147.

3.1K 156 14
                                    

Przyjęliśmy Sam. Nie miałem nic do gadania. Dziewczyna miała odpowiednie umiejętności i przypodobała się Annie. Dużo nauczyła się od ojca. Poza tym moja sekretarka zapewniała, że dziewczyna szybko się nauczy. Skoro chciała z nią pracować, proszę bardzo. Mogła mieć później pretensje tylko do siebie.

Dowiedziałem się, że stan Smitha był kiepski. Nie wiadomo, ile czasu mu zostało, a córka chciała spędzić ostatnie chwile z nim. Po śmierci żony został sam z dzieckiem. Musiał być dobrym ojcem, bo w wydawnictwie nikt nigdy nie słyszał, żeby Samantha się na niego skarżyła. Nie miał z nią problemów wychowawczych. Podejrzewałem, że o swojej chorobie wiedział dużo wcześniej. Nie pozbyłby się wydawnictwa. Dzięki temu, że chciał je sprzedać akurat mnie, odniosłem sukces i byłem ustawiony na kilkadziesiąt lat. Moje dzieci również, o ile zadbają o ten biznes.

– Może być, prawda? - Annie spojrzała na mnie z uśmiechem.

Mogłaby się jeszcze rozejrzeć, zanim kogoś zatrudni. Może znalazłaby innego kandydata do pomocy. Kadry mogłyby jej kogoś polecić. Dla mnie pomysł z nowym pracownikiem nie wydawał się najlepszy, ale Annie potrzebowała pomocy, bo zwaliłem na nią wszystkie swoje obowiązki. Aż dziwne, że do tej pory jakoś dawała radę. Miałem nadzieję, że nie zostawała w wydawnictwie do późna, żeby się ze wszystkim wyrobić.

– Zobaczymy.

Samantha nie chciała zostać na stałe, więc nie musiałem się martwić, co zrobię, gdy jej umowa się skończy. Nie była osobą, którą chciałbym zostawić w swoim wydawnictwie. Właśnie ze względu ja jej ojca. Nie mogłem pozwolić, żeby poczuła się tutaj pewnie, bo mogłoby to sprawić, że chciałaby czegoś więcej. Na przykład odzyskać biznes ojca.

– Będzie dobrze.

– Jestem u siebie przez kilka minut. - Wziąłem papiery do podpisania. – Annie nie łącz mnie z nikim.

– Nikt nie chce z tobą rozmawiać. - Zaśmiała się.

Co to miało znaczyć? Miałem nadzieję, że nie straciliśmy klientów.

– Czemu? - Zmarszczyłem brwi. – Powiedz, że nic się nie dzieje.

– Wszyscy wydzwaniają do mnie – westchnęła. – A tych uparty zazwyczaj przełączam do ciebie, gdy jesteś w domu.

To prawda. Załatwiałem wiele spraw, siedząc w domu. Nie mogłem porzucić pracy na kilka tygodni. Zazwyczaj znajdowałem kilka godzin, żeby popracować, gdy Heather spała i wiedziałem, że Rachel nie potrzebowała mojej pomocy.

Powinienem wrócić do domu, ale zajechałem pod dom April. Nie mogłem tak po prostu wyjechać. Zadowolona na mój widok nie była, ale wpuściła mnie do środka.

– Miałam nadzieję, że wróciłeś do siebie – westchnęła.

Czy kiedyś jeszcze będzie umiała ze mną normalnie rozmawiać? Czy już zawsze będzie miała do mnie żal o śmierć ojca? Miałem nadzieję, że zrozumie, że była dla mnie ważna. Była jedyną rodziną, jaką miałem. Nigdy bym jej nie skrzywdził, a na to, co stało się z jej ojcem, nie miałem wpływu. Gdybym wcześniej wiedział, czym się zajmował, może to wszystko potoczyłoby się inaczej.

– I wrócę. - Spojrzałem na nią. – Przyjedź do nas za kilka dni. Do dzieciaków.

