Kwiaty zakwitły w ogrodzie, wypełniając swoją wonią całe Malfoy Manor, ale Harry nie mógł tego poczuć. Nie mógł też posmakować zupy jaką karmił go Draco. Wiedział tylko, że jest dyniowa, więc starał się przypomnieć sobie jej zapach i smak. Przez uchylone okno wpadało ciepłe, majowe powietrze. Skrzaty robiły porządki w salonie, a Narcyza i Lucjusz wybrali się na randkę do restauracji we Francji.
- Doktor podobno ma sposób na uleczenie ciebie, ale nie jest do końca pewny. Przyjedzie za tydzień- oznajmił blondyn. Wlepił wzrok w pierścionek na palcu Pottera i uśmiechnął się lekko. Teraz został im już tylko ślub.
Nagle brunet zaniósł się kaszlem. Arystokrata odstawił miskę, a jego humor szybko się popsuł. Zielonooki coraz rzadziej mógł opuszczać pokój przez ciągłe przeziębienia. Męczyła go też często gorączka, która nie chciała się zbić nawet przy pomocy najlepszych z magicznych maści, syropów i tabletek.
- Poczytamy?- spytał Ślizgon, gdy Harry przestał kaszleć i opadł wykończony na poduszki. Gryfon szybko się męczył każdą czynnością, przesypiał nawet po szesnaście godzin na dobę i nie miał w ogóle apetytu. Chudł.
Wybraniec kiwnął głową i wtedy nagle z jego nosa poleciała krew. Draco przeklnął głośno. Pobiegł do łazienki po ręcznik. Mieli prawie dwa miesiące spokoju, więc przestał być ostrożny. Gdy wrócił, zatkało go. Całe ciało zielonookiego pokrywały pęknięcia. Potter krzywił się jakby z bólu mokry od potu.
- Spokojnie- mruknął blondyn, widząc strach wypisany na twarzy ukochanego. Nie miał pojęcia jak mógł mu pomóc, więc po prostu usiadł obok i zaczął zmywać krew, głaszcząc drugą dłonią bruneta po głowie. Stało się? Klątwa zabrała wszystko, co mogła?
Wyraz twarzy Gryfona złagodniał i Bliznowaty wyglądał, jakby odpłynął do krainy snów. Arystokrata przerażony nachylił policzek i z ulgą stwierdził, że Harry oddycha. Podwinął powoli koszulkę Wybrańca. Pęknięcia podchodziły aż pod żebra, a od strony głowy do obojczyków.
Ślizgon dokładnie przykrył zielonookiego. Czekał, czekał i czekał, ale minęły prawie dwa dni i Potter nie uchylił powiek choćby na sekundę. Miał lekko świszczący oddech, a skórę tak bladą, że widać było przez nią większość żył w ciele. W czarnych włosach pojawiły się siwe nitki. Kiedyś zaróżowione wargi były sinawe. Ktoś z boku mógłby przysiądz, że na pięknie wykonanym łożu Malfoya spoczywa trup.
- Wszystko jest złudne- szepnął blondyn, wpatrując się w złoty pierścionek na niesamowicie szczupłym palcu Wybrańca, który wyglądał jak zwykła kość pokryta skórą. Już nie pasował. Spadłby przy najmniejszym ruchu. Idealnie pokazywał, jak wiele Harry schudł przez te niecałe dwa miesiące.
- Wszystko jest kłamstwem- dodał arystokrata- To musi być kłamstwo. Jestem teraz w lochu i czekam na przybycie Voldemorta. To jest po to, aby mnie złamać, prawda? Zaraz wyrwą mnie z tego koszmaru i przedstawią swojemu panu. Los nie może być tak okrutny.
Los jest tak okrutny, nie ma litości. Widział miliardy związków, zabijał miliony dzieci, nie czując przy tym współczucia. Musiał dbać o porządek świata, musiała być równowaga, musiała być konsekwencja podjętych decyzji. Kiedyś wmówił sobie, że ludzie to tylko zabawki, aby wyzbyć się jakiejkolwiek sympatii do nich, aby ulżyć sumieniu, a potem postanowił pisać scenariusze, piękne scenariusze, prawdziwe dzieła sztuki. Nie spełniał już tylko przykrego obowiązku, a stał się sadystą, oprawcą. Los bywa okrutny.
Zegar tykał, a każdy dźwięk mechanizmu przyprawiał Draco o ciarki. Ile jeszcze zostało Potterowi? Lekarz przybędzie na czas? Nawet nie mieli możliwości pożegnania się. Harry nie mógł umrzeć, po prostu nie mógł.
![](https://img.wattpad.com/cover/185526237-288-k49832.jpg)
CZYTASZ
Wszystko jest złudne /Drarry
Acak,,Twoje wargi, które muskają moje usta na dobranoc. Twoje zielone oczy przepełnione odwagą. Twoją czuprynę stroniącą od szczotki czy grzebienia. Twoje czyste serce, które mimo zaznanego cierpienia zawsze wybiera dobro. Twoje serce, które podałeś mi...