170.

3K 154 63
                                    

Rano starałem się udawać, że nic się nie stało. Jakby ostatnie wydarzenie nie miało miejsca. Jeśli będę to sobie wmawiał, w końcu uwierzę, że tak było.

Rachel chodziła przy mnie na paluszkach. Bała się odezwać i zaczynało mnie to wkurzać. Jak miałem wrócić do normalności skoro ona się tak zachowywała? Za kilka dni wszystko wróci do normy. Musieliśmy to przetrwać.

– Proszę cię, przestań. - Spojrzałem na nią.

Nie musiała udawać, że się przejęła. Oczywiście nie była obojętna na krzywdę innych, ale Ivy nie była dla niej nikim bliskim. Nie oczekiwałem, że będzie przeżywać jej śmierć.

– Co? - Zmarszczyła brwi.

– Nie widzisz co się przez to z nami dzieje? Nie rób tak. - Wziąłem córeczkę na ręce, bo zaczęła płakać.

Nie bez powodu. Upuściła piłkę, która wpadła jej pod kanapę i ciężko było ją sięgnąć. Tatuś będzie musiał pomóc.

– Co mam robić?

Po prostu być sobą. Może powinniśmy wyjechać gdzieś na kilka dni. Odciąć się od codzienności.

– Nic. - Wzruszyłem ramionami. – Bądź taka jak zawsze, bo cisza doprowadzi mnie do szału.

Ku radości Heather udało mi się wyciągnąć zgubę. W zamian obśliniła mi twarz. Na szczęście ona zachowywała się normalnie.

– Dzięki. - Zaśmiałem się i spojrzałem na nią. – Wystarczył buziak, wiesz?

Chwilę później do salonu zbiegli chłopcy, robiąc przy tym sporo hałasu. Nie mogłem uwierzyć, że czas tak szybko leciał. Jeszcze niedawno nosiłem Anta na rękach, a teraz nawet nie chciał, żeby prowadzać go za rękę. Powtarzał, że był już dużym chłopcem. Może i tak, ale nie dla mnie. Nie chciałem nawet myśleć, że za kilka lat Heather nie będzie już moim małym przytulasem. Co wtedy zrobię? Będę musiał odganiać od niej napalonych chłopców.

– Mieliście nie zbiegać po schodach. - Rachel zwróciła im uwagę.

Powtarzała im to za każdym razem. Nie chciałbym, żeby któryś z nich zrobił sobie krzywdę. Do tej pory nic się nie stało, ale to nie znaczyło, że mieli biegać po schodach, ile chcieli.

– Mamo. - Westchnął Ant.

– Co mamo? - Spojrzała na niego. – Nie chcesz chyba z nich spaść?

– Nie.

Ant zaczynał mieć swoje humorki, ale jeszcze się nie buntował. Bałem się jakimi nastolatkami będą chłopcy. Liczyłem na to, że nie będą sprawiać problemów.

Po śniadaniu dzieciaki siedziały przed telewizorem. Oczywiście kilka minut kłócili się czy będą grać, czy oglądać bajkę. Oczywiście Heather głośno upominała się o bajkę. Obawiałem się, że była w stanie nawet uderzyć braci, żeby tylko wyszło na jej. Interweniowałem. Nie chciałem konfliktów między dziećmi. Do tej pory chłopcy się nie bili, więc nie chciałbym, żeby córeczka zapoczątkowała bójki w domu.

– Rachel? - Spojrzałem na żonę. – Co zrobiłaś, że chłopcy się nie biją i czy możesz to samo zrobić z Heather?

Moja żona znała sztuczki na dzieci, których ja nie potrafiłem pojąć. Wystarczyło, że powiedziała słowo, a one jej słuchały. Nawet córeczka. Chociaż czasami się buntowała.

– Nie rozpieszczać jej. - Roześmiała się, podchodząc do mnie. – Załatwię to, ale musisz ze mną współpracować.

– Dobrze. - Objąłem ją w talii.

Musiałem się przygotować na gniew córeczki. Miałem nadzieję, że nie przestanę być jej kochanym tatusiem przez kilka zakazów. Rachel wprowadzała ich mnóstwo, a dzieci i tak do niej lgnęły. Przez kilka lat nauczyła się wychowywać dzieci i szło jej to doskonale. Może i ja się kiedyś nauczę.

Nie było mnie na pogrzebie Ivy. Nie mogłem tam być, a może nawet nie chciałem. Ta dziewczyna powinna przestać dla mnie istnieć już dawno. Wolałem zostać w wydawnictwie. Przejrzę dokumenty i podpiszę, co trzeba.

– Co ty tutaj robisz? - Annie spojrzała na mnie, marszcząc brwi.

Takie dziwne, że przyszedłem do pracy? Miałem ostatnio kilka dni wolnego, ale czas wrócić do pracy. Może i byłem szefem, ale nie mogłem cięgle zrzucać wszystkiego na Annie. Czas najwyższy, żeby ona trochę odpoczęła. Chociaż nie wiedziałem, jak sobie poradzę, gdy weźmie wolne. Mieliśmy jakąś stażystkę, która przejęłaby obowiązki Annie w sekretariacie, ale resztą musiałbym zająć się sam. Skoro ona dała sobie radę, to ja też powinienem.

– Przyszedłem was skontrolować.

– Zabawne.

– Będę u siebie. - Udałem się w stronę swojego gabinetu.

Przyjaciółka nie zamierzała mnie oszczędzać. Mimo sterty papierów na moim biurku przynosiła mi kolejne. I to z uśmiechem na ustach. Wredne babsko.

Zajrzałem do kalendarza i załamałem się, widząc trzy spotkania na jutro. Zacząłem żałować powrotu do pracy.

– Co to za spotkania? - Zatrzymałem ją, gdy kolejny raz weszła do gabinetu.

– Jedno z prawnikiem, a drugie nie wiem. - Wzruszyła ramionami.

Postanowiłem skontaktować się z prawnikiem i dowiedzieć, o co chodziło. Okazało się, że Ivy nie zamierzała się ode mnie odczepić. Nie obchodziło mnie, co dla mnie zostawiła. Stanowczo zakazałem prawnikowi kontaktować się ze mną w tej sprawie, jak i pozostawić wszystko, co związane z Ivy. Miałem nadzieję, że moja siostra postąpiła tak sam. Musiałem do niej pojechać i się upewnić. Najlepiej teraz. Nieważne, że zostawiłem dokumenty na biurku. Podpisałem wszystkie, które nie mogły czekać dłużej, resztą zajmę się jutro.

– Annie, wychodzę. - Stanąłem przed jej biurkiem.

– Nic nowego.

– Czy kontaktował się z tobą ktoś od Ivy? Ktokolwiek.

– Nie. Czemu pytasz? - Spojrzała na mnie.

– Gdyby tak było, nie rozmawiaj z nikim.

– Paul, co się dzieje?

– Nie chcę, że ta dziewczyna więcej mieszała mi w życiu.

Dopóki Annie nie wiedziała o śmierci Ivy, nie zamierzałem nic mówić. Nie musiała wszystkiego wiedzieć.

W domu mojej siostry panował niezły bajzel. Mały chyba podporządkował sobie rodziców. Jeżeli mając kilka miesięcy, robił z nimi, co chciał, to bałem się pomyśleć, co będzie, gdy podrośnie.

Dexter siedział w salonie w foteliku, a obok niego na dywanie tata, podając synowi zabawki. Rozejrzałem się dookoła, ale nigdzie nie widziałem siostry.

– Cześć.

– Cześć. - Destrey zdziwił się na mój widok.

Pewnie zapomniał, że miałem dodatkowe klucze do ich domu.

– April, powinna za chwilę wrócić. - Stanął przede mną. – Napijesz się czegoś.

– Dzięki.

Siostra pojawiła się chwilę później. Nie zaskoczył ją mój widok. Prawnik zdążył już się z nią skontaktować. Na szczęście April okazała się na tyle mądra, że nie interesowało jej, co chciała zostawić po sobie Ivy. Miałem nadzieję, że mówiła prawdę.

Pokusa. [ ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz