37

6.4K 515 1K
                                    

Grupa ubranych na czarno czarodziejów szła środkiem drogi z wyciągniętymi przed siebie różdżkami. Rzucali nieznane Malfoyowi zaklęcia, które sprawiały, że ludzie szybowali w powietrze i wili się nad głowami napastników, krzycząc i błagając o litość.

Draco już wiedział, do kogo należy ta mała armia i gdzie jest jego ojciec. Najpewniej skrywa się pod jedną ze srebrnych masek. Czarny Pan zawładnął jego życiem. Lucjusz jest zwykłą marionetką i tańczy, jak mu rozkażą, aby bronić żonę i syna. Kiedyś był za Voldemortem, ale teraz przemawia za niego głównie strach o bliskich.

- Wszystkie mugole zdechną! Wszystkie szlamy zdechną! Wszystkie charłaki zdechną!- blondyn usłyszał przerażająco niski głos, który był na tyle głośny, aby dotrzeć do uszu ludzi na drugim końcu pola.

Nagle w kompletnie innym miejscu coś wybuchło, a pobliskie namioty zajęły się ogniem. Najwidoczniej sił Voldemorta nie stanowi tylko ta grupa. Jest tu przynajmniej jeszcze jedna.

Nagle na drogę wbiegli członkowie Ministerstwa Magii, ale nie tylko. Byli wśród nich inni dorośli i odważni czarodzieje. Draco rozpoznał w jednym z tych ludzi Weasleya, który wdał się w bójkę z jego ojcem.

Nie miał jednak czasu obserwować niesamowitej walki dobra ze złem, ponieważ za swoimi plecami usłyszał znajome głosy Złotej Trójcy. Obrócił się i stanął twarzą w twarz z Hermioną Granger. Dziewczyna cudem zatrzymała się. Jeszcze parę centymetrów i upadliby na ziemię.

- To pewnie sprawka twojego tatulka- syknął Ron.

- Radzę wam uciekać. Polują też na szlamy. Mają zaklęcie wykrywające.

- Dzięki za informację- powiedział Harry i chwycił Hermionę za nadgarstek- Uciekamy i... Gdzie jest moja ródżka?!

- Jak mogłeś zgubić różdkę, cwelu?!- krzyknął blondyn, ale przez huki rzucanych zaklęć Potter ledwo go usłyszał.

- Nie wiem!

- Poszukam jej, idioto! Zabierajcie stąd tę szlamę, bo zaraz pofrunie z innymi!

Chłopakom nie trzeba było dwa razy powtarzać. Rzucili się biegiem, osłaniając dziewczynę z dwóch stron jak profesjonalni ochroniarze. Ron musiał przyznać, że pierwszy raz w życiu poczuł lekką sympatię do Malfoya. Może nawet odpuści mu wyzwisko, gdy się spotkają.

Draco ruszył drogą, którą mniej więcej mógł przebyć Potter od swojego namiotu, rozglądając się uważnie na boki. Oglądał się co chwilę za siebie, aby zobaczyć, która strona wygrywa w walce. Nagle niebo oświetlił zielony blask. W pierwszej minucie blondyn nie mógł sobie skojarzyć co to, ale w końcu do niego dotarło, że to znak Czarnego Pana. Spomiędzy szczęk ogromnej czaszki wysuwał się wąż. Obraz był złożony z miliarda małych gwiazdeczek. Najpewniej na tak czystym niebie widać go z paru kilometrów.

- Ja pierdolę- mruknął chłopak. Zapatrzony w znak Voldemorta nie zauważył, że pędzi w jego stronę zaklęcie, które musiało odbić się od tarczy orchonnej którejś ze stron.

***

- Nie wierzę, że ci debile zdołali uciec- syknął Ron, gniotąc czekoladową żabę.

- Przestań już to przeżywać. Ważne, że nikomu z nas nic się nie stało, a ja odzyskałem różdżkę- powiedział Harry i pogładził Hedwigę pieszczotliwie po główce.

- Myślicie, że dla Malfoya nic nie jest?- spytała Hermiona.

- Nie. Jego przyjaciele, którzy swoją drogą zdążyli już opowiedzieć całej szkole o wypadku Malfoya, nie wyglądają na spanikowanych co oznacza, że Malfoy nie umiera, Hermiona. Daj już spokój.

Wszystko jest złudne /DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz