141

2.9K 292 282
                                    

- Nie gryź już Harry'ego- powiedział Abraxas, gdy Draco wszedł do domu.

- Hm?

- To pewnie go boli i znosi to dla ciebie. Kiedyś możesz mu niechcący zrobić krzywdę. Wampiry nie zawsze nad sobą panują. Wiem, że jesteś pewny siebie, ale lepiej nie ryzykować.

- No dobra- mruknął arystokrata i odwiesił płaszcz.

- Obiecujesz?

- Obiecuję.

   Jednak mimo obietnicy dwa dni później znów wgryzł się w ciepłą szyję Pottera. Coraz częściej miał na to ochotę. Uzależnił się. Pił powoli przepyszną krew głaskany przez bruneta. Harry za tym nie przepadał, ale chciał się jakoś odwdzięczyć za opiekę Malfoya.

W pokoju panował półmrok, a przez lekko uchylone okno wpadało chłodne, styczniowe powietrze. Narcyza i Lucjusz mieli wrócić dopiero za trzy dni. Przedłużyli sobie wyjazd, ponieważ chcieli dokończyć zwiedzanie. Abraxas spał smacznie w Hogwarcie, ściskając w dłoni naszyjnik mamy, który co roku jeździł z nim do szkoły.

Harry zdziwiony zauważył, że blondyn pije o wiele dłużej niż zwykle. Brunetowi zaczęło się robić słabo. Draco miał zamknięte oczy, a wszystkie mięśnie napięte, mimo iż zazwyczaj się relaksował w takiej chwili.

- Już wystarczy. Za dużo- mruknął Potter, ale blondyn nawet nie uchylił powiek, jakby nic nie usłyszał.

- Wystarczy- powiedział głośniej zielonooki i lekko szturchnął ramię arystokraty.

Ślizgon złapał go za nadgarstek. Zacisnął mocno blade palce. Zdawał się być silniejszy niż zazwyczaj. Pewnie przez adrenalinę buzującą w jego organiźmie.

- Draco, to boli- warknął brunet. Czuł się coraz słabszy, więc musiał się pospieszyć z przywróceniem Malfoya do normalności.

- Przestań!

I tym razem zero reakcji. Harry szarpnął się. Blondyn natychmiast zareagował i wykręcił jego nadgarstek. Potter jęknął z bólu. Nie wiedział, gdzie leży jego różdżka. Nie mógł też pomóc sobie nogami. Dopiero teraz doszło do niego jak bardzo bezbronny jest przez swoją niepełnosprawność.

Wybraniec zebrał się w sobie i z całej siły odepchnął arystokratę. Przez nagłe szarpnięcie kły rozerwały kawałek jasnej skóry na szyi Gryfona. Brunet cofnął się, co nie było łatwe przez brak władzy w kostkach. Natrafił plecami na chłodną ścianę. Zasłonił dłonią krwawiącą ranę. Przez jego palce przeciekała szkarłatna krew, ale zielonooki nie mógł tego zobaczyć. Nie widział nawet, czy Draco wrócił do siebie. Oddychał szybko i lekko drżał. Bał się, bał się własnego chłopaka. Nigdy by nie pomyślał, że do tego kiedykolwiek dojdzie.

Poczuł zimne palce na swojej ręce. Zacisnął powieki gotowy na ponowne wgryzienie się w skórę. Ten ruch jednak nie nadszedł. Zamiast tego na skórę Pottera zaczęły skapywać łzy. Harry odetchnął z ulgą. Arystokrata wrócił.

- Przepraszam- szepnął blondyn- Ja nie wiem dlaczego... To... Przecież nie byłem głodny... Ja... Wybacz mi.

Potter oparł głowę o ramię Ślizgona. Cały strach i napięcie zaczęły z niego schodzić. Zdjął dłoń z szyi, ukazując poszarpaną skórę.

- Abraxas miał rację- szepnął blondyn- Jestem taki głupi. Już cię więcej nie ugryzę. Przepraszam. Przyniosę apteczkę. Harry... Dlaczego milczysz?

Arystokrata zerknął na Gryfona. Zobaczył na jego twarzy smutek, jakąś rezygnację. Już wolałby, aby Wybraniec na niego nakrzyczał jak zawsze. Potter rzadko milczał. Zazwyczaj od razu wyrzucał z siebie to, co myśli.

Wszystko jest złudne /DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz