77

4.9K 422 956
                                    

  Harry wszedł do gabinetu z wielkim ciężarem na sercu. Rozejrzał się uważnie. Rok temu stały tu klatki z różnymi zwierzętami, stare księgi, a na biurku walały się rzeczy. Po opanowaniu pomieszczenia przez Umbridge wisiały kwieciste zasłony, panował tu wręcz pedantyczny porządek, na ziemi leżał puchaty, różowy dwan, a na szafkach znajdowały się koronkowe serwetki.

Potter spojrzał na kobietę, która siedziała na wysokim, obitym skórą krześle. Wyglądała jak niemowlak na tronie. We włosach miała bordową kokardę, a na szyi duży naszyjnik z pereł. Oczywiście miała na sobie szatę w kolorze podobnym do ozdoby na głowie.

- Dzień dobry- wydukał Gryfon. Dopiero wtedy zwrócił uwagę na talerze za plecami kobiety. Widniały na nich koty z różnokolorowymi kokardkami na szyi. Miałczały i wierciły się.

- Witaj, Potter- powiedziała i zarechotała- I co? Opłacało się tak niegrzaczne zachowanie? Usiądź.

No i usiadł. Następna godzina była istnym piekłem. Ostre perfumy Umbridge podrażniły mu gardło, a zaczarowane pióro wydrążyło mu w skórze na wierzchu prawej dłoni zdanie: ,,Nie będę opowiadać kłamstw". Harry pod koniec aż miał łzy w oczach. Nie okazał tego jednak kobiecie, nie chciał pokazywać słabości.

Napisał chyba ze sto zdań jego własną krwią, której pióro używało jako atramentu. Za każdym razem zarys zdania na dłoni chłopaka się wysotrzał. Gdy Gryfon wyszedł z gabinetu, napis wyglądał już jak czerwony tatuaż. Ulga z jaką opuszczał gabinet była nie do określenia.

  Szedł powoli korytarzem, oglądając dokładnie skutek szlabanu z Umbridge. Było grubo po północy, gdy wszedł do pokoju wspólnego Gryffindoru. Opadł na kanapę i zamknął oczy. Dobrze wiedział, że Ron czeka na niego, aby zadać przynajmniej pięćdziesiąt pytań.

Potter spojrzał na popiół w kominku. Czy nauczycielka mogła stosować wobec niego przemoc fizyczną? Raczej nie. Brunet prychnął. Nienawidził jej chyba bardziej niż Snape'a, a to było praktycznie niemożliwe.

***

Okularnik wstał w parszywym humorze. Jeszcze bardziej się wkurzył, gdy spotkał na korytarzu Malfoya obściskującego się z Pansy. Draco patrzył na Gryfona z wyższością, jakby chciał mu przekazać, że zielonooki nic dla niego nie znaczy.

Dodatkowo Hermiona zaczęła go męczyć pytaniami o szlaban u Umbridge, a Seamus w każdej wolnej chwili wystawiał w stronę Pottera środkowego palca. W dodatku musiał patrzeć jak jego przyjaciele pyszą się posiadaniem tytułu prefektów Gryffindoru. 

Nerwy mu puściły, gdy Abraxas po raz kolejny poprosił go o pomoc w odrobieniu pracy domowej.

- Zrób to w końcu sam!- huknął, a w pokoju wspólnym zapanowała cisza. Atmosferę można było kroić nożem.

- Przepraszam- szepnął młody Malfoy i szybko zabrał pergamin.

- Ja... em...- zmieszał się okularnik. Nie wiedział, dlaczego ostatnio jest taki nerwowy. Przez Draco? Przez Umbridge? Przez Voldemorta? Przez Snape'a? Przez wszystko na raz?

- Harry, przeproś go- warknęła zdziwiona zachowaniem chłopaka Hermiona.

- Nie, n-nie trzeba- wydusił Abraxas. Rozejrzał się po pokoju wspólnym i szybko poszedł do swojego dormitorium.

Gryfoni spojrzeli dość nieprzyjaźnie na zielonookiego. Wrócili do rozmów. Potter co chwilę słyszał swoje imię. Brunet wstał i poszedł za blondynem. Pluł sobie w brodę, że zachował się tak niegrzecznie w stosunku do tak dobrego i grzecznego chłopca.

Wszedł powoli do dormitorium i rozejrzał się uważnie. Zadziwił go ogrom ozdób i świecidełek. Wyglądało to bardziej na wystawę lampek niż jak pokój piątki uczniów.

- Abraxas- zaczął Harry i usiadł na łóżku obok młodego Malfoya, który wpatrywał się uparcie w pergamin- Przepraszam. Mam parszywy tydzień. Wyżyłem się na tobie, nie powinienem. Nie bądź smutny przez moje okropne zachowanie.

- Rozumiem-mruknął niewyraźnie blondyn.

- Pomogę ci, z czym masz problem?

- Już z niczym- odpowiedział dość stanowczo Abraxas.

- No nie obrażaj się- jęknął zielonooki i zaczął łaskotać młodego przyjaciela. Gryfon nie wytrzymał, wybuchł gromkim śmiechem.

- S-stop! Stop!- krzyknął, gdy rozbolał go już brzuch z ciągłego chichotu- Zróbmy pracę! Pracę!

Harry odsunał się i wziął pergamin z zadaniem domowym. Oczywiście była to obrona przed czarną magią, z którą Abraxas miał wiele problemów. Niestety z teorii Potter też nie był asem, a Umbridge wymagała właśnie teorii.

- Um, poproś Hermionę. Na pewno ci pomoże- mruknął okularnik, nie lubił wychodzić na idiotę przed blondynem.

- Dobrze- powiedział szarooki- Nie lubię Pansy- dodał po chwili ciszy.

- Ja też nie.

- Draco jest z nią, aby zrobić ci na złość- oznajmił Abraxas.

- Tak myślisz?- spytał Harry, a jego humor nagle się poprawił. Czyli Ślizgonowi jednak na nim zależało.

- Oczywiście. Nigdy nie patrzył na nią jak na dziewczynę. To podejrzane. To ty bądź ze mną, aby zrobić mu na złość.

- Nie uda ci się- zaśmiał się brunet- Jestem dla ciebie za stary. Idź poderwać jakiś rówieśników.

***

  Potter nie zmienił swojego zachowania, więc szlabany miał praktycznie co tydzień. Po kolejnym z nich wrócił do pokoju wspólnego, gdzie zastał prawdziwą imprezę. Piwo kremowe lało się litrami, a Gryfoni tańczyli na środku do muzyki. No tak, był dzisiaj nabór do drużyny quidditcha.

- Harry, dostałem się!- krzyknął Ron i podbiegł do niego- Jestem obrońcą!

- Gratulacje! Witam w drużynie!

Brunet pierwszy raz od dawna się odprężył. Pił, bawił się, jadł i tańczył. Zapomniał o obronie przed czarną magią i Draco. Zaczynał rozumieć dlaczego nastolatkowie tak często chodzą na imprezy w piątki. Była to miła odmiana po stresującym tygodniu.

Poczuł nagle czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Odwrócił się. Była to Ginny. Wyglądała na zmartwioną. Po chwili namysłu spytała:

- Co ty masz na dłoni?

- To nic...

- To zdanie. Czy to zrobiła ci Umbridge?- drążyła temat dziewczyna.

- Em... tak. Ale nie boli, nie przejmuj się.

- Jak mam się nie przej...

- Cii- syknął Potter i zatkał dłonią jej usta- To nie boli.

- Powinieneś powiedzieć o tym dyrektorowi.

- Martwisz się? Słodko. Idź już.

- Martwię się, to normalne, gdy ktoś ci się podoba- syknęła rudowłosa. Po chwili pokryła się rumieńcem i odwróciła wzrok. Zielonooki mocno się zmieszał. 

- Ginny, em...

- Jesteś gejem? Draco powiedziałeś, że jednak nie.

- No tak, ale...

- Nie podobam ci się, wiem- mruknęła Weasley, unikając usilnie kontaktu wzrokowego.

- A co mi tam- pomyślał okularnik i złączył ich usta w pocałunku. Skoro Draco mógł być z Pansy to dlaczego on nie mógł odbić piłeczki? Czy postąpił źle? Oczywiście. Czy pomyślał o konsekwencjach? Oczywiście, że nie. Czy był podpity? Tak. Czy drugiego dnia tego żałował? Tak.

Los przygryzł wargę i zrobił zdjęcie. Uwielbiał, gdy wszystko szło po jego myśli. Chciał do końca zniszczyć związek Malfoya i Pottera. Miłość stała z boku, powstrzymując słone łzy. Zacisnęła pięść. Nie chciała, aby Los zepsuł ten scenariusz, musiała się wtrącić. Ale jak? Co mogła zrobić? Spięła różowe włosy w kucyka i podkasała rękawy białej sukienki. Postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce.

Wszystko jest złudne /DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz