– Musimy porozmawiać. - Pierwsze słowa, jakie usłyszałem po wejściu do domu.
Byłem wściekły, bo jakaś panna z klubu mnie szukała. Wypytywała o mnie Brada, który od razu do mnie zadzwonił. Na szczęście, jak na dobrego przyjaciela przystało, nie powiedział jej, gdzie mogłaby mnie znaleźć. W klubach starałem się być anonimowy, ale wiedziałem, że to długo nie potrwa. Bałem się jednak, że gdy panna dowie się, kim byłem, będzie chciała narobić mi brudu i wyłudzić pieniądze. Kurwa, nie mogłem pozwolić, żeby w jakiś sposób zaszkodziła wydawnictwu. Już nie chodziło o mnie, ale konsekwencje powinienem ponieść ja, a nie ludzie, którzy dla mnie pracowali.
Miałem ochotę położyć się spać i zejść wszystkim z drogi, zanim powiem im coś przykrego, ale nie mogłem, bo Rachel miała dla mnie jakieś rewelacje.
– Nie mam najlepszego humoru. - Podrapałem się po głowie, wchodząc do kuchni.
Chłopców nie było w salonie, więc pewnie siedzieli u siebie w pokoju. Za to Rachel wcale nie wyglądała na zadowoloną moim widokiem. Nawet nie próbowałem zastanawiać, co takiego się stało. Niech powie, co musiała i da mi spokój.
– Uwierz, że mój humor wcale nie jest lepszy od twojego – powiedziała spokojnie.
Podziwiałem ją. Nawet jeśli była zła, potrafiła ukryć swoje emocje i udawać, że nic się nie stało, mimo że jej słowa mówiły coś zupełnie innego. Za dobrze ją znałem, żeby nie wiedzieć, że była wkurzona.
– Co się stało? - Usiadłem naprzeciwko niej zmęczony, podpierając głowę na dłoniach.
– Ciebie powinnam o to zapytać – odpowiedziała obojętnie. – Jakaś kobieta cię szukała.
– Co? - Spojrzałem na nią zdziwiony.
Kto mógł mnie tutaj szukać? Nikomu nie podawałem swojego adresu właśnie dlatego, żeby uniknąć sytuacji, gdy komuś zachce się przyjść tutaj pod moją nieobecność. A jednak ktoś znalazł sposób, żeby mnie znaleźć.
– To, co słyszałeś. - Stała, krzyżując ręce na piersiach.
– Jaka kobieta? - Zmarszczyłem brwi.
– Nie znam jej. Blondynka, ładna blondynka – dodała cicho.
Nie wiedziałem, co o tym myśleć, ale patrząc na Rachel, wiedziałem, że nic dobrego nie miała mi do powiedzenia. Nie próbowałem nawet udawać, że nie domyślałem się, co jej powiedziała. Jednak łudziłem się, że powie coś innego, czego się nie spodziewałem.
– Nie mam już sił udawać, że nic się nie dzieje! – zaczęła krzyczeć i płakać. – Myślisz, że nie wiem, po co chodzisz do tych klubów?! Że nie wiem, że mnie zdradzasz?
– Nie zdradzam cię – wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
– Jak długo? - Spojrzała na mnie zapłakana, a ja nie byłem w stanie patrzeć jej w oczy. – Jak długo, Paul, do cholery?! - Walnęła mnie z całej siły w ramię.
– Odkąd wróciłem z Paryża, nie spałem z nikim innym. - Westchnąłem ciężko, zamykając oczy.
Wiedziałem, że będę musiał jej to powiedzieć. Nie sądziłem tylko, że akurat teraz, że sama się dowie. Miałem nadzieję, że wytłumaczę jej to na spokojnie, ale prawda była taka, że wolałem odkładać ten temat w nieskończoność. Więc teraz musiałem się liczyć z konsekwencjami. Czułbym się lepiej z myślą, że ją to nie ruszyło.
– O Boże. - Przytknęła dłoń do ust. – Paul, ona będzie miała z tobą dziecko.
No tego to już za wiele. Jakaś obca baba przyszła do mojego domu, rozmawiała z moją kobietą i jeszcze miała czelność mówić jej takie rzeczy? Rozumiałem, że uwierzyła, jak powiedziała, że ze mną spała. Ale jak mogła uwierzyć, że jakaś kobieta będzie miała ze mną dziecko? Nie nadawałem się na ojca i nigdy nie byłem na tyle nieodpowiedzialny, żeby uprawiać seks bez zabezpieczeń z laską poznaną w klubie. Z laską, która na drugi dzień będzie bzykać się z innym facetem. Nie chciałbym takiej matki dla swojego dziecka bardziej, niż nie chciałem być teraz ojcem. Myślałem, że Rachel znała mnie na tyle dobrze, żeby to wiedzieć. Jednak przez tyle czasu nie sądziła, że ją zdradzałem, że to prawda, więc rozumiałem, że miała wątpliwości.
CZYTASZ
Pokusa. [ ZAKOŃCZONA]
RomancePaul- facet, który ma dobrą pracę, cudowną kobietę, o którą długo się starał nie potrafi zrezygnować z nocnych rozrywek z przypadkowymi panienkami. Jego relację z partnerką opierają się na kłamstwie. Czy będzie w stanie się zmienić i przyznać do li...