17

7.5K 556 1K
                                    

     Draco wyrwał się ze wspomnień Pottera spocony i zdyszany. Bazyliszek i otyły mężczyzna wyryją mu się w pamięci na długie lata. W dodatku dementorzy okazali się być naprawdę straszni. Chłopak nie miał pojęcia, że trzy czwarte najgłębszych wspomnień Chłopca, Który Przeżył to same koszmary, wtedy nie dotknąłby go kulką. Czuł w buzi strasznie gorzki smak, jakby rozgryzł dwadzieścia nasion gorczycy. Zerwał się z ziemi i odkręcił kran. Zaczął energicznie wypłukiwać usta. Najwyraźniej po użyciu magiczne kulki się roztapiają.

Stwierdził, że woda nic nie pomaga, więc ruszył w stronę drzwi. W swoim kufrze ma od groma słodyczy. Po prostu zagryzie ohydny smak cukrem. Idąc pustymi korytarzami, czuł lekki strach. W końcu po zobaczeniu Bazyliszka, dementora, pedofila, młodego Voldemorta i jego brzydką podobiznę na tyle głowy profesora miał prawo dostać gęsiej skórki.

Drżała mu dłoń, a wzrok latał po ścianach korytarza. Nadal czuł na sobie obrzydliwe łapska grubego mężczycny. To było o wiele za dużo na jego trzynastoletni umysł. Był w tym wspomieniu ledwie dwie minuty, a miał wrażenie jakby minęła godzina. Nigdy nie zapomni bólu rozrywającego jego ciało i zdartego gardła, z którego nie może wydobyć się żaden krzyk.

Nagle zdeżył się z czymś, a raczej z kimś. Była to Granger, wielkozębna szlama i kujonka. Obok niej rudy przydupas Weasley, zdrajca czystej krwi.

- Patrz, jak łazisz, Malfoy- syknął.

- To wy biegliście, nie ja- powiedział twardo blondyn- Szukacie Pottera?

- Co ci do tego?

- Wyrażaj się ładniej, to powiem, gdzie jest.

- Nie chcemy twojej pomocy, szczurze- burknął rudzielec.

- Zamknij się, Ron. Ustaliliśmy, że nie będziesz się odzywał. Malfoy, powiesz nam, gdzie jest Harry?... pro...szę?

- Ciężko ci to przechodzi przez gardło, co szlamo?- spytał z kpiną Ślizgon. Naprawdę nie przepadał za tą dwójką- Poszedł w stronę biblioteki.

- Dziękuję- mruknęła niewyraźnie Granger i pociągnęła Weasleya za sobą.

Ślizgon wywrócił oczami. Zszedł szybkim krokiem do lochów. Niestety nie zdążył zjeść batonika, ponieważ zaczepił go profesor Snape, opiekun jego domu, chrzestny i dobry przyjaciel pani i pana Malfoy.

- Draconie, chodź do mojego gabinetu.

***

- Ten przeklęty tchórz!- krzyknął Ron, rzucając list od ministerstwa do ognia.

- Mój Hardodziobek...- jęknął Hagrid i ponownie wydmuchał nos w chusteczkę wielkości bluzki Harry'ego.

- Spokojnie, musisz po prostu wygłosić dobrą mowę obronną i...

- Nie rozumiesz, Hermiona! Wszyscy z komisji to pachołki Malfoyów!

- Ron, uspokój się- powiedział z pozoru spokojny Potter, w środku wręcz się gotował ze złości.

- A Dumbledore?- rzuciła cicho Granger.

- Ma tera na łbie własne problemy. I tak dużo dla mnie zrobił...

- Spokojnie. Mam wiele książek o atakach magicznych zwierząt na ludzi i ich rozprawach sądowych. Na pewno znajdę coś podobnego do tego przypadku.

- Czego ty nie masz?- spytał zdzwiony Ron.

- A raczej... Czego nie czytałaś?- dodał Harry.

- Czuję się teraz tak samo zdruzgotany, jak w Azkabanie...

Wszystko jest złudne /DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz