167.

2.6K 136 30
                                    

Ivy znalazła sposób, żeby ponownie się ze mną skontaktować. A raczej Annie jej to ułatwiła. Znalazła kontakt do mojej byłej przyjaciółki i przekazała jej cudowne wieści. Byłem pewien, że Ivy się nie ucieszyła. Gdyby tak było, nie dzwoniłaby do mojego gabinetu z samego rana.

– Wysłałam ci tylko jeden list. Chciałam się pożegnać ostatni raz, a ty mi się tak odwdzięczasz? – wysyczała. – Trzymam się od ciebie z daleka tak, jak obiecałam. Zasłużyłam na spokój.

I w pełni ją rozumiałem. Nie chciałem jej znowu mieszać w życiu. Tym bardziej że dała mi spokój.

– Prosiłem, żeby tego nie robiła.

– To może czas lepiej pilnować swoich pracowników! – podniosła głos. – Co z ciebie za szef?

– Ivy, nie miałem pojęcia. - Pokręciłem głową.

– Nie kontaktuj się ze mną. Nie zbliżam się do ciebie i nie mam zamiaru, ale obiecuję, że jeśli twoja sekretareczka jeszcze raz się ze mną skontaktuje, zrobię jej krzywdę.

– Ivy...

– Nie. - Przerwała mi. – To nasza ostatnia rozmowa. Pamiętaj, jestem zdolna do wszystkiego. W porównaniu do was nie mam nic do stracenia! Pożegnaj się ze mną ostatni raz, teraz.

Powinna mi dać dojść do słowa albo po prostu się rozłączyć, skoro nie miała ochoty mnie wysłuchać.

– Nie chciałem, żeby z tobą rozmawiała! - Wkurzyłem się.

Ivy w ogóle nie chciała mnie słuchać.

– Nie obchodzi mnie to! - Wrzasnęła. – Powiedz papa, Paul. To nie jest trudne. - Zaśmiała się. – Tylko tyle od ciebie chcę za to, że nie musisz mnie już widywać. Nic więcej. Żegnam. - Czekała aż się odezwę.

– Pa... - Rozłączyła się, zanim wypowiedziałem jej imię.

Musiałem pogadać z Annie. Zaburzyła spokój, który miałem po wyjeździe Ivy i spokój, który ona sama osiągnęła, odcinając się ode mnie.

– Po co to zrobiłaś? - Stanąłem przed biurkiem Annie. – Prosiłem cię.

Nie powinna się mieszać w nieswoje sprawy. A już na pewno nie w sprawy Ivy, która w końcu zaczęła układać sobie życie z dala ode mnie. Czy ta dziewczyna nie rozumiała, że rozwali wszystko, co sobie ułożyłem z Rachel? Sama zaczynała mieszać w życiu przyjaciółki, a później oczywiście pretensje będzie mieć do mnie.

– Ma prawo wiedzieć o swoich rodzicach.

Może i miała, ale nigdy nie wykazała do tego chęci. Poza tym jej rodzice porzucili ją, gdy miała kilka lat, w najgorszy możliwy sposób. Nie była już dzieckiem, które nie rozumiało, co się wokół niej działo. Od tamtej pory tułała się po różnych rodzinach. Najdłużej przebywała u Państwa Carlosów. Wtedy się poznaliśmy. Gdyby nie wypadek, w którym zginęli, zostałaby z nimi na stałe. Zaprzyjaźniliśmy się, więc dopóki trafiała do rodzin zastępczych w stanie, którym mieszkaliśmy, miałem z nią ciągły kontakt. Później Bill był w niej tak zakochany, że jako nastolatkę przygarnęli go jego rodzice. Tylko dlatego, że myśleli, że dzięki temu odpędzą go od pomysłu ślubu. Niestety dla nich dopiął swego.

– Rodzicach, którzy ją porzucili!

Byłem pewny, że gdyby Annie znała jej historię, wcale nie uznałaby tego za świetny pomysł. Poza tym, co ona sobie myślała? Że Ivy pojedzie na spotkanie z tymi ludźmi i co?

– Jeden jedyny raz możesz jej pomóc, a wolisz unosić się honorem? - Spojrzała na mnie wkurzona.

Pomóc? Żartowała sobie. Pomogłem Ivy wystarczająco. A najlepsze co mogłem dla niej zrobić to się odciąć. Obiecałem sobie, że się do niej nie odezwę i nie zamierzałem. Zraniłbym tym Rachel, a ona była jedyną kobietą, której nie chciałem już stracić. Moja rodzina liczyła się dla mnie bardziej niż była przyjaciółka, i tak właśnie powinno być. Annie, jeśli chciała, niech się miesza, ale beze mnie.

– Jeśli chcesz, pomóż jej. - Wzruszyłem ramionami. – Ale jeśli twój kontakt z Ivy odbije się na mojej rodzinie...

– To co? - Skrzyżowała ręce na piersiach.

Nie chciałem nawet myśleć, że któraś z nich mogłaby sprawić, że żona przestałaby mi ufać. Walczyłem o Rachel, odkąd zacząłem ją kochać i nie zamierzałem pozwolić jej odejść. Nie chciałem też, żeby Ivy skrzywdziła moją rodzinę, a po niej wszystkiego można się spodziewać. Sama stwierdziła, że nie ma nic do stracenia. Dla niej nie liczył się już nikt. Nie obchodziło ją nawet moje szczęście. Skoro ona nie mogła zaznać spokoju, też go nie dostanę.

– Spłacę cię i znikniesz z tego wydawnictwa i z mojego życia jak ona.

Jeśli to będzie jedyny sposób, zrobię to. Pożałowałbym straty dobrego pracownika, ale jakoś bym to przeżył. Nie mogłem przez całe życie pozwalać, żeby robiła ze mną, co chciała. Pozwoliłem Annie na zbyt wiele, tylko dlatego, że była przyjaciółką mojej żony i znałem jej historię. Ale to, co ostatnio wyprawiała to dla mnie za wiele.

– Nie zrobiłbyś tego. - Prychnęła.

Nie wiedziała, do ilu rzeczy byłem zdolny, żeby chronić swoją rodzinę. Matt już się o tym przekonał. Chyba doskonały przykład, że nie warto ze mną zadzierać.

– Przekonaj się. Masz więcej do stracenia, Annie. - Spojrzałem na nią. – A ona nie ma do stracenia nic. Zależy ci, żeby przekonać się, do czego jest zdolna? Mnie nie.

– Rozmawiałeś z nią! – wrzasnęła za mną, gdy szedłem do gabinetu.

Nie zniechęciło ją to, że zamknąłem za nią drzwi.

– Czym ci zagroziła?

Niczym. Nie zamierzałem się jej tłumaczyć z tego, co robiłem. Jedyną osobą, której mogłem wszystko powiedzieć, była moja żona.

– Paul – szarpnęła mnie za ramię – co zrobisz, jak odezwie się za rok?

Nie odezwie się.

– Zignoruję jak do tej pory. - Spojrzałem na nią zły. – Ten list był pieprzonym pożegnaniem! Niczym więcej, a ty zaczęłaś węszyć i mieszać się w coś, co cię nie dotyczy. I wyjdź stąd. Nie chcę cię już dzisiaj widzieć. - Usiadłem przy biurku.

Stała dłuższą chwilę próbując zmusić mnie do potwierdzenia, że miała rację. Nie zamierzałem tego robić.

Pokusa. [ ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz