49.

5.3K 208 30
                                    

Obudził mnie krzyk kobiety. Chciałem, żeby to był sen, ale niestety to rzeczywistość. Ledwo podniosłem się do pozycji siedzącej, trącają przy tym nogą kilka butelek. Oparłem się łokciami o kolana i złapałem za głowę. Próbowałem przypomnieć sobie, co się stało i czy aby na pewno byłem w domu. Wczoraj chyba przesadziłem. Jednak nie pamiętałem, żeby ktoś do mnie przyszedł.

– Przegiąłeś! – wrzasnęła mi nad uchem. – Cholera, Paul, ty cholerny idioto!

Nie docierało do mnie nic, dopóki na nią nie spojrzałem. Musiałem przetrzeć oczy, bo nie mogłem uwierzyć, że stała przede mną. Co robiła tutaj moja siostra? Pewnie Annie wczoraj do niej zadzwoniła. Tylko nie sądziłem, że zjawi się już z samego rana.

– April? - Zmarszczyłem brwi.

– A co, spodziewałeś się jakiejś dziwki?! - Szarpnęła mną, nadal krzycząc: – Jak mogłeś?! Zdradziłeś ją, ty draniu!!

Teraz już nawet siostra nie miała o mnie dobrego zdania.

– Nie chciałem... - Szukałem odpowiednich słów, ale w tej sytuacji żadne nie były odpowiednie.

– Nie chciałeś? - Prychnęła. – Skrzywdziłeś ją.

– April, wiem. Chcę to naprawić. - Stanąłem przed nią.

– I dlatego się upijasz i nadal ją zdradzasz?! - Uderzyła mnie w twarz.

– Mam nadzieję, że ci ulżyło. - Spojrzałem na nią.

Należało mi się i powinna uderzyć mocniej. Czasami chciałbym rzucić wszystko i zniknąć, przestać być problemem dla Rachel, dla April, ale nie umiałem ich zostawić, nawet jeśli wiedziałem, że byłoby im lepiej beze mnie.

– Masz pod opieką dziecko, mam nadzieję, że zdajesz sobie z tego sprawę – powiedziała nadal wściekła. – Pomyślałeś o nim, zanim się upiłeś? Kurwa, jesteś nieodpowiedzialny!

– Wiem. Nie radzę sobie. - Zrezygnowany usiadłem z powrotem na kanapie.

Miała cholerną rację. A co gdyby mały obudził się w nocy? Nie wiedziałem nawet, czy się nie obudził i od jakiego czasu April była tutaj.

Nie odzywając się do mnie, poszła na górę. Zapewne sprawdzić, co z Antem. Kolejne dni będą jeszcze gorsze niż do tej pory i moja siostra się o to postara.

Ledwie doszedłem do łazienki i wszedłem pod prysznic. Zimna woda zmywała ze mnie smród alkoholu, ale nie pomogła dojść do siebie. Jakoś będę musiał przetrwać ten dzień, a byłem pewny, że April mi tego nie ułatwi.

Gdy zszedłem na dół, Ant jadł śniadanie. Uśmiechnąłem się do niego, siadając obok.

– Nie miałeś tej nocy koszmarów, prawda? - Pokręcił głową.

To dobrze, bo już się bałem, że zawaliłem. Nie wybaczyłbym sobie, że przez to, że się upiłem, Ant płakał w nocy, a ja nie miałem siły do niego wstać. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca, bo na pewno, by mi o tym powiedział. Czasami miałem wrażenie, że Ant mógłby być moim synem. Mógłbym, przecież spróbować być dla niego tatą, którego nigdy nie miał. Chciałbym.

– Pojedziemy dzisiaj do mamy. Powiedz tylko, kiedy chcesz.

Bałem się, że mały znowu nie będzie chciał się do mnie odezwać.

– Możemy po śniadaniu? - Spojrzał na mnie.

– Oczywiście – odetchnąłem z ulgą i przytuliłem go.

Nie rozmawiałem z siostrą. Wolałem nie kłócić się z nią przy Antonie. Pewnie nawet nie miała zamiaru się do mnie odezwać. Nie musiałem jej przepraszać. Jedyna osoba, której byłem winien przeprosiny, to Rachel. To ją skrzywdziłem.

Pokusa. [ ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz