Voldemort wyszedł z pomieszczenia, a zaraz za nim wyleciała Nagini w ochronnej bańce. Mężczyzna nie rozglądał się nawet na boki. Skręcił w korytarz i wyszedł z chaty, zamiatając czarną peleryną pełną kurzu podłogę. Nie wyraził żadnego żalu po skazaniu Severusa na śmierć, nawet nie zadrgała mu powieka.
Potter wypadł z ukrycia i wbiegł do pokoju, który kiedyś musiał być jadalnią. Snape leżał na ziemi oparty o ścianę. Przytrzymywał dłonią szyję. Spomiędzy jego palców przeciekała szkarłatna krew. Był blady. Wzrok wlepił w przerażoną twarz Wybrańca.
Zaraz za Harrym do pomieszczenia wszedł Abraxas, a po chwili również Ron i Hermiona. Granger od razu podbiegła do dyrektora Hogwartu i pomogła mu tamować krwawienie. Okularnik przełknął z trudem ślinę.
- Draco... żyje? Co mu zrobili?- spytał cicho zielonooki, bojąc się odpowiedzi.
- Żyje... Uciekł...- odpowiedział z trudem Severus, a jego powieki zaczęły powoli opadać Robiły się coraz cięższe.
Bliznowaty nagle poczuł, że staje się lżejszy o parę kilo. Malfoy był bezpieczny i wolny. Okularnik już nie musiał się o niego martwić i mieć poczucia winy. W końcu mógł odetchnąć.
- Pomożemy ci, nie umrzesz.
- Fiolka... Dajcie... fiolkę...- wychrypiał mężczyzna. Błądził wzrokiem po uczniach. Obraz tracił coraz bardziej ostrość, a każdy oddech łapał z większym trudem.
Potter kiwnął głową i zaczął przeszukiwać kieszenie. Wtedy trafił na... dyptam. Otworzył szeroko oczy i rzucił się na kolana. Otrącił dłoń Hermiony oraz Snape'a. Wylał zawartość małej buteleczki na rany, mając nadzieję, że tyle wystarczy, aby uratować życie profesora. Dyrektor zsunął się po ścianie i zamknął oczy.
- Czy on?...- szepnął Ron.
- Nie- mruknęła Granger, widząc, że klatka piersiowa bruneta lekko się unosi i opada co chwilę.
Harry przygryzł wargę. Złapał mężczyznę za dłoń. Nie przepadali za sobą i wielokrotnie walczyli, ale koniec końców Severus narażał się na wielkie niebezpieczeństwo jako szpieg Zakonu Feniksa i był ojcem chrzestnym Draco. Rany zaczynały się zasklepiać, ale mimo to krwi wciąż ubywało.
- Błagam, błagam- powtarzał Wybraniec.
- Czyli mogliśmy uratować Lunę?- spytał nieśmiało Weasley.
- Mogliśmy. Przepraszam, Ron. Zapomniałem o dyptamie, ale... chyba tak miało być.
- Tak miało być?! Chyba życie młodej osoby, która ma przed sobą wiele, naprawdę wiele lat jest cenniejsze niż jakiegoś starego zgreda!
- Nie tobie oceniać, które życie jest cenniejsze!- huknął Potter- Ważne, że mamy o jedną ofiarę mniej! Luna... Luna nie miałaby nam tego za złe!
- A skąd wiesz, co by myślała Luna?! Rozmawiasz z duchami?!
Rudzielec prychnął i wyszedł z pomieszczenia. Musiał ochłonąć. Lovegood była bardzo dobrym człowiekiem. Nigdy nikogo nie oceniała, ponieważ wiedziała, jak to jest cierpieć przez wyzwiska i kpiny. Mimo wszystkich wrednych uwag pozostała sobą. Obracała się w gronie niewielu osób, które ją akceptowały i kochała je całym sercem. Nigdy nie powiedziała niemiłego słowa, a do dręczycieli się po prostu uśmiechała. Wychodziła z założenia, że skoro ją krzywdzą, sami muszą być przez kogoś krzywdzeni. Jej empatia nie znała granic.
Zawsze miała dobry humor, nie pozwalając złym myślom popsuć dnia. Uśmiechała się niewinnie, wystawiając do każdego delikatną dłoń. Luna czasem denerwowała innych członków Gwardii Dumbledore'a przez błądzenie myślami w chmurach i brak uwagi, ale była naprawdę utalentowaną czarownicą, która dla przyjaciół poświęciłaby życie.
CZYTASZ
Wszystko jest złudne /Drarry
Random,,Twoje wargi, które muskają moje usta na dobranoc. Twoje zielone oczy przepełnione odwagą. Twoją czuprynę stroniącą od szczotki czy grzebienia. Twoje czyste serce, które mimo zaznanego cierpienia zawsze wybiera dobro. Twoje serce, które podałeś mi...