37.

6.3K 213 30
                                    

Rozmawialiśmy całą noc. Były chwile, gdy Rachel płakała i musiałem odwracać wzrok. Nie mogłem patrzeć, jak cierpiała przez takiego drania, jak ja. Nie zasłużyła na to. Najgorsze było, że wiedziała o moich zdradach i ani razu nie dała mi do zrozumienia, że coś podejrzewała. Może wtedy bym przestał. Cały czas miała nadzieję, że któregoś dnia z tym skończę. Też miałem taką nadzieję. Czułem się okropnie, gdy chciała wziąć winę na siebie, mówiąc, że to przez nią, bo mnie zaniedbywała. To nie prawda. Dawała mi więcej, niż mogła dać jakaś inna kobieta. Dlatego z nią byłem. Czułem się okropnie. Zraniłem ją i nigdy sobie tego nie wybaczę.

– Przepraszam... Chciałbym spróbować jeszcze raz. - Patrzyłem na nią z nadzieją.

Nie wiedziałem, co powiedzieć, ale nie chciałem odejść. Było mi z nią dobrze i wierzyłem w to, że kiedyś będę w stanie ją pokochać. A nawet jeśli nie, trudno. Będę żył bez miłości, ale ze świadomością, że ona mnie kochała. To powinno wystarczyć, wystarczy. Będę mieć rodzinę, a to najważniejsze. Jednak teraz zostanę sam i wątpiłem, żebym dał komukolwiek się do siebie zbliżyć po tym, jak zraniłem Rachel.

– Zbyt bardzo boli, żebym ci teraz na to pozwoliła, Paul. Kiedyś, gdy na nowo ci zaufam... Najlepiej, jeśli najpierw się zmienisz. Podobno już raz próbowałeś, a nie chciałabym przechodzić przez to kolejny raz.

– Masz rację. - Złapałem jej dłoń. – Chcę ci pokazać, że możesz mi znowu zaufać, że warto.

– Wyszalej się – uśmiechnęła się smutno – ale nie rań nikogo.

To oczywiste, że nie chciała, żebym kogokolwiek potraktował, jak ją. Też tego nie chciałem.

– Nie mam zamiaru. - Wstałem i pocałowałem ją w głowę. – Dzwoń, chociaż gdy czegoś potrzebujesz.

– Pa, Paul.

Chciałem zobaczyć się z chłopcami, ale Rachel stwierdziła, że lepiej będzie, jak najpierw wyjaśni im, co się stało. Może to i lepiej, że nie ja będę im się tłumaczyć. Nie wiedziałem, co mógłbym odpowiedzieć, gdy zapytaliby mnie, kiedy wrócę i dlaczego z nimi nie mieszkałem. Nie potrafiłem rozmawiać z dziećmi na takie tematy.

Wróciłem do hotelu, wcześniej dzwoniąc do Annie, że najprawdopodobniej nie pojawię się już dzisiaj w pracy. Nadal była na mnie zła, więc nie komentowała tego, a po prostu się rozłączyła.

Nie mogłem długo wytrzymać sam, dlatego postanowiłem spotkać się z Evą. Zaprosiłem ją do siebie po pracy albo wcześniej, jeżeli uda jej się wyrwać, w co wątpiłem.

– Mam powiedzieć, że szef mnie wzywa? - Zaśmiała się.

– Zapomnij. Sprzedać Annie dobrą ściemę będzie trudno – podrapałem się po głowie – ale jak do mnie zadzwoni, to pamiętaj, że nic nie wiem.

Nie zamierzałem tłumaczyć swojej sekretarce, dlaczego pozwalałem Evie wyjść wcześniej z pracy. Poza tym i tak, by się domyśliła.

– Jakoś dam sobie radę i postaram się, żeby nikt nie podejrzewał, że się z tobą spotykam.

– A spotykasz?

– Tylko się z tobą bzykam. - Rozłączyła się.

Podobało mi się w niej, że wiedziała, czego chciałem i seks znaczył dla niej tylko dobrą zabawę tak samo, jak dla mnie. Jednak powinienem to skończyć. W wydawnictwie pewnie już krążyły plotki, których głównym tematem byłem ja. Poza tym, jeżeli będę miał ochotę na seks, zawsze mogłem wrócić do klubów.

Nie przygotowałem się jakoś specjalnie na wizytę Evy. Po prostu siedziałem i czekałem, aż przyjdzie. I pojawiła się. W czerwonej obcisłej sukience przed kolano oraz w wysokich czarnych szpilkach. Blond włosy, które zawsze miała rozpuszczone, teraz związała w wysoki kuc, a usta pomalowała czerwoną szminką. Nie wiedziałem, czy zrobiła to po to, żeby mnie sprowokować, ale udało jej się. Podchodząc do niej, powtarzałem sobie, że powinienem to skończyć. Uśmiechnęła się, obejmując mnie w pasie i przyciągając do siebie. Położyłem jej dłonie na ramionach, spoglądając w oczy. Zacząłem się zastanawiać, co się musiało stać, że od facetów nie chciała nic poza seksem.

– Rozmazałam się? – spytała rozbawiona.

– Nie.

– Chcesz seksu, czy czego?

– Seksu. - Zacząłem ją całować.

Zrzuciłem z niej sukienkę, nie pozostając mi dłużna, pozbawiła mnie ubrania. Rzuciłem ją na łóżko i bez żadnych wstępów przeleciałem, ale nie czułem się z tym wcale lepiej. Nie ulżyło mi.

Leżałem obok kobiety, patrząc w sufit. Nie wstała od razu jak zawsze. Chyba miała mi coś do powiedzenia. Powinienem się bać?

– Musimy to zakończyć – odezwałem się po chwili.

– Tak. Niedługo kończy mi się umowa. - Usiadła.

Nie wiedziałem, dlaczego teraz z tym wyskoczyła, ale czyżby chciała wykorzystać moment, żeby zostać w pracy dłużej? Nie brałem tego pod uwagę, ale może powinienem. Nie miałem już nic do stracenia. Rachel wiedziała, że ją zdradzałem, a ludzie w wydawnictwie i tak gadali, że pieprzyłem Evę.

– Mówiłem o seksie. - Spojrzałem na nią, marszcząc brwi.

– Wiem.

– Chcesz, żebym przedłużył ci umowę? - Podniosłem się, siadając naprzeciwko niej.

– W żadnym wypadku. - Uśmiechnęła się. – Nie wiem, przed czym uciekasz, Paul, ale nie potrzebujesz mnie. Wróć do swojej kobiety. - Wstała, zbierając z podłogi swoje rzeczy.

– Chciałbym do niej wrócić – powiedziałem cicho, kładąc się z powrotem.

Gdy opuściła moje tymczasowe mieszkanie, zastanawiałem się, co dalej. Powinienem coś zrobić, ale nie chciałem narzucać się Rachel. Liczyłem na to, że niedługo da mi znać, co z nami. Chciałem spotkać się z chłopcami. To dziwne, ale Antona traktowałem, jak syna. Byłem z nim, odkąd się urodził. Myślałem, że skoro zdradzałem Rachel, łatwiej mi będzie po rozstaniu, a wcale tak nie było. Czułem się o wiele gorzej. Cały czas o niej myślałem.

Pierwszy raz od długiego czasu poszedłem na cmentarz. Chodziłem tam tylko, gdy sobie nie radziłem. Nigdy nie powiedziałem żadnej kobiecie o rodzicach. To znaczy tylko Ivy i Rachel wiedziały, że moi rodzice nie żyli, ale żadna z nich nie wiedziała, jak to się stało. Ivy kiedyś to na mnie wymusiła, więc powiedziałem jej o ojcu i o chorobie mamy, ale nie wspomniałem nic, że cierpiała. Cierpiała z mojego powodu, a ja widząc ją w takim stanie, uciekłem. Nie wiedziała nic o ojcu April, bo to nie jej zasrany interes. Rachel o nim wiedziała, ale od mojej siostry, tylko o nim. April nie wiedziała, jak zginął i nie wiedziała do tej pory. Nie chciałem, żeby mnie obwiniała za to, że nie miałem zamiaru pomóc jej tacie. Chciałem, ale nie potrafiłem. Sam miałem do siebie o to pretensje, przecież ten facet wychowywał mnie jeszcze po tym, jak zabrakło mamy.

Siedziałem, wpatrując się w zdjęcie uśmiechniętej mamy na marmurowej płycie. Taką właśnie ją pamiętałem. Nawet w dniu śmierci uśmiech nie schodził jej z twarzy. Nie potrafiłem zmierzyć się z jej chorobą, ale ostatniego dnia nie odszedłem od niej na krok. Tuliłem się do niej, płacząc i prosząc, sam nie wiedziałem, o co jakby to mogło jakoś pomóc. Mamo, nie byłabyś ze mnie dumna.

Pokusa. [ ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz