Harry nie mógł wydusić słowa. Zobaczył go, zobaczył zabójcę Jamesa i Lili. Patrzyli na siebie w milczeniu, obaj pragnęli rzucić na drugiego śmiertelne zaklęcie. Chmury rozeszły się, ukazując przepiękny księżyc. Srebrna poświata padła na twarz Pottera.
- Tak, podobny do rodziców- westchnął Voldemort i pogładził ponownie swą różdżkę- Zaraz spotkasz moją rodzinę.
Brunet splunął tylko pod nogi Czarnego Pana. Czuł się niezwykle słabo przez utratę krwi, nie miał siły się szarpać. Patrzył tylko na mężczyznę spod byka, jakby to miało mu coś pomóc.
Nagle między grobami zaczęli pojawiać się czarodzieje. Wszyscy mieli czarne płaszcze różnego kroju i maski. Harry patrzył na nich, chcąc wyłapać jakiąś znajomą sylwetkę. Tajemniczy ludzie powoli zbliżali się do Voldemorta jakby bali się, że po drodze wpadną w jakąś pułapkę. Jedna osoba padła na kolana, a reszta poszła w jej ślady.
- Panie mój, panie!- przekrzykiwali się drżącymi głosami.
Potter patrzył na nich szeroko otwartymi oczami. Te poniżenie, ten strach... Po kręgosłupie okularnika przeszły ciarki. Czarodzieje wstali i ustali w kole. W środku został tylko Czarny Pan i Gryfon.
- Witajcie, śmierciożercy- odezwał się Voldemort- Minęło już trzynaście lat... trzynaście lat odkąd widzieliśmy się po raz ostatni. A jednak zjawiliście się od razu, jakby to było wczoraj... Nadal jednoczy nas Mroczny Znak. Niestety czuję w powietrzu odór winy. Dlaczego? Dlaczego zjawiło się tyle osób, a nikt nie przyszedł z pomocą swemu panu?
Czarodzieje zadrżeli, a temperatura jakby spadła o kilka stopni. Harry przymknął oczy. Pragnął zasnąć i obudzić się w skrzydle szpitalnym otoczony przyjaciółmi. Może nawet Draco trzymałby go za dłoń?
- Uwierzyliście, że nie powrócę? Że to koniec? A ci, których z nami nie ma? Wmieszali się w szeregi wroga, udając, że są niewinni. Jestem zawiedziony. Tylko Glizdogon, mimo że tchórzliwy, pomógł mi wrócić do dawnej postaci. Jak to świadczy o was, drodzy śmierciożercy? Te trzynaście lat odpłacicie mi następnymi trzynastoma. Potem wam wybaczę, a jak na razie każde nieposłuszeństwo to wyrok śmierci.
Voldemort zaczął przechadzać się wewnątrz kręgu. Zawieszał wzrok na każdym z osobna. Ludzie bali się nawet oddychać. Chmury ponownie zakryły księżyc. Nagle Czarny Pan zatrzymał się przed jedną z zamaskowanych osób.
- Lucjuszu, mój niewierny przyjacielu- Gryfon otworzył szerzej oczy i skupił całą swoją uwagę na ojcu Draco- Nie pomogłeś mi. Twoje czyny na meczu quidditcha były imponujące, ale czy wystarczą, abym ponownie ci zaufał, abyś ponownie zarządzał torturowanie mugoli?
- Przepraszam za to, panie. Gdybyś tylko dał jakiś znak, że nadal żyjesz, pierwszy bym cię odnalazł i pomógł, panie- odpowiedział Malfoy beznamiętnym tonem, ale w pod koniec wypowiedzi lekko mu się załamał.
- Milczałeś od zeszłego lata, nie poczyniłeś w moją stronę kolejnego kroku.
- Wybacz mi, panie.
- Na wybaczenie trzeba zasłużyć, bądź od teraz wierniejszy- powiedział ostro Voldemort i ruszył dalej.
- Dziękuję, dziękuję za twe miłosierdzie- westchnął z ulgą Lucjusz. Harry zauważył, że mężczyzna pogładził palcem obrączkę. Robił to już kiedyś na drugim roku podczas wizyty w gabinecie dyrektora.
- Wiecie z kogo jestem dumny i kto zostanie nagrodzony? Lestrange'owie. Nie wyparli się mnie do końca, siedzą w Azkabanie. Crabbe i Goyle, jesteście podobni do Lucjusza. Zawiodłem się. A ty, Nott? Eh... Brakuje tutaj mojego najwierniejszego sługi, który wykazał się nie tylko wiarą we mnie i oddaniem, ale też sprytem i inteligencją.
![](https://img.wattpad.com/cover/185526237-288-k49832.jpg)
CZYTASZ
Wszystko jest złudne /Drarry
Casuale,,Twoje wargi, które muskają moje usta na dobranoc. Twoje zielone oczy przepełnione odwagą. Twoją czuprynę stroniącą od szczotki czy grzebienia. Twoje czyste serce, które mimo zaznanego cierpienia zawsze wybiera dobro. Twoje serce, które podałeś mi...