Nie chciałem, żeby oddaliła się od maluchów. Chłopcy ją uwielbiali, chociaż czasami naprawdę nie wiedziałem dlaczego. Poza tym ona też lubiła moje dzieciaki. Była świetną ciotką.

– Pomyślę.

To już jakiś sukces albo powiedziała to, żebym jak najszybciej stąd poszedł. Nie będę jej męczyć.

– April – dotknąłem jej ramienia – jeśli nie będziesz mnie chciała wtedy widzieć, to wyjdę.

Wiedziałem, że Rachel nie będzie jej zmuszać do rozmowy ze mną. Na wszystko przyjdzie odpowiedni czas.

– Idź już. - Spojrzała na mnie.

Niechętnie wyszedłem, tłumacząc sobie, że tak będzie dla niej lepiej.

Chłopcy wybiegli z domu, gdy tylko zobaczyli mój samochód. Widziałem, jak Rachel wybiegła za nimi. Pewnie znowu zwróciła im uwagę, żeby uważali, gdy parkowałem. Tłumaczyła im to wiele razy, a oni dalej swoje.

Wysiadłem z uśmiechem, patrząc na żonę z córeczką na rękach. Mała wtulała się w mamusię, klepiąc ją rączką po ramieniu. Tęskniłem za nimi.

– Mama ma rację. - Pogłaskałem chłopców po głowie. – Możecie stać przy drzwiach, dopóki nie wyjdę z auta?

– A czemu? – dopytywał Ant.

Jak zawsze ciekawski. Zastanawiałem się, czy Heather będzie bardziej podobna do Lucasa, czy Antona. Chciałbym, żeby nie sprawiała problemów wychowawczych. Gorzej, gdy jako nastolatka będzie się zachowywać jak April. Będę miał powtórkę z rozrywki. Dobrze, że Heather miała dwóch starszych braci, bo liczyłem na to, że upilnują ją lepiej niż ja swoją siostrę.

– Żebym was nie rozjechał. - Wziąłem go na ręce.

– Nie zrobiłbyś tego.

Oczywiście, że nie, ale nie powinni wybiegać pod koła. Musiałem mieć ich cały czas na widoku. Poza tym byli już na tyle duzi, że musieli uważać na ulicach na inne samochody.

Podszedłem do żony i od razu wziąłem córeczkę na ręce.

– Hej, maleńka. - Ucałowałem ją w czółko. – Byłaś grzeczna?

No miałem nadzieję, że nie dała mamie w kość.

– Nie bardziej niż bracia – odezwała się Rachel i spojrzała na chłopców. – Prawda?

Oho, czyżby dzieciaki coś nabroiły? Podziwiałem rudowłosą, że potrafiła zapanować nad trójką dzieci.

– A co zrobiliśmy? - Zdziwił się Ant.

Chętnie bym się dowiedział, mały cwaniaczku.

– Byłem grzeczny – odezwał się Lucas. – Naprawdę.

– Oczywiście. - Zaśmiałem się.

– Idźcie do domu. - Poklepała ich po plecach. – Obiad czeka.

Grzecznie poszli. Chyba musieli nabroić i dlatego starali się być grzeczni. Nie musieli się bać, że Rachel na nich naskarży.

– Było ciężko? - Stanąłem przed nią.

– Troszeczkę. - Położyła mi głowę na ramieniu. – April nadal zła?

– Nie chce ze mną rozmawiać.

– Minie jej.

Chciałem coś powiedzieć, ale córeczka zaczęła marudzić. Przytuliłem ją do siebie, ale odpychała się rączkami. Chyba zaczęła się nudzić w ramionach tatusia.

– Teraz możesz się zająć córką. - Pogłaskała małą po główce. – Zadzwonię jutro do April.

Rachel nie pozwoli, żeby mój kontakt z siostrą się urwał. Tak samo, jak nie chciała, żeby sama musiała radzić sobie z problemami.

– Dziękuję. - Zerknąłem na nią.

Pokusa. [ ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz