90

5K 444 319
                                    

  Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, gdy Hermiona, Harry i Umbridge szli przez las. Potter starał się zrozumieć, co próbuje zdziałać Granger. Gdy weszli na jedną ze ścieżek, bruneta nagle olśniło. Przecież tędy szli do brata Hagrida. Czy sztynka planowała oddać inkwizytorkę w ręce olbrzyma?

Jednak wchodzenie do Zakazanego Lasu bez różdżek wydawało sie totalną głupotą. W dodatku Gryfonka nie dbała kompletnie o zachowanie ciszy, każda jej odpowiedź na pytania Umbridge była głośniejsza niż powinna.

Nagle usłyszeli świst, a w drzewie obok kobiety utkwiła strzała. Harry rozejrzał się uważnie. Z każdej stronny otaczały ich centaury. Potter nie miał pojęcia skąd się wzięli, ale to było najmniej ważne. Złapał Harmionę za dłoń. Czy tak właśnie skończą? Zabici w lesie przez centaury?

- Kim jesteście?- spytał najlepiej budowany mężczyzna, uderzając kopytami o ziemię.

- Jestem Harry Po...

- Wiemy. Pytamy te dwie.

- Hermiona Granger. Uczennica Hogwartu- odpowiedziała spokojnie szatynka.

- Dolores Umbridge. Zejdźcie nam z drogi. Jestem z Ministerstwa Magii- zarządała z wyższością w głosie kobieta.

- Bo? To nasz teren- oznajmił centaur i skrzyżował ręce na klatce piersiowej.

- Na mocy dekretu współpracy z magicznymi stworzeniami nakazuję...

- Jak nas nazwałaś, kobieto?!

Dolores dobyła różdżki, a jej twarz zrobiła się niezwykle blada. Harry odsunął się jak najdalej od kobiety, starając się nie patrzeć na centaury. Nie chciał się wtrącać do tej kłótni.

- Magicznymi stworzeniami. Macie natychmiast zrobić nam przejście- powiedziała Umbridge bardzo wolno i wyraźnie jakby zwracała się do szaleńców.

- Co robicie w naszej puszczy? Po co tu przyszliście?- dopytywał się przywódca centaurów.

- Waszej puszczy?! Żyjecie tu tylko dlatego, że ministerstwo wyznaczyło wam tereny i...

   Nie dane jej było dokończyć. Jeden z mężczyzn złapał ją za ramię i zaczął wlec za sobą. Kobieta krzyknęła i rzuciła na napastnika zaklęcie. Grube liny oplotły centaura, który upadł na ziemię. Jego współplemieńcy ryknęli i pomknęli w stronę Dolores, która na oślep rzucała różne zaklęcia.

Jeden z centaurów wyrwał jej różdżkę, a dwa inni chwycili inkwizytrokę za ręce i uniesli w górę. Umbridge wierzgała nogami, ale na niewiele się to zdało. Porywacze zniknęli z kobietą między krzakami. Reszta centaurów nie ruszyła jednak za nimi. Wlepiali swój wzrok w Pottera i Granger.

- A co z nimi?- spytał najmłodszy z mężczyzn.

- To źrebaki. Nie atakujemy źrebaków. Idźcie z tego lasu i nie wracajcie- powiedział twardym głosem przywódca.

- Nie są już tak młodymi źrebakami. Są gotowi ponieść konsekwencje- odezwał się inny centaur.

- Przepraszamy, ale ona nas torturowała. Rzuciła cruciatusa na Harry'ego, siała terror. Miałam nadzieję, że nad od niej uwolnicie- zaczęła się tłumaczyć szatynka, a w jej oczach zamajaczyły łzy.

- A więc mieliśmy odwalić całą robotę za was?- warknął siwowłosy mężczyzna.

- Nie, nie miałam tego na myśli. Liczyłam na pomoc. Sami nie dalibyśmy rady. Nie użyliśmy wobec was różdżek. Przecież nie zrobiliśmy wam krzywdy i nawet nie zamierzaliśmy. W dod...

Jej wypowiedź przerwał głośny krzyk i łoskot. Usłyszeli jak drzewo z hukiem uderza o podłoże. Zza grubego dębu wypadł Graup.

- Koiki!- wrzasnął, gdy zauważył centaury. Mężczyźni zaczęli krzyczeć między sobą i naciągać strzały na cięciwy.

Potter skorzystał z zamieszania i pociągnął Hermionę w stronę wyjścia z lasu. Nie oglądał się za siebie. Słyszał mknące strzały, łamiące się drzewa, krzyki. Liczyło się dla niego tylko bezpieczeństwo, nie swoje a Granger. Była to jego najlepsza przyjaciółka i nie zamierzał jej tracić w tak głupi sposób. Wypadli z lasu prosto na przyjaciół.

Gryfon odszukał wzrokiem Draco i przytulił go z całej siły. Blondyna aż zabolały żebra, ale nic nie powiedział. Poklepał tylko Pottera po głowie. Hermiona za to przytuliła Rona i z boku na pewno nie wyglądało to na uścisk zwykłych przyjaciół.

- Umbridge nie wróci- powiedział Granger, zalewając się łzami- Już myślałam, że nas też zabiorą.

- Hm?

- Spotkaliśmy centaurów, pokłocili się z Umbridge- wyjaśnił Bliznowaty.

- Mam!- usłyszeli krzyk. Spojrzeli na Lunę, która pędziła z Nevillem w ich stronę. Trzymała w dłoni parę różdżek.

- Dobrze się spisałaś- pochwalił ją Weasley, gdy blondynka dobiegła do nich. Lovegood rozdała im najważniejsze narzędzie każdego czarodzieja, uśmiechając się przy tym szeroko. Była z siebie dumna.

- Jak ocalimy Syriusza?- spytała Granger, gdy już przestała płakać.

- Miotły?- zaproponował Draco, który nadal głaskał kochanka po głowie.

- Za wolne i nie każdy ma. Polecam testrale- powiedziała Luna śpiewnym głosem- Zaprowadzę was.

- Umiesz nad nimi panować?- zaśmiał się Ron.

- One zawsze doprowadzą jeźdźca do celu- odezwał się Potter, przypominając sobie nauki Hagrida.

- No to wygląda na to, że nie mamy wyboru...

***

  Dla osób, które nie mogły dostrzec stworzeń było to dość dziwne doświadczenie. Czuli ciepło skrzydlatych koni, słyszeli sapanie, ale nie mogli ich dostrzec. Lecieli w parach. Harry opierał się o plecy Draco. Miał zamknięte oczy. Czuł narastające w nim podniecenie przed poważną akcją, ale chciał choć chwilę przed tym odpocząć.

Malfoy za to był pełen podziwu dla testrali za to z jaką szybkością potrafią się poruszać. Mknęli szybciej niż na gryfach. Ślizgon zerknął na okularnika, który wyglądał na wykończonego. Nic dziwnego skoro rzucono na niego zaklęcie niewybaczalne.

- Harry- szepnął szarooki, chcąc sprawdzić czy Potter śpi.

- Tak?- spytał Gryfon i podniósł głowę. Wlepił wzrok w kochanka. Widział w oczach Ślizgona lekki strach. Harry dobrze wiedział, że chłopak obawiał się spotkania Voldemorta i swego ojca. Uśmiechnął się lekko. Chciał dodać chłopakowi otuchy.

Draco cicho westchnął i pocałował bruneta w usta. Nagle zapargnął zmienić tor lotu i wylądować gdzieś daleko od Wielkiej Brytanii, tych wszystkich problemów. Chciał zamieszkać z Potterem w jednej ze swoich rezydencji i wieść spokojnie życie. Niestety nie było im to dane.

- Nie bój się- wyszeptał zielonooki- Nie musisz tam z nami wchodzić.

- Nie jestem tchórzem, mały plebsie- warknął Malfoy i po chwili lekko się uśmiechnął- Jakbym mógł tchórzyć, gdy ty będziesz walczył?

- Jak spotkasz ojca...- zaczął Gryfon.

- To mam z nim nie walczyć. Wiem i nie zamierzam tego robić. Proszę, w miarę możliwości, nie zrób mu krzywdy. W końcu to będzie twój przyszły teść- zaśmiał się Draco, chcąc rozluźnić atmosferę.

Pottera jednak nie rozbawił ten żart, a bardziej zawstydził. Wlepił wzrok w połyskującą grzywę testrala. Nigdy wcześniej nie myślał o ślubie. W dodatku Lucjusz za teścia to był najgorszy koszmar. Harry zamiast się rozluźnić to zaczął się bardziej stresować.

- Ej, spokojnie- mruknął Ślizgon. Nie wierzył, że brunet aż tak się tym przejął- Nie każdy musi cię lubić. Ważne, że ja kocham, prawda?

Wszystko jest złudne /DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz