89

4.7K 406 592
                                    

- Zaśpiewam głośno ,,Weasley jest naszym królem", gdy Umbridge będzie szła- zapewniła Luna z szerokim uśmiechem.

- Dobrze- odpowiedział Harry, grzebiąc scyzorykiem w zamku.

- Daj to- warknęła Hermiona i odepchnęła Pottera. Pomajstrowała coś i nie minęła nawet minuta, a drzwi się otworzyły.

- Skąd ty umiesz takie rzeczy?- spytał zdziwiony Ron z szeroko otwartymi oczami.

- Nie czas na rozmowy- mruknął Draco i wszedł do gabinetu pełnego miauczących talerzy na ścianach. Wszędzie był róż, pachniało herbatą.

- Ale oczojebnie- westchnął Malfoy- Przypomnisz mi, czemu akurat ten gabinet?

- Tylko tu działa kominek- szepnęła Hermiona. Pogrzebała w kieszeniach i wyjęła woreczek- Rozpalcie w kominku.

Weasley i Potter posłusznie wykonywali rozkaz Granger, gdy Ślizgon przechadzał się jak gdyby nic po pomieszczeniu. Co chwilę czegoś dotykał i wzdychał. Jego spojrzenie przykuło urocze zdjęcie Umbridge z wielkim, puchatym kotem. Blondyn uderzył w nie dłonią. Ramka spadła na podłogę i pękła, szkło było wszędzie.

- Ojoj- mruknął Draco, udając przejęcie.

- Nie bądź dziecinny- westchnęła Hermiona i wrzuciła do kominka trochę Proszku Fiuu. Zgodnie z oczekiwaniami ogień przybrał zieloną barwę.

- Najpierw ja- zarządził Harry. Bez strachu wsadził głowę do kominka- Grimmauld Place numer dwanaście!

   Zaczął wirować, ale czuł, że kolanami wciąż dotyka puchatego dywanika w gabinecie Umbridge. Nagle ukazał mu się salon w domu Blacka. Było cicho.

- Syriuszu!- krzyknął, ale odpowiedziało mu tylko bzyczenie muchy. Powtarzał wciąż imię ojca chrzestnego, ten niestety nie przychodził na wołania.

Nagle coś szarpnęło brunetem. Został brutalnie wyciągnięty z kominka. Zdezorientowany odwrócił głowę i zastał czerwoną twarz inkwizytorki. Kobieta wyglądała jakby miała zaraz wybuchnąć.

- Ty...- zaczęła, opluwając przy tym twarz Gryfona- Siadaj!

Popchnęła Pottera na krzesło tak mocno, że  Harry prawie upadł wraz z biednym meblem. Spojrzał zdezorientowany na Puchonów i Ślizgonów, którzy bawili się ich różdżkami. Członkowie Gwardii Dumbledore'a stali przy biurku. Okularnik zdziwiony wsadził dłoń do swojej kieszeni. Mu również zabrali najważniejsze narzędzie czarodzieja.

- Dlaczego byłeś w moim gabinecie?!- huknęła Umbridge.

- Zdrajcy- warknął Draco w stronę członków swojego domu.

- I pan Malfoy. Ciekawe, co powie twój ojciec!

- Słuchaj, nie mam ochoty na gadkę o ojcu. Weź już nas wydal ze szkoły czy coś- odpyskował blondyn, który od jakiegoś czasu stawał się coraz bardziej odważny w stosunku do nauczycieli.

- Potter, z kim się spotkałeś?! Wsadziłeś głowę do kominka, z kim się porozumiewałeś?!- krzyknęła.

- Z nikim- jęknął Harry, starając się odsunąć z krzesłem jak najdalej od inkwizytorki.

Po chwili do gabinetu wszedł jakiś otyły Puchon z Nevillem i Luną. Popchnął ich w stronę reszty gwardii.

- To ta, co stała przed gabinetem i chłopak, który jej bronił- powiedział nieznajomy niezwykle wysokim głosem.

- Dziękuję, słoneczko- powiedziała miłym głosem Umbridge, przeniosła wzrok na Pottera i jej ten zmienił się diametralnie- Gadaj!

- Nie muszę pani mówić z kim rozmawiałem i skorzystam z mojego prawa do milczenia- warknął Gryfon, patrząc kobiecie prosto w oczy.

Wszystko jest złudne /DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz