- Idę do profesora Lupina- oznajmił Harry, podnosząc tyłek z kanapy.
- Harry, wiesz, że on jest...- zaczęła Hermiona przyciszonym głosem.
- O czym rozmawiacie?- wtrąciła się Ginny.
- Potem ci powiem- mruknęła Granger w stronę Pottera i uśmiechnęła się miło do jedynej córki Molly- O pracy domowej z eliksirów.
- To ja lecę- powiedział głośno brunet. Wyszedł z pokoju wspólnego.
Na korytarzach było tłoczno, więc sprawiło mu wiele trudności dostanie się do odpowiedniej sali. Na szczęście sporo pierwszoklasistów przepuszczało go przodem, w innym przypadku spóźniłby się na pierwsze zajęcia obrony przed dementorami.
Wszedł do klasy pewnym krokiem. Stoły stały pod ścianami, a na biurku profesora Binnsa stała duża, stara skrzynia z fioletowymi plamami. Lupin rozpalał różdżką lampy. Harry chrząknął, nie chcąc wystraszyć mężczyzny nagłym przerwaniem ciszy.
- Oh, już jesteś- powiedział wesoło nauczyciel i podszedł do chłopaka. Uściskał go serdecznie, jakby byli starymi, dobrymi przyjaciółmi.
Potter poczuł ciepło rozlewające się po jego ciele, jakiś specyficzny rodzaj miłości, bezpieczeństwo. Nigdy nie miał takiej więzi z jakimkolwiek dorosłym, więc nie umiał tego dokładnie określić. Wyobraził sobie, że zamiast Lupina przytulił go tata. Przecież to w pewnym sensie był słynny ojcowski uścisk.
- T-tak. Dziękuję bardzo.
- Podziękujesz, jak się nauczysz. W skrzyni jest bogin i... A właśnie! Nie zapytałem! Jak minęły ci Święta, Harry?
- Dobrze. Dostałem super prezenty. Pani Weasley zrobiła naprawdę śliczny sweter. Otrzymałem też najprawdziwszą Błyskawicę. Jest genialna, piękna i... i...- Potter nie mógł znaleźć idealnego słowa opisującego najnowszą miotłę.
- Niesamowita?
- Dokładnie! Od razu ją pokochałem.
- Od kogo ją dostałeś?
- Em... Nie wiem- mruknął chłopak- Podejrzewałem, że od ciebie, ale nie byłoby cię chyba stać.
Lupin uśmiechnął się i poklepał go po głowie. Był blady, a pod jego oczami widniały sporo sińce. Gryfon był ciekawy, gdzie mężczyzna podziewał się przez cały okres Świąt. Przecież powinien wrócić wypoczęty, umyty, pulchny, a on wręcz schudł.
- Dlaczego tak źle wyglądasz?
- Chorowałem, przeklęty mróz- zaśmiał się i podszedł do skrzyni- Zacznijmy lekcję.
- Dobrze.
- Jak już mówiłem, w skrzyni jest bogin. Musisz sobie wyobrazić, że to dementorów boisz się najbardziej. Dasz radę?
- Em...- Harry zamknął oczy i wyrzucił kompletnie z głowy obraz wuja Vernona, zastępując go przerażającym topielcem- Dam.
- Nauczę cię skomplikowanego Zaklęcia Patronusa.
- Jak ono działa?
- Wyczarowuje patronusa, czyli antydementora, strażnika, taką jakby tarczę. Patronus to projekcja naszego szczęścia, nadziei, woli przeżycia... Możesz jednak nie podołać tak trudnej magii, wielu czarodziejów nie potrafi zobrazować swojej radości.
- To jak patronus wygląda?- spytał zaintrygowany Harry,
- Każdy jest inny. Musisz skupić całą siłę swojej woli na najpiękniejszym, najradośniejszym wspomieniu. Gdy to już ci się uda, rzucasz zaklęcie.
CZYTASZ
Wszystko jest złudne /Drarry
Random,,Twoje wargi, które muskają moje usta na dobranoc. Twoje zielone oczy przepełnione odwagą. Twoją czuprynę stroniącą od szczotki czy grzebienia. Twoje czyste serce, które mimo zaznanego cierpienia zawsze wybiera dobro. Twoje serce, które podałeś mi...