25

6.6K 558 955
                                    

- Malfoy?! Co ty tu robisz?!

- Harry, ciszej- syknęła Hermiona.

-Zobaczyłem jak się wymkacie i naturalnie ruszyłem za wami, aby opowiedzieć wszystko ze szczegółami naszym kochanym nauczycielom.

- Wracaj do zamku. To nie twoja sprawa, dupku- warknął Potter i zaczął wspinać się po starych, trzeszczących schodach, które w każdej chwili mogły ulec zawaleniu.

- No tak. Zapomniałem, że Cudowny Chłopiec lubi zgrywać tragicznego bohatera, który wszystkie cierpienia tego świata znosi samotnie.

- Lepiej tu zostań, Malfoy- powiedziała Hermiona i ruszyła za brunetem.

- Czy to nie jest przypadkiem Wrzeszcząca Chata?- spytał lekko przestraszony blondyn.

  Harry rozejrzał się uważnie. Wszędzie były jakieś śmieci, okna ktoś zabił deskami, a meble wyglądały jak po ataku wściekłego wilczura. Tepety schodziły ze ścian płatami, a w podłodze brakowało pojedynczych desek.

- Rzeczywiście- szepnęła Granger, wyciągając różdżkę przed siebie.

- Duchy nie zapaliły świec. Tu jest człowiek- oznajmił Harry, pokazując na świeczniki.

- Black- bardziej stwierdził niż spytał Ślizgon.

Brunet jakby rażony prądem popędził na piętro, z którego dochodziły niewyraźne głosy. Miał szansę dorwać mężczyznę, który zdradził jego rodziców. Marzył o tym od paru miesięcy. Chciał wiedzieć, czy opłacało mu się dokonać tak haniebnego czynu, czy dostał to, czego chciał, czy jest z tego dumny, czy ma jakiekolwiek sumienie.

- Debilu, co wyrabiasz?!- krzyknął Malfoy i popędził za Gryfonami. Nigdy nie przepadał za Potterem, ale wolał nie być krytykowanym za zostawienie okularnika w kryjówce mordercy. Poza tym dobrze wiedział, że Cudowny Chłopiec jakoś wywinie się z opresji, a dzięki temu Malfoy mógł cieszyć się sławą, nic nie robiąc. Układ idealny.

Wpadli do oświetlonego jedną świeczką pomieszczenia. Ron siedział na ziemi oparty o wielkie, zakurzone łoże. Jego noga wykrzywiona była pod dziwnym kątem, a w dłoniach trzymał rozstrzęsionego Parszywka.

- O matko, Ron, nic ci nie jest?- spytała dziewczyna, kucając obok przyjaciela.

- Jak się czujesz?- wtrącił się Harry.

- To pułapka, debile!- krzyknął Malfoy, ale było już za późno.

Drzwi zatrzasnęły się z hukiem. Uczniowie jak jeden mąż zwrócili głowy w stronę wysokiej postaci w kącie pokoju. Gdyby nie świecące czystym szaleństwem oczy, uznaliby, że to manekin lub trup. Postać miała długie do pasa, pokręcone włosy i szeroki uśmiech ukazujący pożółkłe zęby. Wycelował w nich różdżką Rona.

- Expelliarmus!- krzyknął, pozbawiając ich jakiejkolwiek broni.

- Kurwa...- szepnął pod nosem Ślizgon i dyskretnie schował się za Hermioną- To wykurwiony Suriusz, kurwa, Black, ja pierdolę.

- Byłem pewny, że od razu pobiegniesz ratować przyjaciela, nie myśląc nawet o zawołaniu nauczyciela. Jesteś jak twój ojciec- odezwał się mężczyzna. Miał głos tak ochrypły, jakby nie używał go od lat- To bardzo ułatwia sprawę, jestem ci za to wdzięczny.

- Jak śmiesz go wspominać?!- huknął Potter i ruszył w stronę Blacka. Miał zamiar go zabić, choćby tylko przy pomocy rąk.

- Co ty wyprawiasz?- spytała Hermiona i złapała go za ramię. Pomógł jej Ślizgon, który również mocno przytrzymywał bruneta.

Wszystko jest złudne /DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz