121

3.8K 314 600
                                    

- Miecz jest w Dolinie Godryka- odezwał się nagle Draco, przerywając ciszę.

- Dlaczego tak uważasz?- spytał Harry. Jedli właśnie kanapki z masłem i jakimś serkiem śmietankowym.

- Groby twoich rodziców, nazwa miecza... Poza tym mieszka tam Bathilda, autorka tego życiorysu Dumbledore'a. Możliwe, że przekazano jej miecz.

- Ty to jednak czasem używasz głowy- mruknął Ron, gdy już przełknął wielki kęs pajdy chleba.

- Miałem drugi najlepszy wynik z egzaminów, a ty co? Gówno- powiedział agresywnie Malfoy. Od rana męczył go zły humor.

- Nie zaczynajcie- wtrącił się Potter- To co? Nie traćmy czasu. Bierzcie, co musicie i zaczynamy kolejną przygodę.

***

      Pojawili się na pokrytej czerwonymi, pomarańczowymi i żółtymi liściami alejce. Była noc, więc niebo zdobiło wiele gwiazd. Niedawno padał deszcz, na jezdni znajdowały się liczne kałuże. Pachniało petrichorem i wypiekami. Po obu stronach ulicy stały domki pomalowane na ciepłe kolory. Tylko gdzieniegdzie paliło się światło. Latarni było niewiele, więc większość podwórka tonęła w mroku.

Przyjaciele ruszyli przed siebie. Weszli na rondo, które stanowiło centrum całej miejscowości. Z tego punktu widoczne były wszystkie ulice niewielkiego miasteczka. Harry mimowolnie zaczął sobie wyobrażać jak biega tymi alejami goniony przez ojca lub lepi bałwana w parku z mamą.

- Możemy zajść na cmentarz?- spytał cicho Potter, czując dziwne zawstydzenie.

- Pytasz weterynarza czy wsadzał palca w dupę psa?- odpowiedział Draco i spojrzał na znaki. Ruszył uliczką oznakowaną małym rysunkiem kapliczki.

- Nie zwracamy zbyt na siebie uwagi w tak dużej grupie? Może powinniśmy się rozdzielić.

- Racja, Harry. Idź z Malfoyem, ja z Ronem poszukam domu Bathildy.

- Dziękuję- mruknął brunet i złapał ukochanego za dłoń. Szli dalej skąpaną w półmroku uliczką, czując na karkach jesienny, chłodny wiatr.

- Będziesz musiał mnie przedstawić.

- Tata już cię zna i wie o naszym związku- westchnął Wybraniec, mając na myśli walkę na cmentarzu z Voldemortem, podczas której z James jawnie wyraził swoją rozpacz wobec wyboru syna.

- Oh... A no tak, opowiadałeś. Nie mamy znicza, ani kwiatka...

- Oj tam, wybaczą nam.

   Przeszli przez żelazną bramę, która zapiszczała, gdy ją uchylili. Harry wszedł pierwszy i zaczął szukać wzrokiem miejsca pochówku rodziców. Znalazł go dość szybko. O dziwo na cmentarzu nie leżały liście, jakby jakaś magiczna siła chroniła tę ziemię przed nieubłaganą jesienią.

- Żyli dwadzieścia jeden lat- szepnął Malfoy, gdy odczytał napisy wyryte na białej płycie.

Wybraniec zwiesił wzrok. Nie mógł patrzeć na imiona rodziców. Czuł dziwny ból i lekkie wyrzuty wobec świata, że tak to się musiało potoczyć, ale najbardziej nienawidził Czarnego Pana. To on był przyczyną całego cierpienia w życiu Gryfona.

- Witam, państwo Potter. Nazywam się Draco Lucjusz Malfoy i jestem chłopakiem waszego synka. Jest irytujący i ciągle pakuje się w kłopoty bez wyraźnej przyczyny.

- Ej!

- Ale jest bardzo dobrym człowiekiem, odważnym i oszczędnym, co najważniejsze. W końcu nie chcę, aby mój przyszły mąż roztrwonił cały majątek Malfoyów.

Wszystko jest złudne /DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz