143

3K 300 621
                                    

   Mijały dni pełne codziennych zmagań. Wyzwaniem było kąpanie, przebieranie, jedzenie, a nawet zwykłe rozmowy. Harry wysłuchiwał monologu Malfoya. Odpowiadał zazwyczaj na kartce, kreśląc ledwo czytelne, najeżdżające na siebie słowa. Mimo to byli szczęśliwi. Sami, zamknięci przed światem, z dala od wścibskich oczu ludzi.

Wyszli z domu, a raczej to Draco wyszedł, prowadząc przed sobą wygodny wózek inwalidzki. Potter uśmiechnął się, gdy poczuł na skórze chłodny wiaterek. Nie minęła chwila, a już blondyn nasunął mu na głowę kaptur, marudząc coś pod nosem o przewianiu.

Brunet zaniósł się kaszlem. Arystokrata od razu podał mu bidon z herbatą, aby Gryfon mógł nawilżyć podrażnione gardło. Było po dwudziestej, ich postacie oświetlało blade światło księżyca. Wampir przygryzł wargę. Szedł zestresowany, rozglądając się na boki.

Narcyza stała w oknie z drinkiem w dłoni. Na jej twarzy gościł smutny uśmiech. Była dumna z syna. Dojrzał, zakochał się i stał się cudownym chłopakiem. O dziwo przekładał czyjeś dobro nad swoje, a przecież zawsze należał do osób egoistycznych. Zawsze? Nie, ledwie przez paręnaście pierwszym lat życia przed przyjaźnią z Potterem. To Harry go zmienił na lepsze i pani Malfoy była wdzięczna Wybrańcowi z całego serca. Zdała sobie sprawę, że nie sprawdziła się jako matka.

- Chodź do łóżka, Narcyzo. Przeziębisz się- powiedział Lucjusz, unosząc wzrok znad gazety- Na co tak patrzysz? Daj im trochę prywatności.

- Podejdź tu. Popatrzymy razem. To ważne.

Mężczyzna westchnął, ale spełnił prośbę żony, gdy ujrzał w jej oczach jakieś nieopisane szczęście. Okrył kobietę kocem i wlepił wzrok w spacerującą ogrodem parkę.

   Draco zatrzymał się niedaleko szumiącej fontanny. Szkoda, że Harry nie mógł jej zobaczyć, ponieważ była naprawdę piękna z tymi wszystkimi płaskorzeźbami zdobiącymi brzegi. Malfoy wziął głębszy wdech i złapał dłoń Pottera, chcąc uspokoić szybkie jak na wampira bicie serca.

Zielonooki usłyszał niespokojny oddech Draco, ale nie mógł nic z tym zrobić. Uśmiechnął się ciepło, czekając aż arystokrata sam mu powie, co jest przyczyną jego niepokoju.

- Ja...- mruknął wampir z lekkim zawahaniem- Teraz klęczę.

Brunet zdziwiony wysunął przed siebie dłoń. Natrafił nią na czuprynę wampira. Faktycznie Ślizgon klęczał.

- W związku z ostatnią sytuacją ja... To nie tak, że myślę, że umrzesz, ale w razie czego... No... Nie chcę potem żałować... Cholera, powiem to prosto z mostu. Harry, wyjdziesz za mnie?

Zapanowała cisza. Nawet wiatr przestał wiać. Światło księżyca przebiło się przez korony zielonych już drzew, odbijąc się w oczach Wybrańca. Malfoy klęczał, trzymając w dłoni złoty pierścionek z zielonym kryształkiem na środku. Wiedział, że Potter tego nie widzi, a mimo to wolał zrobić wszystko tradycyjnie, dając Gryfonowi namiastkę normalności.

Brunet siedział na wózku. Jego ciało pokrywała gęsia skórka, ale bynajmniej nie przez chłodną, wieczorną temperaturę. Był w szoku. Nigdy by nie spodziewał się po Ślizgonie takiego ruchu. Poprawił nerwowo czarny płaszcz. Nie miał pojęcia czy jest jego, czy może Draco. Pokrył się zdrowym rumieńcem. Wargi mu drżały, a oczy zaszkliły.

Nagle z entuzjazmem zaczął kiwać głową niesamowicie wzruszony. Czy mogło spotkać go coś piękniejszego ze strony Malfoya? Chciał z nim spędzić resztę życia. Nieważne ile lat im zostało, a może i miesięcy, ale chcieli spędzić je wspólnie, jak para, jak narzeczeństwo.

- Tak się cieszę- mruknął Draco i wsunął delikatnie pierścionek na serdeczny palec Wybrańca. Pasował idealnie.

Harry uśmiechnął się radośnie. Poczuł na swoich ustach wargi arystokraty. Od razu oddał pocałunek. Położył obie dłonie na policzki Ślizgona i ani myślał go puszczać. Tak bardzo chciał krzyczeć, skakać, śmiać się głośno, ale nie mógł. Robił to wszystko w duchu. Całowali się delikatnie i powoli, ciesząc się swoją bliskością.

Wszystko jest złudne /DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz