Organizajcia Hermiony nie rozwijała się w jakimś szybki tempie. Jej cel był szczytny, ale uczniowie woleli rozmyślać nad uczniami, którzy niedługo przybędą do szkoły niż angażować się w WESZ. Granger było niezwykle przykro. Bardzo chciała uwolnić już biedne skrzaty domowe, które musiały pracować niewolniczo u czarodziejów.
Ron tymczasem martwił się o kompletnie co innego. Ginny zaczęła chodzić z jakimś chłopakiem i rudzielec czuł się w obowiązku, aby dowiedzieć się kim jest tajemniczy jegomość, który skradł serce jego kochanej siostrzyczki. Wymykał się, aby śledzić jedyną córkę Molly i Artura, ale nigdy mu się nie udawało przyłapać dziewczyny z ukochanym. Ginny dobrze wiedziała, że brat ją śledzi i z łatwością go gubiła.
Harry zajął się Malfoyem. Bardzo chciał, aby ich relacja była jak najbardziej naturalna. Bał się, że inni zaraz zaczną coś podejrzewać i chytry plan pogodzenia domów diabli strzelą. Nie wierzył, że decyzja blondyna pokierowana była dobrem jego kuzyna. W końcu Potter nigdy nie spotkał tak wielkiego wroga Gryffindoru jak Malfoy. Musiało za tym stać coś więcej, może nawet jakiś dziwny plan samego Voldemorta, może kazał arystokracie zbliżyć się do bruneta, aby potem łatwiej go złapać.
Ciszę przerwał dzwonek, a Snape prychnął z niezadowolenia. Uczniowie zerwali się z miejsc i szybko spakowali książki. Pobiegli do swoich dormitoriów, aby odłożyć rzeczy, wziąć płaszcze i zbiec na parter. Nikt się nie ślimaczył. Każdy chciał zobaczyć gości. Harry, który zawsze ma szczęście w nieszczęściu, wpadł na Malfoya. Chłopcy byli blisko upadku, ale ku uldze wszystkich dookoła Ron zręcznie złapał odwiecznych rywali.
- Patrz jak...- zaczął blondyn, ale w porę ugryzł się w język- chodzisz. Mogła stać się nam krzywda.
- Sorki. Wszystko okej?- spytał Potter i ku jego zaskoczeniu nie zabrzmiało to ani trochę sztucznie.
- Oczywiście.
- Idziemy za mną!- krzyknęła profesor McGonagall, która niewiadomo kiedy znalazła się przy samym wyjściu. Najpewniej przecisnęła się między uczniami w formie kota.
- Myślisz, że będą fajni?- spytał Abraxas, gdy ustawił się obok Cudownego Chłopca.
- Na pewno. Choć pewnie znajdą się takie szuje jak... em... ekhem... no na przykład Snape...
- Snape jest ojcem chrzestnym Draco- odpowiedział mały Gryfon i zmarszczył brwi.
- Co?!
- Panie Potter, proszę nie drzeć japy.
- Przepraszam, pani profesor- rzucił brunet i skupił się na gwieździstym niebie.
Coś leciało od strony Zakazanego Lasu, a uczniowie głośno spekulowali, co to może być. Dumbledore śmiał się cicho, zerkając na stojącego obok Hagrida. Mimo niskiej temperatury nikt nie narzekał na zimno. Wszyscy byli zbyt zaaferowani zbliżającym się obiektem. Gdy chmury pozwoliły księżycowi rzucić trochę bladego światła na środek transportu delegacji z Beauxbatons, Harry od razu rozpoznał w nim wielki, niebieski powóz, który ciągnęły złotobrązowe konie z orlimi skrzydłami. Każdy był rozmiarów słonia.
- Niesamowite- mruknął Malfoy, co zdołał usłyszeć tylko i wyłącznie Harry.
Zwierzęta wylądowały gładko na trawie. Powóz odbijł się dwa razy od ziemi nim na dobre się nie zatrzymał. Konie łypały na uczniów czerwonymi ślepiami. Dwa rzędy pierwszoroczniaków cofnęły się o parę kroków. Na wielkich drzwiach powozu widniał herb przedstawiający dwie złote skrzyżowane różdki, z których tryskały trzy gwiazdy. Drzwi otworzyły się, a ze środka wyskoczył szczupły chłopak w niebieskiej szacie. Rozłożył schodki i odszedł na bok.
CZYTASZ
Wszystko jest złudne /Drarry
De Todo,,Twoje wargi, które muskają moje usta na dobranoc. Twoje zielone oczy przepełnione odwagą. Twoją czuprynę stroniącą od szczotki czy grzebienia. Twoje czyste serce, które mimo zaznanego cierpienia zawsze wybiera dobro. Twoje serce, które podałeś mi...