chciał jak najszybciej znaleźć Snape'a.

- Expelliarmus!- usłyszał głos Draco, a chwilę potem zobaczył błysk zaklęcia. Wybraniec zastygł. Ślizgon musiał wejść na wieżę od drugiej strony. Potter zmarszczył brwi. Nie mógł kompletnie ruszyć ciałem, mimo starań. Podniósł wzrok, ale dojrzał tylko buty i spodnie Malfoya. Co blondyn robił w takim miejscu i dlaczego rozbroił dyrektora?

Harry jeszcze raz spróbował się ruszyć. Niestety i ta próba zakończyła się fiaskiem. Dumbledore musiał rzucić na niego zaklęcie niewerbalne. Tylko... dlaczego to zrobił?

- Jak zwykle punktualnie- powiedział Albus, jakby chwalił ambitnego ucznia- O, przyprowadziłeś... pannę Bellę i... nie widzę waszych twarzy. Czy możecie łaskawie zdjąć maski?

Niestety mężczyzna nie doczekał się spełnienia prośby. Potter usłyszał tylko kroki i szybkie oddechy. Nagle zobaczył wspinającego się po schodach Snape'a. Severus spojrzał na Gryfona z pobłażaniem jak zawsze, gdy Harry robił coś na diabła.

Wszystko jest złudne /DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz