27.

6.7K 220 9
                                    

Siedziałem na kolejnym spotkaniu organizacyjnym firmy, które odbywały się, co miesiąc i znowu okazało się, że Annie wiedziała o wiele więcej ode mnie. Równie dobrze mogliby je prowadzić beze mnie, ale dzięki tym spotkaniom miałem okazję dowiedzieć się, co działo się w wydawnictwie poza tym, co robiłem sam. Ufałem swoim pracownikom. Zajęło mi to kilka lat, ale gdybym im nie zaufał, nie mógłbym prowadzić firmy, bo ciągle musiałbym ich sprawdzać. Do tej pory mnie nie zawiedli i miałem nadzieję, że nie zawiodą. Czasami zastanawiałem się, czy nie powinno mi być wstyd, że moi pracownicy wiedzieli więcej ode mnie, ale przecież od tego miałem ludzi, żeby ogarniali za mnie całą robotę.

– Jak po weekendzie? - Zaśmiałem się, zerkając na swoją sekretarkę, gdy już wszyscy opuścili konferencyjną.

Miałem ochotę się z niej trochę ponabijać, ale nie chciałem robić jej wstydu przy wszystkich. Nie każdy musiał wiedzieć, że lubiła sobie wypić. Chyba nie była w najlepszym humorze, bo jakby mogła, zabiłaby mnie wzrokiem.

– Przestań się ze mnie nabijać – odburknęła.

– Zaopiekowałem się tobą, a ty masz jeszcze z tym problem. - Rozbawiony pokręciłem głową.

– Eva przyjedzie o drugiej podpisać umowę. Może mieć jakieś zastrzeżenia.

– Wspominała coś na ten temat? - Zmarszczyłem brwi.

Zapomniałem o niej. Cholera, miałem nadzieję, że Ralph przedstawił jej korzystną ofertę. Nie wiedziałem, czy rzeczywiście ta kobieta znalazła się tutaj przez przypadek, czy czegoś ode mnie chciała. Jednak nie zamierzałem traktować jej ulgowo tylko dlatego, że znała moją tajemnicę. Tajemnicę, której nie chciałem dłużej ukrywać, ale nie mogłem się zebrać, żeby powiedzieć wszystko Rachel. Kiedyś będę musiał. Tak, kiedyś. Na co liczyłem, że jeśli dłużej będę to odkładać, to będzie łatwiej? Zraniłem Rachel i to mnie najbardziej bolało. Zraniłem jedyną kobietę, która ze mną wytrzymywała, którą mógłbym pokochać.

– Mnie? - Spojrzała na mnie jak na idiotę. – Ja z nią jeszcze nie rozmawiałam. Ralph miał przygotować umowę, z którą miała się zapoznać, a później przesłał ją mi.

– Przedstawić ofertę – poprawiłem ją.

– Nie, Paul. Powiedział, że przygotował umowę. W ogóle to chyba nie on powinien się tym zająć, co?

– W kadrach nic nie wiedzą? - Wstałem.

– Jak już mówiłam, ja się tym nie zajmuję. - Wzruszyła ramionami. – Podobno ty mu na to pozwoliłeś.

– Ja? - Stanąłem naprzeciwko niej. – Zgodziłem się tylko na współpracę. – Co on odpierdala?! - Wściekły wyszedłem z sali konferencyjnej, udając się do działu marketingu.

Jeżeli on mi zaraz tego nie wyjaśni, to nie ręczyłem za siebie. Dlaczego nie załatwił tego przez kadry, tylko zaproponował tej kobiecie umowę, którą sam przygotował? A tak w ogóle, to zastanawiało mnie, dlaczego nie pojawił się na spotkaniu.

Wkurzony, bez pukania wszedłem do gabinetu. Stanąłem jak wryty, widząc, jak Ralph śmiał się z Panną Johnson. Świetnie. Kobieta wiedziała, gdzie się zakręcić, żeby coś osiągnąć. Nie uda jej się ze mną, to skołuje moich pracowników. Widząc, jak Ralph na nią patrzył, sądziłem, że jego już owinęła sobie wokół palca, a nie zaczęła jeszcze tutaj pracować.

– Możesz mi to wytłumaczyć? – odezwałem się, gdy mnie w końcu zauważyli. – Umowa, chyba mamy od tego kadry, prawda?

– Miałem trochę czasu, więc zająłem się tym sam. - Podrapał się po głowie.

Kobieta siedziała zdezorientowana, obserwując mnie. Niech się przyzwyczaja, jeśli będzie z nami współpracować, to wkurzonego będzie widzieć mnie częściej.

– Nie pytając mnie o to – odburknąłem.

– Zgodziłeś się. - Zmarszczył brwi.

– Zatrudnić ją, ale nie przypominam sobie, żebym kazał ci sporządzić dla niej umowę – warknąłem. – Mamy od tego odpowiednich ludzi.

No widziałem, że on już sobie nawet przydzielił nowe obowiązki. Może przesadzałem, ale nie bez powodu miałem ludzi, którzy się zajmowali tego typu rzeczami. Lepiej wiedzieli, jak powinna wyglądać umowa, która miała być przede wszystkim korzystna dla mnie. Sam byłem sobie winny. Powinienem od razu zlecić to komuś z kadr, a nie zostawić Ralphowi. Ale skąd mogłem wiedzieć? Do tej pory nie odwalił mi takiego numeru.

– Coś nie tak? – odezwała się kobieta, marszcząc brwi.

– Tak, przez ciebie mój pracownik ochujał. - Przetarłem twarz dłonią i spojrzałem na Ralpha. – Nie upoważniłem cię do tego i masz moment, żeby załatwić to, jak należy. - Wskazałem na telefon.

– Dobra. - Wykręcił numer i zadzwonił, gdzie trzeba.

Zostałem tam, czekając, aż załatwi sprawę, nie chcąc więcej nieporozumień. Zerkałem co jakiś czas na Evę. Siedziała wygodnie oparta naprzeciwko Ralpha w czarnej sukience, z nogą założoną na nogę. Proste włosy rozpuszczone jak tamtej nocy w klubie. Skupiłem uwagę na jej nogach, a następnie na czarnych płaskich butach. Sądziłem, że była kobietą, która nie rozstawała się z wysokimi obcasami. Nie była ani trochę speszona tą sytuacją. Blondynka pojawiła się w moim wydawnictwie kilka dni temu, a zdążyła już namieszać. Jeżeli uważała, że pójdzie jej ze mną tak łatwo, jak z Ralphem, to się myliła.

– I nie chcę więcej takiej sytuacji. Wiesz, jakie są twoje zadania, a jeżeli ci to przeszkadza, zmień pracę. - Wyszedłem, trzaskając drzwiami.

– Paul, zaczekaj. - Usłyszałem za sobą.

– Umowę dostaniesz do podpisania jutro. - Zatrzymałem się, ale stałem do niej tyłem. – Zapewne nie będzie się wiele różnić od tej, którą już widziałaś.

Nie miałem ochoty na rozmowę. Musiałem się przyjrzeć dokładnie swoim pracownikom. Oby nie okazało się, że musiałem jeszcze kogoś ustawiać, bo ktoś dla przykładu mógłby stracić pracę.

– Nie o to chodzi. - Stanęła przede mną. – Chciał mi trochę ułatwić pracę.

– Zapewniam ci, że tutaj nic nie ma łatwiej – spojrzałem na nią – ale moi pracownicy w ostatnim czasie chyba zaczęli uważać inaczej i chcą wykonywać pracę za innych.

– Widocznie wiedzą, że nie jesteś takim draniem, skoro sobie na to pozwolili. - Zaśmiała się.

– Nie było mnie jakiś czas, więc pewnie dlatego, ale czas ich ustawić z powrotem. Przyzwyczaj się.

– Podoba mi się to.

– Co? - Zmarszczyłem brwi.

– Rygor, jaki trzymasz.

– I dlatego uważasz, że możesz sprawdzić, na ile ci pozwolę? - Zbliżyłem się do niej. – Uważaj.

– Cieszę się, że w końcu widzę, że nie zamierzasz mnie traktować ulgowo. Chcę być traktowana tak samo, jak twoi pracownicy. Nawet jeśli miałabym wylecieć, bo zrobię coś źle, to nie chcę, żebyś trzymał mnie tylko dlatego, że wiem o tobie więcej niż oni. - Poklepała mnie po ramieniu. – A teraz pozwolisz, że wrócę jutro, jak dostanę umowę, bo pewnie i tak nie masz nic dla mnie do roboty, prawda?

– Prawda. - Podrapałem się po głowie.

Ta kobieta zaczynała doprowadzać mnie do szału. Miałem nadzieję, że mimo naszej współpracy nie będę widywać jej często. 

Pokusa. [ ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz