Draco bez zastanowienia się skoczył ku Syriuszowi. Uderzył w niego z impetem, zmieniając tym trajektorię lotu mężczyzny. Upadli obaj koło łuku ku niezadowoleniu Bellatriks i uldze Pottera. Gryfon złapał się za klatkę piersiową i starał się uspokoić oddech. Czuł się jakby przeżył zawał.
Blacka wstał i podziękował Malfoyowi. Harry nie słyszał słów ojca chrzestnego, ale dumna twarz Draco wystarczyła, aby okularnik domyślił się, że było to coś co połechtało ego blondyna. Wybraniec podbiegł do Ślizgona i przytulił go z całej siły. Nie zwracał uwagi na toczącą się bitwę.
- Dziękuję, dziękuję- szeptał, a w jego oczach majaczyły łzy. Świadomości, że być może straciłby Syriusza gdyby nie Draco, przyprawiała go o gęsią skórkę.
- Ej, Potti, uspokój się. Zaraz trafią nas jakimś zaklęciem jak będziesz tak ryczeć jak baba- powiedział Draco, rozglądając się na boki.
- Spieprzaj- warknął zielonooki i odsunął się od chłopaka.
- Kocham cię- rzucił Malfoy.
- Zarąbisty moment se wybrałeś- zaśmiał się Harry, broniąc ich przed jakimś zaklęciem- Lepiej skup się na walce, a nie na szukaniu kryjówki.
- Co poradzisz? Mam w genach ślizgoństwo- westchnął Draco, ale mimo swoich słów zaatakował jakiegoś śmierciożercę.
Poplecznicy Voldemorta zaczęli uciekać przerażeni potęgą Dumbledore'a. Potter rzucił się za nimi w szalony pościg. Zaraz za nim popędził Syriusz, Lupin i sam dyrektor. Gryfon usłyszał jak wrogowie wsiadają do wind, aby uciec z ministerstwa. Nie mógł pozwolić zwiać Bellatriks, która prawie zabiła jego ojca chrzestnego.
Wypadł zza zakrętu i trafił kobietę pierwszym lepszym zaklęciem jakie wpadło mu do głowy. Śmierciożerczyni odleciała na dwa metry i uderzyła plecami w fontannę. Zrobiła przewrót, rzucając zaklęciami w chłopaka.
Syriusz i Lupin zajęli się walką z jakimiś mężczyznami wyglądającymi jak bliźniacy, a reszta Zakonu Feniksa pomagała rannym przyjaciołom Wybrańca. Dumbledore zdawał się na coś czekać. Po chwili Harry już wiedział na co, a raczej na kogo.
Poczuł okropny ból głowy. Czuł się jakby dentysta wkręcał się wiertłem w jego bliznę zamiast w zęba. Zawył z bólu i padł na kolana. Nie mógł nawet się rozejrzeć, widział wszystko jak przez mgłę mimo okularów. Draco podbiegł do niego i kucnął obok.
- Musimy uciekać!- krzyknął Malfoy, zaciągając Gryfona za pomnik goblina. Blondyn patrzył przerażonym wzrokiem Czarnego Pana, który nagle pojawił się na środku korytarza. Znowu czuł tę przytłaczającą słabość, strach.
Lupin powalił właśnie jednego z bliźniaków, gdy pomknęło w jego stronę zielone światło. Syriusz krzyknął i złapał przyjaciela za ramię, ale było już za późno. Remus dostał zaklęciem w plecy. Otworzył szeroko oczy. Poruszył ustami jakby chciał coś powiedzieć, ale nie mógł. Nogi się pod nim ugięły i wpadł w ramiona Blacka.
- Nie!- zawył Syriusz- Nie! Nie możesz! Nie ty! Jedyny, który mi wierzył! Prawdziwy przyjaciel! Największy skarb! Nie udawaj! Na pewno się obroniłeś! Nic się nie stało!
Voldemort zarechotał głośno. Był dumny ze swojego dzieła. Uwielbiał patrzeć na cierpienie innych. Podniósł różdżkę, aby zaatakować również Blacka, ale nie zdążył rzucić zaklęcia. Dumbledore szybko przeszedł do ofensywy. Widać było, że jest zły. Twarz wykrzywiła mu czysta furia, a z miłego starusza stał się prawdziwym wojownikiem.
Harry'ego nagle przestała boleć blizna. Odetchnął z ulgą i rozejrzał się po pomieszczeniu. Zastygł, gdy spostrzegł Syriusza siedzącego na ziemi. Na jego udach spoczywała głowa Remusa. Lupin miał zamknięte oczy i lekko uchylone usta. Był blady jak ściana. Jego dłonie bezwładnie spoczywały na posadce.
Black za to zalewał się łzami. Potter pierwszy raz widział płaczącego ojca chrzestnego. Nie chciał nigdy ponownie tego zobaczyć. Łamało to Gryfonowi serce. Syriusz kiwał się na boki, tyląc do swej piersi głowę przyjaciela.
- Ale...- szepnął okularnik, a do jego oczu napłynęły łzy- Ale...
- To Sam Wiesz Kto- mruknął Draco, który dobrze wiedział, że Harry zapyta o mordercę.
- Ten jebany...- zaczął Potter, ale nie dane mu było dokończyć.
Bellatriks chciała skorzystać z załamania Blacka i zaatakować go od tyłu, ale na szczęście Harry w porę zerwał się z posadzki. Obronił ojca chrzestnego. Chciał dać mu czas na wypłakanie się. Mimo iż sam ledwo widział przez cisnące się do oczu łzy, dzielnie walczył ze śmierciożerczynią.
- Crucio! Crucio!- wykrzykiwał, chcąc wyżyć się na kimkolwiek. Zerkał co chwilę w stronę Voldemorta, który walczył zaciekle z Dumbledorem. Używali niesamowitych zaklęć. Większości z nich Harry nawet nie widział w podręcznikach.
Nagle w stronę dyrektora Hogwartu pomknął wielki ognisty wąż. Draco spojrzał na zajętego walką z Bellatriks Pottera, a potem na Syriusza. Westchnął i podbiegł do Blacka, unikając składającego się z samej wody trola, które wyczarował Dumbledore. Złapał ojca chrzestnego swojego chłopaka za ramię.
- Musisz uciekać! Jesteś w samym środku bitwy!- krzyknął Ślizgon, ale Syriusz zdawał się być w swoim świecie. Głaskał włosy Lupina, patrząc pusto w jego twarz.
- Rusz dupę!- huknął Malfoy i kopnął mężczyznę pod żebra. Black cicho jęknął.
- Zostaw mnie- szepnął.
- Co, kurwa?! Pojebało cię chyba! Chcesz umrzeć?!
- Tak.
- Masz chrześniaka, debilu. Jak nie chcesz walczyć to chociaż nie przeszkadzaj. Zabierz dupę i teleportuj się stąd- warknął Draco, patrząc uważnie na walczących ludzi.
Syriusz spojrzał wrogo na Malfoya, ale wykonał polecenie. Harry z ulgą wypuścił powietrze, gdy zobaczył, że jego ojciec chrzestny znika w windzie wraz z Lupinem. Reszta Zakonu Feniksa wbiegła do pomieszczenia. Zaraz za nimi pojawili się przyjaciele Pottera.
- Zabierzcie ich i uciekajcie!- huknął Dumbledore, a Voldemort nagle zniknął.
Mężczyzna zdawał się być przestraszony. Spojrzał na Gryfona i popędził w jego stronę. Zakon Feniksa posłusznie zaczął ewakuować uczniów. Harry nie rozumiał dlaczego dyrektor do niego biegnie z takim przejęciem.
Nagle poczuł rozrywający ból. Padł na ziemię i krzyknął. Przyłożył dłonie do blizny. Miał wrażenie, że zaraz wypadną mu gałki oczne. Wił się po podłodze w istnej agonii. Draco starał się go jakoś złapać, ale nie potrafił. Przestraszony odsunął się na bok, gdy Dumbledore uklęknął obok Pottera.
Gryfon zaczął uderzać głową o posadzkę. Chciał ją rozbić. Chciał stracić przytomność. Chciał umrzeć. Po prostu pragnął już spokoju. Ten ból był nie do zniesienia, jak najgorsza tortura na świecie. Wył głośno, błagając, aby ktoś go zabił. Zgubił gdzieś okulary i ugryzł się w język. Krztusił się co chwilę krwią. Wyrywał włosy. Popadł w istny obłęd.
- Wyjdź z niego!- huknął Dumbledore, ale nic to nie pomogło.
Ból przyćmił kompletnie umysł Pottera. Widział twarz matki. Nagle zrobiło mu się dziwnie ciepło na sercu. Czy jak umrze to ją zobaczy? Pierwszy raz przytuli mamę?
I nagle ból ustał tak szybko jak przyszedł. Harry znieruchomiał. Oddychał ciężko, a wzrok wlepił w fontannę. Było mu niedobrze. Bał się, że najmniejszy ruch spowoduje u niego odruch wymiotny. Miał mokre od potu plecy. Czuł ciepłą krew z tyłu głowy i metaliczny posmak w ustach. Splunął krwią i zamknął oczy. Chciał świętego spokoju.
Czy nie mógł urodzić się normalnym czarodziejem? Musiała mu się trafić rola Wybrańca?
CZYTASZ
Wszystko jest złudne /Drarry
Random,,Twoje wargi, które muskają moje usta na dobranoc. Twoje zielone oczy przepełnione odwagą. Twoją czuprynę stroniącą od szczotki czy grzebienia. Twoje czyste serce, które mimo zaznanego cierpienia zawsze wybiera dobro. Twoje serce, które podałeś mi...