121.

3.7K 211 6
                                    

Siedzieliśmy w łazience, czekając na wynik testu. Niecierpliwiło mnie trochę to czekanie, ale nic nie mówiłem. Rachel była wystarczająco zdenerwowana. Miałem nadzieję, że tym razem będzie pozytywny. Rudowłosa jednak nie wyglądała na zadowoloną, gdy wzięła go do ręki. Cholera.

– Znowu nic? - Spojrzałem na narzeczoną.

Co było nie tak? Od razu powinniśmy pojechać do ginekologa, a nie ufać jakimś testom. Jednak Rachel przekonała mnie, że to była pierwsza rzecz, o jaką zapyta lekarz na wizycie i że lepiej byłoby mieć jakieś podejrzenia. Myślałem, że spóźniający się okres i jej gorsze samopoczucie ostatnio to wystarczające podejrzenia. Nie byłem jednak kobietą, więc musiałem zaufać Rachel. Zresztą była już w ciąży i lepiej wiedziała, kiedy jej ciało zaczynało się zmieniać, gdy miała w sobie dziecko.

– Jedna kreska – powiedziała smutno.

Prawie pół roku staraliśmy się o malucha. Rachel była ostatnio na wizycie u lekarza i podobno z jej hormonami już wszystko w porządku i nie powinna mieć problemów z zajściem w ciążę. No to, czemu je miała? Czekaliśmy, a raczej ja czekałem cierpliwie, ale zaczynałem się martwić. Co, jeśli nie będziemy mogli mieć dziecka? Chciałem powiększyć naszą rodzinę. Za miesiąc wprowadzimy się do nowego domu, gdzie czekać będzie pokój na nowego członka rodziny, a okazało się, że mógł pozostać pusty jeszcze długi czas.

– Może test jest zły. - Głaskałem ją po plecach.

Zdarzało się. April raz pokazał pozytywny, a okazało się, że w ciąży nie była. Może tym razem było na odwrót. Rachel musiała zrobić jeszcze jeden.

– Trzeci? Tyle ich dziś zrobiłam. - Wtuliła się we mnie. – Bardzo chcę mieć to dziecko z tobą.

Taka ilość chyba nie mogła się mylić. Nie chciałem, żeby Rachel była smutna ani żeby myślała, że coś z nią nie tak. Przecież urodziła już dwójkę dzieci. Dlaczego temu skurwielowi udało się spłodzić dwóch maluchów w momencie, gdy w ogóle ich nie chciał, a ja nie mogłem mieć jednego swojego? W czym byłem gorszy? Nie zostawię swojej rodziny. Starałem się być dobrym facetem, ojcem. Musiałem być przy Rachel i ją wspierać. Chciała dziecka, bo ja go chciałem. Nie mogłem się teraz od niej oddalić.

– I będziemy je mieć. - Pocałowałem ją w czubek głowy. – Umówię się jutro na badania, żebyśmy mieli pewność.

Nie sądziłem, żeby wina leżała po mojej stronie, ale lepiej mieć to na papierze. Wtedy będziemy wiedzieli, co dalej. Jakieś leczenie. Nie było problemu. Nieważne, ile minie czasu, będę się cały czas starać. Może to być nawet za pięć lat, jeśli tylko będziemy mieć pewność, że się uda, będę czekać, ile trzeba. Wiedziałem, że będzie warto. Oby ona się nie rozmyśliła.

– A co jeśli... – przerwałem jej.

– Jeśli nie możemy mieć dziecka? - Spojrzałem na nią, a Rachel pokiwała głową. – Możemy pomyśleć o adopcji – wzruszyłem ramionami – ale myślę, że za wcześnie na takie dylematy.

Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, bo nie chciałem być ojcem. Dopiero później, ale nawet wtedy nie myślałem, co jeśli nie będę mógł nim być. Teraz powinienem to wziąć pod uwagę.

– Nie wiem, czy będę umieć pokochać obce dziecko. - Spojrzała mi w oczy. – Poza tym adopcja długo trwa, a jeśli w tym czasie pojawiłby się nasz maluch, nie moglibyśmy zrezygnować.

