115

3.5K 316 481
                                    

   Naryca spojrzała na męża przepełnionym miłością wzrokiem. Wyglądał orkopnie. Blond włosy straciły blask, wyglądały na niesamowicie zniszczone. Kości policzkowe niezdrowo odstawały, a pod oczami widniały wielkie, sine wory. Nienaturalnie chude palce przejeżdżały po plecach pani Malfoy.

- Tęskniłem- powiedział Lucjusz ochrypłym głosem.

- Ja też, bardzo, bardzo. Czekałam. Wciąż czekałam. Wyglądasz okropnie. Usiądź na łóżku i zjedz kolację. Musisz przytyć.

- Draco? Co z Draco? Gdzie on jest?- spytał mężczyzna i zaczął się rozglądać, jakby syn miał zaraz wyskoczyć z szafy lub zza drzwi, aby go przywitać.

Kobieta spojrzała z przestrachem na okna, a potem na wejście do pokoju. Sypialnia stała się niezwykle ponura i Narcyza wręcz nienawidziła w niej przebywać, ale gdy wrócił Lucjusz, od razu nabrała ciepła. Pani Malfoy zapaliła dwie świeczki i usiadła z mężem na łóżku. Szeptem wyjaśniła plan działania, który przedstawił jej Severus.

Oczywiście pan domu od razu się zbulwersował. Nie mógł wyobrazić sobie ucieczki od Czarnego Pana. Miał przecież znak i Voldemort na pewno ich odnajdzie, prędzej czy później. On nie wybacza uciekinierom.

- Myślę, że takie ryzyko... Eh... Dobrze, uciekniemy, ale w inne strony- zarządził cicho Lucjusz. Głaskał delikatnie udo żony, jakby bał się, że ta okaże się być kolejnym snem, a Malfoy za chwilę obudzi się na wilgotnej podłodze w Azkabanie.

- Zostawisz nas? A co jak on cię dopadnie? Nie mogę ci na to pozwolić.

- To ma dopaść Draco i ciebie? Mam znak, nie mogę iść z wami- wyjaśnił spokojnie mężczyzna. Bardzo pragnął zobaczyć syna, ale miał przez głupią chęć narazić go i żonę na śmierć? Potrafił unikać problemów jak każdy Malfoy, więc czuł, że uda mu się uciec przed śmierciożercami.

- Kocham cię. Oby on szybciej zdechł.

- Oby zdechł.

***

   Plusem goszczenia w rezydencji Voldemorta był fakt, że mogli w dowolnej chwili opuścić dworek i nawet nikt tego nie zauważy. W przypadku deportacji od razu wszcząłby się alarm. Każda rodzina, która dorobiła się na przekrętach ma wiele tajnych przejść i tuneli, aby w razie czego uciec przed napastnikami.

Rozstali się pod wielką wierzbą, której liście smagały ich po tawrzach. Czuli dziwny spokój i smutek. Wspomnieniami wrócili do młodzieńczych lat, gdy poinformowano ich, że będą musieli wziąć ślub. Tamtego dnia też stali naprzeciwko siebie w milczeniu z napływającymi do oczu łzami.

- Powodzenia, kochanie- szepnęła Narcyza. Chciała powiedzieć o wiele więcej, ale ściśnięte gardło nie pozwalało jej na chociażby przełknięcie śliny.

- Powodzenia, słońce. Pozdrów Draco.

Mężczyzna chciałby przekazać żonie tyle rzeczy, ale wiedział, że ta go w pełni rozumie. Lucjusz nie należał do osób wylewnych, źle mu szło ubieranie myśli w słowa. Przytulił ukochaną i złożył na jej wargach delikatny pocałunek, który mimo ubogiej formy zawierał w sobie całą czułość, miłość, troskliwość, tęsknotę, namiętność jaką żywił do Narcyzy.

I zniknęli rozdzieleni przez scenariusz Losu. Tylko Bellatriks była świadkiem ich ucieczki. Wpatrywała się pusto w drzewo oparta plecami o zarośnięty mur. Wypuściła z ust dym papierosowy, który od ponad roku niszczył jej płuca. Wyrzuciła niedopałek i wbiła go czarnym kozakiem w błoto.

- Głupia jesteś, Narcyzo, bardzo głupia- westchnęła, ruszając w stronę bramy. Ciszę rozwiał jej szaleńczy śmiech.

***

   Draco spojrzał na zegar, który wybił pierwszą w nocy. Narzucił pelerynę i upewnił się, że ma różdżkę. Zamknął oczy. Wyobraził sobie domek w lesie porośnięty zielonymi pnączami i piekną wiśnię, której różowe kwiaty zasypywały trawnik. Przytoczył nazwę wioski położonej niedaleko rajskiej chatki.

Poczuł dziwny skręt w brzuchu dookoła pępka. Już po chwili stał w upragnionym miejscu. Niestety śliczne drzewo ktoś wyciął i wykarczował zielone pnącza. Blondyn westchnął posępnie. Miał nadzieję, że właśnie tu nacieszy swe oczy i choć na chwilę zapomni, jak ponura jest rzeczywistość.

Nagle usłyszał ciche pyknięcie za plecami. Odwrócił się powoli, a jego oczom ukazała się matka ubrana w czarną suknię. Od razu przytuliła syna, mocząc policzki słonymi łzami. Szarooki uśmiechnął się lekko. Dawno nie widział swej rodzicielki. Czuł się niesamowicie. Chciał opowiedzieć jej o każdym dniu od momentu, gdy stracili kontakt.

- Gdzie tata?- spytał z lekkim wahaniem. Przecież w planie było, że rodzice przybędą na miejsce spotkania razem.

- Musi coś załatwić. Dołączy do nas potem. Zostaniemy tu dwa dni i przeniesiemy się w kolejne miejsce.

- Chcę znaleźć Zakon Feniksa- zarządził Draco.

- Kochanie, nie możesz się narażać. Przeczekamy to, razem. Tak bardzo tęskniłam- szeptała zapłakana kobieta.

- Muszę wyjaśnić Harry'emu, że nie miałem wyboru. Nienawidzi mnie. Nie chcę, aby mnie nienawidził- powiedział Draco i zamknął oczy, aby się nie rozpłakać.

- Wyjaśnisz mu po wszystkim. Nie chcę cię stracić. Nie możesz plątać się w takie sprawy, kochanie. Nie jesteś jak Potter i go nie naśladuj.

- Bardzo tęsknię, mamo. Nie dam już rady. Ja... ja tak tęsknię... Widzę jego twarz, gdy zamykam oczy, gdy patrzę w lustro... Ja... Nie dam już rady, mamo. Nie umiem sobie z tym poradzić. Chcę usłyszeć jego głos, poczuć ten przyjemny zapach słodyczy, kórymi się zajada i dotknąć tej delikatnej skóry...- rozpłakał się jak małe dziecko- Pośmiać się, że nie da rady ułożyć włosów i pocałować go w czoło na do widzenia... Nie dam rady być sam, mamo. To jak tlen, a nie da się żyć bez tlenu. Nie mogę jeść, wszystko smakuje jak kartka papieru... Nie mogę spać, bo śni mi się on... Zraniony i zawiedziony moim zachowaniem... Jestem tchórzem, nie jestem odważny. Jestem wredny, arogancki, cyniczny... Ale on mnie kocha. Jest we mnie coś dobrego... Prawda, mamo?

- Oczywiście, kochanie, oczywiście. Jesteś cudnym chłopcem. Każdy ma wady.

- Nienawidzi mnie. Na pewno mnie nienawidzi. A jak wrócił do Ginny?...- płakał głośno, chowając twarz w ramieniu rodzicielki.

- Nie wrócił. Kochanie, spokojnie. Na pewno nadal cię kocha, pewnie jest po prostu zły. Uspokój się- powtarzała Narcyza, głaszcząc syna po głowie- Spokojnie, kochanie. Na pewno cię kocha.

***

   Draco spojrzał na oznaczoną przez czas twarz kobiety. Zasnęła na kanapie z głową na kolanach blondyna. W jej jasnych włosach odznaczały się już siwe pasemka. Miała ostry wyraz twarzy, ale było to dość powszechną cechą żeńskiej linii jej rodu. Szarooki zjechał wzrokiem na popękane, blade usta. Znowu zapominała o piciu odpowiedniej ilości wody.

Ślizgon kochał swoją matkę. Wiedział, że na pewno są lepsze, ale czy każdy rodzic jest idealny? Pani Malfoy zawsze starała się zapewnić synowi dobrobyt i szczęście, była jego pierwszą przyjaciółką i powierniczką tajemnic. Wiedział, że kobieta oddałaby za niego życie i byłby gotów zrobić to samo dla niej.

Z tego właśnie powodu wstał, przekładając delikatnie głowę Narcyzy na bordową poduszkę. Dotknął jej chłodnego policzka z rzadka smaganego rumieńcem i westchnął cicho. Czy naprawdę był tchórzem? Czy tchórz potrafiłby zrobić coś takiego? Nie, Draco przestał być tchórzem.

Deszcz bębnił głośno o brudne szyby. Wstydliwe słońce schowało się za szarymi chmurami, a wiatr ruszał smętnymi koronami drzew. Parę kilometrów dalej dorośli dopiero jechali do pracy, a dzieci jeszcze smacznie spały zadowolone z wakacji. Bydło wyjątkowo nie mogło paść się na rozległych, kwiecistych polach pełnych zielonej trawy i musiało zadowolić się starymi, przytulnymi oborami.

Właśnie w taki ponury dzień Naryca zapomniała, że ma syna. Zapomniała? Nie, została zmuszona by zapomnieć. Obudziła się około czternastej z dziwnym przeświadczeniem, że jeszcze parę godzin temu ktoś był z nią w tym domku. Ale kto? Senna zmora? Musiała czekać na męża. Męża... Ale czy na kogoś jeszcze? Chyba tak... Ale na kogo?...

Wszystko jest złudne /DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz