8.

10.3K 329 6
                                    

Stażystka nie radziła sobie z powierzonymi jej zadaniami, a była już w wydawnictwie kilka dni. Nie dowiedziałbym się pewnie o tym, gdyby nie to, że dzisiaj przejąłem obowiązki Annie. Dziewczyna nie czuła się najlepiej, więc kazałem jej zrobić to, co nie mogło leżeć i wrócić do domu. I tak oprócz rozmowy nie było z niej dziś pożytku, ale miałem nadzieję, że przed powrotem do domu poprawiłem jej humor. Wychodząc z mojego gabinetu, była uśmiechnięta, więc chyba tak.

Wracając do stażystki, to jeżeli nie wykonała zadania, o które prosiłem ją dwie godziny temu, a ona poprawiała tekst trzeci raz, to wyleci stąd natychmiast. Nie zamierzałem jej tłumaczyć tego jeszcze raz, a nie wzruszały mnie jej łzy w oczach. Co było problemem w zredagowaniu tekstu? Miała poprawić tylko kilka błędów. Marnowała mój czas. Zrobiłbym to już dawno, ale ona nie miałaby już czego tutaj szukać. Myślałem, że była tutaj dlatego, że chciała się czegoś nauczyć, a nie z przymusu.

– Mam nadzieję, że tym razem udało ci się zrobić to, o co prosiłem – powiedziałem szorstko, nie podnosząc głowy znad monitora.

Niech zostawi to, o co prosiłem i znika.

– Przepraszam. - Drżącymi dłońmi położyłam przede mną pendrive i szykowała się do wyjścia.

– Pytałem o coś. - Spojrzałem, gdy stała tyłem do mnie, trzymając za klamkę. – Oczekuję odpowiedzi i do cholery przestań zachowywać się jak wypłoszony kurczak! - Wstałem i ruszyłem w stronę kanapy.

Nie lubiłem, gdy ktoś mnie lekceważył. Sądziłem, że ludzie mieli w sobie trochę kultury, żeby odpowiedzieć na jedno pytanie, ale widać to było zbyt trudne i lepiej schować głowę w piasek. Nie tego oczekiwałem od swoich pracowników.

– Sam Pan to najlepiej oceni – powiedziała cicho, odwracając się w moją stronę.

Stała przy drzwiach ze zwieszoną głową, zapewne wpatrując się w podłogę ewentualnie w swoje czarne pantofelki. Była ode mnie niższa o głowę i drobniutka, a gdy zgarbiła ramiona, wyglądałem przy niej jak jakiś wielkolud.

– Usiądź. - Wskazałem na kanapę.

– Nie ma chyba takiej potrzeby, skoro za chwilę i tak opuszczę to miejsce.

Skąd nagle taka pewność siebie, skoro przed chwilą była gotowa wybiec stąd z płaczem?

– Doskonale. - Posadziłem swój tyłek na fotelu obok. – Jakoś przekazując tekst, nie byłaś taka rozmowna. Usiądź, bo rozmawiając, chcę patrzeć ci w oczy – warknąłem.

Niepewnie usiadła na brzegu kanapy. Cholera, dziewczyno, przecież cię nie zjem. Jedyne na, co pozwalało mi moje stanowisko, to na ciebie nawrzeszczeć i z tego korzystałem, ale nic więcej poza tym i wywaleniem cię stąd nie mogłem zrobić, więc się nie bój.

– Kończyłaś jakąś szkołę związaną z dziennikarstwem, jakieś kursy redagowania tekstów, prawda?

– Tak. - Spojrzała na mnie.

– Świetnie, więc jaki problem miałaś z poprawieniem tekstu na jednej stronie? – spytałem spokojnie, starając się opanować emocje.

Dziewczyna była wystarczająco przestraszona, a ja nie zamierzałem czytać jutro w pismakach, że w swoim wydawnictwie zachowywałem się jak tyran. Wiedziałem, że wielu ludzi chciałoby na mnie ponarzekać w gazetach, żeby zniszczyć to, na co ciężko zapracowałem. Pewnie sama, by na to nie wpadła, ale nieśmiałe osoby miały przyjaciół, którzy nie pozwolą, by ich niewinnymi istotami podcierało się tyłek. Już jedna taka była i próbowała szczęścia w ten sposób. Na szczęście dla mnie zaszkodziła tylko sobie, ale niesmak na jakiś czas pozostał.

– Żaden – odpowiedziała cicho. – Nie mogłam się skupić, bo to drażliwy dla mnie temat.

– Gwałty czy aborcja? A może jedno i drugie? – wypaliłem bez zastanowienia.

Dziewczyna siedziała naprzeciwko mnie roztrzęsiona i spalona ze wstydu. Po co pytałem, skoro mnie to nie interesowało? Mogła to zgłosić komukolwiek, a ja podrzuciłbym to, komu innemu, ale jako dziennikarka będzie stykać się z różnymi tematami i nie mogły mieć na to wpływu prywatne wydarzenia. Tego wymagał profesjonalizm.

– Przepraszam, nie powinienem pytać – powiedziałem po chwili. – Mam jednak nadzieję, że tym razem dałaś sobie z tym radę. Nie jestem tak pobłażliwy, jak Annie.

– Zdaję sobie z tego sprawę, ale chcę odbyć tutaj staż. - Zerknęła na mnie przerażona.

– Dlaczego akurat tutaj?

– Żartuje Pan? - Uśmiechnęła się drwiąco. – To najlepsze wydawnictwo w Nowym Jorku i jedno z dziesięciu najwyżej notowanych w całych stanach, a Pan pyta dlaczego? Starałam się o ten staż jeszcze na początku studiów. Marzyłam o pracy tutaj. Zawsze chciałam zamienić z Panem chociaż zdanie, ale teraz uważam, że to nie był dobry pomysł. - Spuściła głowę.

Wow, nagle z szarej, nieśmiałej myszki stała się rozmowna. Podobało mi się takie nastawienie, ale to wciąż mało. Zamiast brać mnie na współczucie, powinna zawalczyć o to stanowisko. Musiałem wykorzystać jej wylewność. Mogłem się dowiedzieć, co kierowało ludźmi, którzy chcieli dla mnie pracować.

– Kilka lat temu to nie była moja firma.

– Wiem. Kilka lat temu nawet o tym nie myślałam. Rok temu przyszłam tutaj po raz pierwszy.

– Nie mam pamięci do twarzy. - Przyjrzałem jej się dokładnie.

Nie przypominałem sobie, żebym ją kiedyś spotkał, ale przecież odkąd przejąłem wydawnictwo, kręciło się tutaj wiele osób, a do tego w moim życiu było tyle kobiet, że wcale się nie dziwiłem, że nie pamiętałem młodej studentki.

– Nie szkodzi.

– Wody? - Wskazałem na stolik.

Kiwnęła głową, więc nalałem w dwie szklanki wody i jedną podałem jej. Nadal była roztrzęsiona, ale mniej niepewna.

– Dziękuję.

– Niech Pani mówi dalej. To ciekawe. - Chwyciłem swoją szklankę, obracając ją w dłoniach.

– Gdy mnie przyjęto, wiedziałam, że nie utrzymam się długo, ale Pana sekretarka powiedziała, że mam potencjał i że wierzy we mnie. Wie, że nawet jeśli nie wytrwam do końca, to sobie poradzę.

– Annie zawsze wierzy w ludzi, a to, co mówi, jest prawdą. Wymagam o wiele więcej niż inni. Gdyby nie rozkojarzenie, skończyłaby Pani swoje zadanie kilka godzin temu. - Spojrzałem na zegarek. – A teraz przepraszam, za chwilę mam spotkanie z wydawcą. - Podniosłem się, poprawiając marynarkę.

Z tego wszystkiego zapomniałem o tym spotkaniu. Miałem nadzieję, że nie potrwa długo i będę mógł dokończyć swoją robotę, którą zostawiłem na dzisiaj. Musiałem się wyrobić, inaczej nie pozostanie mi nic innego, jak zabrać robotę do domu, czego nie lubiłem. Prosiłem Rachel, żeby przygotowała dla mnie obiad, więc nie widziałem innego wyjścia. Po weekendzie spędzonym z nią doszedłem do wniosku, że spróbuję, chociaż się zmienić. Nawet jeżeli mi nie wyjdzie, nie będę musiał się winić, że nie próbowałem.

– Dziękuję za rozmowę. - Odłożyła szklankę i niemal wybiegła z gabinetu.

– Zaczekaj – zawołałem za nią, gdy była już za drzwiami. – Brandon przekaże ci, co zostawiła dla ciebie do zrobienia Annie, a teraz zjeżdżaj. - Uśmiechnąłem się.

Pokusa. [ ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz