160.

3K 164 42
                                    

– Przepraszam was za wczorajszą noc. - April spojrzała na nas. – Mam nadzieję, że to się już nie zdarzy. Niedługo wrócimy do siebie, jeśli będzie trzeba, spakujemy się jutro.

Może jej syn dał nam popalić, ale to dziecko. Wszyscy wiedzieliśmy, na co się piszemy. A już szczególnie ja z Rachel, pozwalając im zostać. Nie zamierzałem jej wyganiać tylko dlatego, że nie dawała sobie rady z dzieckiem. To ich pierwszy dzień w domu, a to dość stresujące dla malucha. Poza tym przekonałem się, że moja siostra potrzebowała pomocy przy dziecku. Skoro nie dawali sobie rady, to lepiej, że mieli nas pod ręką. Dzięki temu nie zwariują. W dzień postaram się zająć siostrzeńcem, żeby moja siostra mogła odespać trochę tę noc. Chociaż sam miałem na to ochotę.

– April, nikt się na was nie gniewa. - Rachel się uśmiechnęła.

Mimo zmęczenia nie była zła. Nie potrafiła się gniewać. Była matką i rozumiała, że dzieciaki czasami potrafiły dać w kość. Nie przespała wiele nocy. Tyle że ona nie mogła liczyć na nikogo. Co z tego, że byłem obok, jak to nie ja wstawałem do Antona, gdy płakał po nocach. Wtedy w większości nocy wolałem szlajać się po klubach.

– Paul... – przerwałem jej.

Nie chciałem przeprosin.

– Po prostu wyjdź z nimi przed snem na spacer. Może na dworze lepiej mu się zaśnie.

Czytałem gdzieś, że czasami to pomagało. Albo zasypianie w wózku. Nie wszystkim, ale może akurat Dexterowi tak. Trzeba spróbować wszystkiego. Nie mogliśmy dać się sterroryzować dziecku.

– Nie jesteś na mnie zły? - Podbiegła do mnie i się wtuliła.

Jak miałbym być zły na swoją kochaną siostrzyczkę? Były powody, kiedy mnie wkurzała, ale nie teraz. Poza tym jej bezradność wczorajszej nocy mnie dobiła. Była przekonana, że z Destreyem da sobie radę. Wiedziałem, że dla niej było za wcześnie na macierzyństwo, ale Rachel też nie była gotowa na pierwsze dziecko, a teraz wydawała się stworzona do bycia mamą.

– Tylko na twojego syna.

– O nie – jęknęła. – Nie złość się na niego, wszystko biorę na siebie. Proszę.

Jak każda matka broniła swojego maleństwa.

– Żartowałem. - Zaśmiałem się.

Nie miałem prawa gniewać się na dziecko. Poza tym, czy można się gniewać na małego chłopca, który odkąd się obudził, darzył nas uśmiechami. Chyba chciał nam w ten sposób zrekompensować nieprzespaną noc.

– Tato, czy on znowu będzie tak płakać? - Ant stanął przede mną.

Na pewno nie wyspał się tej nocy i doskonale go rozumiałem. Byłoby łatwiej, gdyby pokój gościnny znajdował się na dole. Wtedy może chłopcy nie musieliby słuchać płaczu Dextera.

– Mam nadzieje, że nie. - Pogłaskałem go po głowie.

– Oby. - Spojrzał na Dextera. – Nie pozwalam ci. Albo płacz teraz, nikt nie śpi.

Anton to mały cwaniaczek. Miał szalone pomysły.

Też bym wolał, żeby mały terrorysta wypłakał się w dzień. Wtedy spokojnie zasnąłby w nocy i mielibyśmy spokój. Jednak nauczony doświadczeniem wiedziałem, że dzieci nie robiły tego, co byśmy chcieli. One uważały, że to dorośli musieli się dostosować.

– Tato, on chyba zrozumiał. - Uśmiechnął się, patrząc na Dextera.

Nie sądziłem, ale niech będzie. Mały niby się uśmiechał, ale podejrzewałem, że już ćwiczył jeden ze swoich uśmiechów, zwiastujących kłopoty. Obym się mylił, bo jeśli nie, to moja siostra miała kłopoty.

– Ant, chyba nie wie, co do niego mówisz. - Siostra pogłaskała go po głowie. – Ale jeśli cię posłuchał, już możesz wybrać sobie nową zabawkę.

Mojej żonie się to nie spodoba. Nie miałem problemów z rozpieszczaniem dzieci. Kupowałbym im wszystko, co by chcieli. Dobrze, że w porę wkraczała Rachel. Córeczka miała już pokój zagrodzony masą zabawek, którymi się nie bawiła. Jednak nie zniechęcało mnie to do kupowania następnych.

– Przekupujesz mi dziecko – odezwałem się.

Po obiedzie zabrałem Rachel i dzieciaki na plażę. Niech moja siostra z mężem ustalą sobie jakiś plan dnia. Może jak przez kilka godzin sami zajmą się swoim dzieckiem, łatwiej będzie im w nocy. Nie twierdziłem, że sobie nie radzili. Nikt nie wiedział, czego się spodziewać przy pierwszym dziecku. Też wielu rzeczy nie wiedziałem, gdy urodziła się Heather. I niewiele pomogły mi poradniki, które kupowałem na potęgę. Powinienem je wepchnąć teraz Destreyowi. Przynajmniej mógłby udawać, że wiedział coś na temat wychowywania dziecka.

– Co już wymyśliłeś? - Rachel siedziała z córeczką na piasku.

Chłopcy biegali przy brzegu, a ja obserwowałem czy nie zbliżali się zbyt blisko wody. Nie umieli jeszcze pływać na tyle, żeby spuścić ich z oczu i pozwolić wejść do wody samym. I doskonale zdawali sobie z tego sprawę, bo nie próbowali.

– Nic. - Spojrzałem na nią.

Zastanawiałem się tylko jak za kilka lat będzie wyglądać nasze życie. Czy uda mi się spłodzić jeszcze jedno dziecko i czy Rachel zechce zostać po raz kolejny mamą? Cieszyłem się, że moje dzieci będą miały łatwiejsze dzieciństwo niż ja i April.

– Ant i Luc! – krzyknęła na synów. – Chodźcie z tatą do nas. - Wskazała miejsce obok siebie.

Chłopcy przybiegli od razu. Cały czas zaskakiwało mnie, że nie sprzeciwiali się swojej mamie. Byli posłuszni, o cokolwiek ich poprosiła. Czasami marudzili, ale się nie buntowali. Nie to, co ze mną. Gdy ich o coś prosiłem, zawsze znajdowali sposób, żeby się wymigać.

Wziąłem Heather na kolana. Postanowiła w zamian wsypać mi piasek za koszulkę. Świetnie, że sprawiło jej to radość.

– Zadowolona? - Spojrzałem na nią.

– Tiaaa! - Wyszczerzyła swoje cztery ząbki, którymi potrafiła nieźle zadać ból.

Przekonałem się o tym nocy, kiedy leżała między mną a Rachel. Ugryzła mnie w momencie, gdy chciałem ją przesunąć.

– Heather, nie wolno! - Zagroziła Rachel, gdy widziała, jak córeczka zbierała kolejną garść piasku.

Widocznie spodobała jej się zabawa w zakop tatusia.

– Nie! - Zbuntowała się, wysypując piach z dłoni. – Ańt! - Wyrywała się w stronę brata.

Oczywiście Anton chętnie zabrał ją ode mnie. Moja córeczka okręciła sobie wokół palca nawet braci.

– Pozwalasz jej na wszystko. - Żona wtuliła się we mnie. – Niedługo wejdzie ci na głowę.

– Nie wejdzie. - Pocałowałem ją w nosek.

– Akurat. - Zaśmiała się. – Nie sądziłam, że uda ci się rozpieścić Lucasa. - Spojrzała na mnie. – Dziękuję, że pozwoliłeś mu się czuć normalnie. Jesteś ojcem, jakim Matt nigdy nie umiałby być.

– Nigdy nie skrzywdziłbym chłopców.

– Wiem to, Paul.

Pokusa. [ ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz