18

7.1K 547 882
                                    

- Idę do profesora Lupina- oznajmił Harry, podnosząc tyłek z kanapy.

- Harry, wiesz, że on jest...- zaczęła Hermiona przyciszonym głosem.

- O czym rozmawiacie?- wtrąciła się Ginny.

- Potem ci powiem- mruknęła Granger w stronę Pottera i uśmiechnęła się miło do jedynej córki Molly- O pracy domowej z eliksirów.

- To ja lecę- powiedział głośno brunet. Wyszedł z pokoju wspólnego.

Na korytarzach było tłoczno, więc sprawiło mu wiele trudności dostanie się do odpowiedniej sali. Na szczęście sporo pierwszoklasistów przepuszczało go przodem, w innym przypadku spóźniłby się na pierwsze zajęcia obrony przed dementorami.

Wszedł do klasy pewnym krokiem. Stoły stały pod ścianami, a na biurku profesora Binnsa stała duża, stara skrzynia z fioletowymi plamami. Lupin rozpalał różdżką lampy. Harry chrząknął, nie chcąc wystraszyć mężczyzny nagłym przerwaniem ciszy.

- Oh, już jesteś- powiedział wesoło nauczyciel i podszedł do chłopaka. Uściskał go serdecznie, jakby byli starymi, dobrymi przyjaciółmi.

Potter poczuł ciepło rozlewające się po jego ciele, jakiś specyficzny rodzaj miłości, bezpieczeństwo. Nigdy nie miał takiej więzi z jakimkolwiek dorosłym, więc nie umiał tego dokładnie określić. Wyobraził sobie, że zamiast Lupina przytulił go tata. Przecież to w pewnym sensie był słynny ojcowski uścisk.

- T-tak. Dziękuję bardzo.

- Podziękujesz, jak się nauczysz. W skrzyni jest bogin i... A właśnie! Nie zapytałem! Jak minęły ci Święta, Harry?

- Dobrze. Dostałem super prezenty. Pani Weasley zrobiła naprawdę śliczny sweter. Otrzymałem też najprawdziwszą Błyskawicę. Jest genialna, piękna i... i...- Potter nie mógł znaleźć idealnego słowa opisującego najnowszą miotłę.

- Niesamowita?

- Dokładnie! Od razu ją pokochałem.

- Od kogo ją dostałeś?

- Em... Nie wiem- mruknął chłopak- Podejrzewałem, że od ciebie, ale nie byłoby cię chyba stać.

   Lupin uśmiechnął się i poklepał go po głowie. Był blady, a pod jego oczami widniały sporo sińce. Gryfon był ciekawy, gdzie mężczyzna podziewał się przez cały okres Świąt. Przecież powinien wrócić wypoczęty, umyty, pulchny, a on wręcz schudł.

- Dlaczego tak źle wyglądasz?

- Chorowałem, przeklęty mróz- zaśmiał się i podszedł do skrzyni- Zacznijmy lekcję.

- Dobrze.

- Jak już mówiłem, w skrzyni jest bogin. Musisz sobie wyobrazić, że to dementorów boisz się najbardziej. Dasz radę?

- Em...- Harry zamknął oczy i wyrzucił kompletnie z głowy obraz wuja Vernona, zastępując go przerażającym topielcem- Dam.

- Nauczę cię skomplikowanego Zaklęcia Patronusa.

- Jak ono działa?

- Wyczarowuje patronusa, czyli antydementora, strażnika, taką jakby tarczę. Patronus to projekcja naszego szczęścia, nadziei, woli przeżycia... Możesz jednak nie podołać tak trudnej magii, wielu czarodziejów nie potrafi zobrazować swojej radości.

- To jak patronus wygląda?- spytał zaintrygowany Harry,

- Każdy jest inny. Musisz skupić całą siłę swojej woli na najpiękniejszym, najradośniejszym wspomieniu. Gdy to już ci się uda, rzucasz zaklęcie.

Wszystko jest złudne /DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz