12

8.6K 577 799
                                    

    Harry spojrzał przez ramię na Percy'ego, który od czasu wtargnięcia Blacka do zamku chodził za nim jak posłuszny piesek. Najpewniej z polecenia matki. W dodatku nauczyciele chętnie go zagadywali na korytarzach czy towarzyszyli podczas drogi na posiłki. Irytowało go to coraz bardziej.

- Potter!- usłyszał krzyk opiekunki Gryffindoru.

Rozejrzał się. Kobieta stała przy drzwiach od swojej sali z plikiem dokumentów. Harry podszedł do niej mozolnym krokiem.

- Tak?

- Nie ma sensu ukrywać tego dłużej przed tobą. Potter, to może być wstrząs dla ciebie, ale Syriusz Black pragnie cię...

- Dopaść- przerwał jej okularnik- Pan Weasley mi wszystko powiedział.

- Ah tak... W takim razie chyba rozumiesz, że nie możesz chodzić na wieczorne treningi quidditcha.

- W sobotę mamy pierwszy mecz!- krzyknął Harry, czując, jak podskakuje mu poziom stresu. Uczniowie spojrzeli na niego ciekawsko.

- Nie krzycz, Potter- powiedziała surowo profesor- Pani Hooch będzie nadzorowała wasze treningi.

- Dziękuję- wyrzucił z ulgą brunet.

- Nie ma za co. Zmykaj na obiad.

   Harry skinął głową i ruszył dalej. Zobaczył kątem oka, że Percy jest dwa metry za nim. Westchnął i poprawił okulary. Nienawidził bycia obserwowanym.

***

   Brunet rozgoryczony rzucił miotłę na ziemię i spojrzał na koleżanki i kolegów z drużyny. Wood wyglądał na naprawdę wkurzonego.

- Super, że dowiadujemy się o tym tydzień przed meczem!- krzyknął Fred.

- Ale mieliśmy wszystko wyćwiczone akurat do stylu Ślizgonów...- powiedziała załamana Angelina.

- Gramy z Puchonami. Szukający tych zasrańców nadal ma uraz ręki- burknął kapitan, zrzucając z siebie przemoczoną szatę.

- On tylko udaje!- wtrącił się Potter.

- A udowodnisz to?

- Spokojnie, Oliver. Przecież Puchoni to pestka- powiedział pewny swego George- Ostatnim razem Harry złapał znicz po pięciu minutach.

- Ale teraz mają Cedrika! C E D R I K A! Widziałem go na boisku. Musicie być poważni i bać się wroga, bo jak ich zlekceważycie to przegramy!- huknął Wood i zaczął wycierać włosy ręcznikiem. Gryfoni mieli wrażenie, że chłopak zaraz je sobie powyrywa.

- To będziemy ćwiczyć dwa razy więcej- oznajmił spokojnie Fred i usiadł obok ścigających.

- Trzy razy więcej!- krzyknął George.

- Cztery!- dołączył się Harry.

- Pięć!

- Nie, bo sześć!

- Siedem!

- Tylko na tyle nas stać?!

- Nie!- ryknęli wszyscy tak głośno, że nawet Hagrid usłyszał echo roznoszące się po błoniach.

***

Snape obdarzył ich wrogim spojrzeniem. Uczniowie spojrzeli zdziwieni po sobie. Absencja profesora Lupina była im bardzo nie na rękę. Nikogo nie zdziwiło to, że Harry pierwszy zapytał o powód jego nieobecności.

- Źle się czuje- powiedział cicho nauczyciel z dość niepokojącym uśmieszkiem.

- Co mu jest?

Wszystko jest złudne /DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz