133

3.3K 297 537
                                    

    Krum usiadł na ławeczce przed grobem Hermiony. Została pochowana w specialnie wydzielonym miejscu na błoniach wraz z resztą bohaterów, po których ciała nikt się nie zgłosił. Szkoła chciała uczcić pamięć tych, którzy polegli w jej obronie. Położył na zimnym nagrobku bukiet prześlicznych goździków. Westchnął przeciągle.

Na niebie wisiały ciemne chmury, a trawą ruszał delikatny wietrzyk. Było duszno, zapowiadało się na burzę. Ptaki w ogóle nie latały, a ciszę przerywało tylko bardzo odległe ujadanie psa. Wiktor wyjął z kieszeni skromny znicz i zapalił knot. Po chwili zastanowienia umieścił go tuż obok wieńców zostawionych przez rodzinę Weasleyów.

- Przepraszam, że tyle zwlekałem. Rzadko się spotykaliśmy, ale twoje listy dawały mi dużo radości. Powinienem wcześniej spytać, czy zechcesz być moją dziewczyną. Miałem to zrobić po weselu, ale zniknęłaś. Zawsze wiedziałem, że jesteś inteligentna, zabawna i urocza. Udowodniłaś też, że posiadasz niemało odwagi- mrunął Krum. Ubrany był całkowicie na czarno.

Zamilkł na parę minut jakby oczekiwał na odpowiedź. Niestety ona nie nadeszła. Nie poruszył się nawet płatek goździka. Mężczyzna podrapał się po karku. Zaczęło kropić, ale Bułgar nawet nie zamierzał ruszyć się z miejsca.

- Ja... Wiesz... Zaprosiłem cię na bal, ponieważ zaintrygowałaś mnie tym, że siedziałaś bez przerwy z nosem w książce. Potem na balu do końca skradłaś mi serce. Wyglądałaś jak anioł, księżniczka. Wiem, że już to mówiłem i pisałem, ale taka prawda. Po dwóch latach zacząłem wyobrażać sobie nasz ślub i dzieci. Zaplanowałem już całe życie i w mojej głowie było naprawdę szczęśliwe.

Wiktor schował twarz w dłoniach. Kompletnie przemokły mu już włosy i ramiona, ale mężczyzna się tym nie przejął. Szum deszczu był lepszy niż cisza. Nagle całe błonia rozjaśnił jasny błysk, a po chwili do uszu Kruma doszedł głośny grzmot.

- Szkoda, że tak to się skończyło. Mam nadzieję, że jesteś tam szczęśliwa. Mogłaś wysłać do mnie notkę, cokolwiek z wiadomością, gdzie jesteś. Od razu bym przyleciał i tobie pomógł. Może nawet uratowałbym cię przed śmiercią. Zawsze narzekałaś na to, że Syltherin i Gryffindor nadal czują do siebie niechęć, mimo iż przestali się otwarcie wyzywać przez przyjaźń Draco i Harry'ego. Mam nadzieję, że twoja ofiara raz na zawsze pogodzi te domy, abyś mogła zaznać spokoju. Odwiedzę cię jutro, pojutrze też... Chciałbym odwiedzać cię codziennie, ale mieszkam bardzo daleko. Mam nadzieję, że będziesz mnie słyszała, gdziekolwiek będę. Nie mogę uwierzyć, że zmarła tak dobra osoba, tak inteligenta uczennica, tak wspaniała przyjaciółka i... moja... ukochana.

Niebo rozszalało się na całego. Krum był już cały mokry. Wsłuchiwał się w częste grzmoty. Chciał wstać i wrócić do wynajętego pokoju w Hogsmeade, ale nie mógł na to się zebrać. Westchnął więc cicho i pogrążył się we własnych myślach.

***

      Draco trzymał Pottera pod ramię. Szli powoli przez korytarz. W rezydencji było chłodno jak zazwyczaj bywa w tak dużych domach. Wybraniec właśnie z tego powodu miał na sobie koszulkę z długim rękawem i jeszcze sweter. Nie wiedział, jakiego są koloru, ale czuł, że nie należą do niego. Byłyby w takim wypadku rozciągnięte.

- To twoje ubrania?- spytał Harry i położył dłoń na tapecie. Czuł pod palcami delikatne wypustki, ale nie miał pojęcia w jaki wzór się układały.

- Nie. Kupiłem trochę, a raczej mama kupiła w twoim rozmiarze. Wolę nie ryzykować wychodzeniem za dnia.

- Parzy cię słońce?

- Tak. Nawet minuta na słońcu może mnie zabić- odpowiedział cicho Malfoy- Nie wyjdziemy niestety razem na spacer w piękny, letni dzień.

- I? Spacer przy świetle księżyca jest jeszcze piękniejszy- oznajmił brunet i zatrzymał się, gdy ściana się skończyła. Zjechał dłonią niżej, natrafiając nadgarstkiem na drewnianą barierkę.

Wszystko jest złudne /DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz