Mijały dni pełne codziennych zmagań. Wyzwaniem było kąpanie, przebieranie, jedzenie, a nawet zwykłe rozmowy. Harry wysłuchiwał monologu Malfoya. Odpowiadał zazwyczaj na kartce, kreśląc ledwo czytelne, najeżdżające na siebie słowa. Mimo to byli szczęśliwi. Sami, zamknięci przed światem, z dala od wścibskich oczu ludzi.
Wyszli z domu, a raczej to Draco wyszedł, prowadząc przed sobą wygodny wózek inwalidzki. Potter uśmiechnął się, gdy poczuł na skórze chłodny wiaterek. Nie minęła chwila, a już blondyn nasunął mu na głowę kaptur, marudząc coś pod nosem o przewianiu.
Brunet zaniósł się kaszlem. Arystokrata od razu podał mu bidon z herbatą, aby Gryfon mógł nawilżyć podrażnione gardło. Było po dwudziestej, ich postacie oświetlało blade światło księżyca. Wampir przygryzł wargę. Szedł zestresowany, rozglądając się na boki.
Narcyza stała w oknie z drinkiem w dłoni. Na jej twarzy gościł smutny uśmiech. Była dumna z syna. Dojrzał, zakochał się i stał się cudownym chłopakiem. O dziwo przekładał czyjeś dobro nad swoje, a przecież zawsze należał do osób egoistycznych. Zawsze? Nie, ledwie przez paręnaście pierwszym lat życia przed przyjaźnią z Potterem. To Harry go zmienił na lepsze i pani Malfoy była wdzięczna Wybrańcowi z całego serca. Zdała sobie sprawę, że nie sprawdziła się jako matka.
- Chodź do łóżka, Narcyzo. Przeziębisz się- powiedział Lucjusz, unosząc wzrok znad gazety- Na co tak patrzysz? Daj im trochę prywatności.
- Podejdź tu. Popatrzymy razem. To ważne.
Mężczyzna westchnął, ale spełnił prośbę żony, gdy ujrzał w jej oczach jakieś nieopisane szczęście. Okrył kobietę kocem i wlepił wzrok w spacerującą ogrodem parkę.
Draco zatrzymał się niedaleko szumiącej fontanny. Szkoda, że Harry nie mógł jej zobaczyć, ponieważ była naprawdę piękna z tymi wszystkimi płaskorzeźbami zdobiącymi brzegi. Malfoy wziął głębszy wdech i złapał dłoń Pottera, chcąc uspokoić szybkie jak na wampira bicie serca.
Zielonooki usłyszał niespokojny oddech Draco, ale nie mógł nic z tym zrobić. Uśmiechnął się ciepło, czekając aż arystokrata sam mu powie, co jest przyczyną jego niepokoju.
- Ja...- mruknął wampir z lekkim zawahaniem- Teraz klęczę.
Brunet zdziwiony wysunął przed siebie dłoń. Natrafił nią na czuprynę wampira. Faktycznie Ślizgon klęczał.
- W związku z ostatnią sytuacją ja... To nie tak, że myślę, że umrzesz, ale w razie czego... No... Nie chcę potem żałować... Cholera, powiem to prosto z mostu. Harry, wyjdziesz za mnie?
Zapanowała cisza. Nawet wiatr przestał wiać. Światło księżyca przebiło się przez korony zielonych już drzew, odbijąc się w oczach Wybrańca. Malfoy klęczał, trzymając w dłoni złoty pierścionek z zielonym kryształkiem na środku. Wiedział, że Potter tego nie widzi, a mimo to wolał zrobić wszystko tradycyjnie, dając Gryfonowi namiastkę normalności.
Brunet siedział na wózku. Jego ciało pokrywała gęsia skórka, ale bynajmniej nie przez chłodną, wieczorną temperaturę. Był w szoku. Nigdy by nie spodziewał się po Ślizgonie takiego ruchu. Poprawił nerwowo czarny płaszcz. Nie miał pojęcia czy jest jego, czy może Draco. Pokrył się zdrowym rumieńcem. Wargi mu drżały, a oczy zaszkliły.
Nagle z entuzjazmem zaczął kiwać głową niesamowicie wzruszony. Czy mogło spotkać go coś piękniejszego ze strony Malfoya? Chciał z nim spędzić resztę życia. Nieważne ile lat im zostało, a może i miesięcy, ale chcieli spędzić je wspólnie, jak para, jak narzeczeństwo.
- Tak się cieszę- mruknął Draco i wsunął delikatnie pierścionek na serdeczny palec Wybrańca. Pasował idealnie.
Harry uśmiechnął się radośnie. Poczuł na swoich ustach wargi arystokraty. Od razu oddał pocałunek. Położył obie dłonie na policzki Ślizgona i ani myślał go puszczać. Tak bardzo chciał krzyczeć, skakać, śmiać się głośno, ale nie mógł. Robił to wszystko w duchu. Całowali się delikatnie i powoli, ciesząc się swoją bliskością.
CZYTASZ
Wszystko jest złudne /Drarry
Aléatoire,,Twoje wargi, które muskają moje usta na dobranoc. Twoje zielone oczy przepełnione odwagą. Twoją czuprynę stroniącą od szczotki czy grzebienia. Twoje czyste serce, które mimo zaznanego cierpienia zawsze wybiera dobro. Twoje serce, które podałeś mi...