68

5.1K 490 404
                                    

      Harry starał się omijać wszystkie pułpaki. Skręcił w lewy korytarz, gdy usłyszał, że ktoś biegnie alejką równoległą do jego ścieżki. Zatrzymał się i zaczął nasłuchiwać.

- Co to robisz?!- usłyszał krzyk Cedrika- Odpierdol się, psycholu!

Potter otworzył szerzej oczy ze zdumienia. Pierwszy raz usłyszał przekleństwo z ust Diggory'ego. Co takiego zmusiło tego ułożonego chłopaka do wypowiedzenia tych słów?

- Crucio!

- Krum?- szepnął zdziwiony Gryfon. Przecież te zaklęcie było zakazane. 

Wrzaski Cedrika rozgrzały chłodne, wieczorne powietrze. Harry zaczął się pocić, mimo iż chwilę temu miał gęsią skórkę z zimna. Okularnik zaczął szukać przejścia do korytarza, w którym znajdował się Puchon. Nie znalazł go jednak, a chłopak ciągle krzyczał. Potter zaczął kopać żywopłot, mając nadzieję, że choć trochę go złamie.

Zaklęcia nie działały na magiczne krzaczory, ale siła fizyczna już tak. Po chwili Gryfon przedarł się na drugą stronę, rozrywając sobie ubranie. Ostra gałąź zostawiła na jego policzku brzydką szramę. Zobaczył Cedrika wijącego się na ziemi, zdarł sobie gardło od krzyków. Nad nim stał Krum, trzymając przed sobą różdżkę.

- Drętwota!- ryknął Harry, a zaklęcie ugodziło Wiktora w plecy. Padł na twarz i zastygł.

Potter podbiegł do Puchona, który ciężko dyszał i zakrywał sobie twarz dłońmi. Okularnik ukucnął. Położył dłoń na ramieniu kolegi.

- Nic ci nie jest?- spytał delikatnie.

- Nie, ale nadal nie mogę w to uwierzyć. Te zaklęcie...- powiedział Cedrik, walcząc z chrypką i wstał.

- Słyszałeś wcześniej krzyk Fleur?- zmienił temat Gryfon. Wiedział, że Diggory jest zawstydzony swoją słabością.

- Tak. Myślisz, że Krum też ją dopadł?

- Nie wiem. Zostawimy go tu?- spytał Harry, wskazując różdżką na nieruchomego przedstawiciela Durmstrangu.

- Em, może wystrzelmy czerwone światło? Choć zasłużył na pożarcie przez sklątki.

- No dobrze- odpowiedział Potter i podszedł do Kruma. Ustał tuż obok niego. Cedrik kiwnął głową, a z różdżki Bliznowatego wystrzeliły czerwone iskry, zawstydzając swoim pięknem gwiazdy.

Harry opuścił różdżkę. Spojrzał na Puchona. Stali chwilę w milczeniu, nie wiedząc co powiedzieć.

- Chyba powinniśmy iść dalej- zaproponował szatyn.

- Racja- mruknął Gryfon. Ponownie zapanowała między nimi niezręczna cisza. Ruszyli dalej korytarzem, oświetlając sobie drogę.

- Powodzenia- rzucił Potter przed skręceniem w lewo.

- Powodzenia- odpowiedział Diggory i wybrał prawą alejkę.

Okularnik ponownie poczuł się osamotniony. Zrobiło się chłodniej, a co jakiś czas ciszę przerywały jakieś dziwne dźwięku zza żywopłota. Harry jednak szedł uparcie przed siebie. Pragnął wygranej. Tak niewiele go od tego dzieliło...

Skęcił, a światło wydobywające się z jego różdżki oświetiło dziwną postać, którą widział tylko w książkach o potworach. Był to sfinks. Tułów lwa, wielkie pazury, długi ogon zakończony brązowym pędzlem i głową pięknej kobiety. Migdałowe oczy wpatrywały się w Pottera tajemniczo. Stworzenie jednak nie szykowało się do ataku. Chodziło po alejce, zagradzająć ciałem przejście.

- Jesteś bardzo blisko celu. To najkrótsza droga- oznajmił niskim, ochrypłym głosem.

- Zgaduję, że mnie nie przepuścić- powiedział nieśmiało Harry.

Wszystko jest złudne /DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz