- Zaśpiewam głośno ,,Weasley jest naszym królem", gdy Umbridge będzie szła- zapewniła Luna z szerokim uśmiechem.
- Dobrze- odpowiedział Harry, grzebiąc scyzorykiem w zamku.
- Daj to- warknęła Hermiona i odepchnęła Pottera. Pomajstrowała coś i nie minęła nawet minuta, a drzwi się otworzyły.
- Skąd ty umiesz takie rzeczy?- spytał zdziwiony Ron z szeroko otwartymi oczami.
- Nie czas na rozmowy- mruknął Draco i wszedł do gabinetu pełnego miauczących talerzy na ścianach. Wszędzie był róż, pachniało herbatą.
- Ale oczojebnie- westchnął Malfoy- Przypomnisz mi, czemu akurat ten gabinet?
- Tylko tu działa kominek- szepnęła Hermiona. Pogrzebała w kieszeniach i wyjęła woreczek- Rozpalcie w kominku.
Weasley i Potter posłusznie wykonywali rozkaz Granger, gdy Ślizgon przechadzał się jak gdyby nic po pomieszczeniu. Co chwilę czegoś dotykał i wzdychał. Jego spojrzenie przykuło urocze zdjęcie Umbridge z wielkim, puchatym kotem. Blondyn uderzył w nie dłonią. Ramka spadła na podłogę i pękła, szkło było wszędzie.
- Ojoj- mruknął Draco, udając przejęcie.
- Nie bądź dziecinny- westchnęła Hermiona i wrzuciła do kominka trochę Proszku Fiuu. Zgodnie z oczekiwaniami ogień przybrał zieloną barwę.
- Najpierw ja- zarządził Harry. Bez strachu wsadził głowę do kominka- Grimmauld Place numer dwanaście!
Zaczął wirować, ale czuł, że kolanami wciąż dotyka puchatego dywanika w gabinecie Umbridge. Nagle ukazał mu się salon w domu Blacka. Było cicho.
- Syriuszu!- krzyknął, ale odpowiedziało mu tylko bzyczenie muchy. Powtarzał wciąż imię ojca chrzestnego, ten niestety nie przychodził na wołania.
Nagle coś szarpnęło brunetem. Został brutalnie wyciągnięty z kominka. Zdezorientowany odwrócił głowę i zastał czerwoną twarz inkwizytorki. Kobieta wyglądała jakby miała zaraz wybuchnąć.
- Ty...- zaczęła, opluwając przy tym twarz Gryfona- Siadaj!
Popchnęła Pottera na krzesło tak mocno, że Harry prawie upadł wraz z biednym meblem. Spojrzał zdezorientowany na Puchonów i Ślizgonów, którzy bawili się ich różdżkami. Członkowie Gwardii Dumbledore'a stali przy biurku. Okularnik zdziwiony wsadził dłoń do swojej kieszeni. Mu również zabrali najważniejsze narzędzie czarodzieja.
- Dlaczego byłeś w moim gabinecie?!- huknęła Umbridge.
- Zdrajcy- warknął Draco w stronę członków swojego domu.
- I pan Malfoy. Ciekawe, co powie twój ojciec!
- Słuchaj, nie mam ochoty na gadkę o ojcu. Weź już nas wydal ze szkoły czy coś- odpyskował blondyn, który od jakiegoś czasu stawał się coraz bardziej odważny w stosunku do nauczycieli.
- Potter, z kim się spotkałeś?! Wsadziłeś głowę do kominka, z kim się porozumiewałeś?!- krzyknęła.
- Z nikim- jęknął Harry, starając się odsunąć z krzesłem jak najdalej od inkwizytorki.
Po chwili do gabinetu wszedł jakiś otyły Puchon z Nevillem i Luną. Popchnął ich w stronę reszty gwardii.
- To ta, co stała przed gabinetem i chłopak, który jej bronił- powiedział nieznajomy niezwykle wysokim głosem.
- Dziękuję, słoneczko- powiedziała miłym głosem Umbridge, przeniosła wzrok na Pottera i jej ten zmienił się diametralnie- Gadaj!
- Nie muszę pani mówić z kim rozmawiałem i skorzystam z mojego prawa do milczenia- warknął Gryfon, patrząc kobiecie prosto w oczy.
CZYTASZ
Wszystko jest złudne /Drarry
Random,,Twoje wargi, które muskają moje usta na dobranoc. Twoje zielone oczy przepełnione odwagą. Twoją czuprynę stroniącą od szczotki czy grzebienia. Twoje czyste serce, które mimo zaznanego cierpienia zawsze wybiera dobro. Twoje serce, które podałeś mi...