Jeśli ja byłem w stanie pokochać obce dzieci, to ona też. Jej było łatwiej. Miała już dwójkę maluchów i bała się, że nie da sobie rady z kolejnym. A adoptowane dziecko było większym wyzwaniem niż własne. Potrzebowało więcej czułości. I nie wątpiłem, że razem byśmy mu je dali.

– Wiem, dlatego jeszcze zaczekamy. - Uśmiechnąłem się lekko. – Dobrze, że już mamy dwójkę maluchów.

Nie musiałem się bać, że w naszej rodzinie nigdy nie będzie dzieci. Wierzyłem, że ten zastój był chwilowy i niedługo będziemy zaskoczeni na wieść o ciąży. Może w momencie, gdy trochę odpuścimy i na jakiś czas skupimy się na czymś innym? Chciałbym, żeby Rachel wiedziała, że do niczego jej nie zmuszałem. Decyzja nadal należała do niej.

– Chciałam ci dać dziecko – powiedziała cicho. – Część ciebie i mnie.

Wiedziałem o tym. Też tego chciałem. Widocznie jeszcze nie zasłużyłem. Musiałem zapracować sobie na dzidziusia. Pokazać bardziej, że mi zależało. Teraz mogliśmy zająć się czymś innym. Na przykład naszym domem. Byłem ciekawy, czy moja kobieta cieszyła się na przeprowadzkę tak samo, jak ja.

Od zawsze chciałem mieć duży dom. Ten kupiłem tylko dlatego, że Rachel go chciała. Nie była przekonana do zakupu, bo nie chciała mnie naciągać na koszty. Nigdy mnie o nic nie prosiła. Zawsze musiałem wyciągać od niej siłą, czego potrzebowała ona i chłopcy. Wolałbym, żeby sama mówiła, czego chciała. Teraz było jej łatwiej, bo odkąd pracowała, miała swoje pieniądze i mogła je wydawać, na co chciała.

– Chcę już tulić się do ciebie w naszym nowym łóżku. - Pocałowałem ją.

– Nie mogę się doczekać. - Spojrzała na mnie z uśmiechem. – Jak spędzimy pierwszy poranek, obserwując wschód słońca nad oceanem.

– Nie może być zachód? - Zmarszczyłem brwi.

Pierwszy dzień zamierzałem spędzić tam tylko nią i następnego, nie wychodzić z łóżka do południa. Nie byłem rannym ptaszkiem. Wstawałem wcześniej, tylko jeśli musiałem.

– Zachód już widzieliśmy.

– Niech ci będzie. - Zacząłem ją całować.

Oczywiście przerwać musiał nam krzyk chłopców. Już się do tego przyzwyczaiłem.

Niechętnie się od niej odsunąłem.

– Mam nadzieję, że się nie pobili. - Zaśmiałem się.

To niemożliwe. Oni nigdy się nie bili ze sobą. Do tej pory woleli bić się z kolegami.

Po wejściu do pokoju dzieci nie mogłem uwierzyć w to, co zobaczyłem. Na podłodze leżała rozwalona szafa. Jak oni to zrobili? Wyglądała, jakby ktoś na nią wpadł, a raczej wbiegł. Byłem ciekaw, co oni znowu wykombinowali. Chwilę po mnie wbiegła April, którą wygoniłem od razu, gdy zaczęła się śmiać. To nie było zabawne.

– Nie wiem, jak to się stało! – krzyknął Ant. – Sama spadła! - Pokazał na szafę, a raczej pozostałości po niej.

Jasne. Dobrze, że nic im się nie stało. Nie wiedziałem, gdzie pochowamy teraz ich ubrania ani co powie na to Rachel. Musiałem to jakoś sprzątnąć.

– Nic wam nie jest? - Spojrzałem na nich. – Nie uderzyliście się?

– Zdążyłem uciec – odezwał się Luc.

– Właśnie, tato! Musimy to wyrzucić.

– Twoje ubrania? - Zaśmiałem się.

– Nie – burknął. – Szafę. I trzeba kupić nową.

Pokusa. [ ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz