97.

4K 184 22
                                    

Okazało się, że April wcale nie zerwała z chłopakiem. Wiedziałem, że powiedziała tak, żeby mnie uspokoić. Po prostu spotykała się z nim po kryjomu. Dowiedziałem się przez przypadek. Spotkałem ich razem, gdy wracałem do domu. Nie miałem już sił dyskutować z siostrą na ten temat. Za dwa tygodnie wróci do Paryża i skończy się ta ich miłość. Nie sądziłem, żeby to było coś poważnego. A jeśli wytrzymają ze sobą na odległość przez rok, nie będę miał nic przeciwko. Była dorosła. Tylko że później przychodziła z płaczem do mnie i musiałem gadać z tymi gnojkami albo im przywalić, że zranili moją siostrę. Niech ten policjancik nie myśli, że go to ominie. Nie obchodziło mnie, czy złoży wtedy na mnie skargę i wygra, bo ze stróżami prawa się nie zadzierało. Nie zadzierało się ze mną. Będzie o tym wiedział.

Rachel została dziś w domu, bo Lucas się rozchorował, a Ant nie chciał iść do szkoły sam. No fajnie, początek roku szkolnego.

Gdy wszedłem do domu, młody rzucił się na mnie. Czy on siedział pół dnia w oknie i patrzył, kiedy wrócę?

– Co się stało? - Wziąłem go na ręce.

Już czwarty rok patrzyłem, jak rośnie. Byłem obecny, gdy stawiał swoje pierwsze kroki i gdy nauczył się mówić. Nie słyszałem pierwszego mama, które krzyczał do Rachel. Pomagałem jej przy chłopcach, jak umiałem, ale i tak radziła sobie dobrze beze mnie. Nigdy nie prosiła mnie o pomoc. Zabierałem Luca na spacery, bo chciałem. Wstawałem do Anta w nocy, bo widziałem, że rudowłosa była wykończona ciągłym zajmowaniem się nim. Byłem obecny, gdy dorastał i cieszyłem się, że będę mógł nadal patrzeć na niego, jak rośnie.

Lucas nasz sześciolatek starał się być samodzielny. Udawał, że wszystko wiedział, ale i tak zadawał ciekawe pytania. Czasami nie wiedziałem, co mu odpowiadać. No, bo co powiedzieć dziecku, które pytało, dlaczego deszcz zaczął padać akurat, gdy chciało iść pograć w piłkę? I w ogóle masa pytań „A czemu?" Skąd ja miałem niby to wszystko wiedzieć? Za to mama, ona miała odpowiedź na wszystko.

– Mamo, a dlaczego ten pies tak głośno szczekał na Antona?

– Bo Ant biegał koło niego i szarpnął go za ogon.

– Nie szarpnął, widziałem.

I głos Antona: – Ja mu na niego nadepnąłem!

Tak było wczoraj na spacerze. Nie wiedziałem, jak rudowłosa to znosiła, ale ja najczęściej miałem ochotę zamknąć się gdzieś i udawać, że ich nie słyszałem. Potrafili wymęczyć człowieka.

– Kupiłeś leki dla Luca? On cały czas kaszle. I mnie opluł.

A już myślałem, że troszczył się o brata.

– Opluł? - Zaśmiałem się.

– No, jak kaślał.

Poszedłem na górę zobaczyć, jak wyglądała sytuacja. Wczoraj w nocy miał gorączkę i nie mógł zasnąć. Szkoda mi go, ale niestety na to nic nie mogłem poradzić. Minie. Rachel podobno była z nim u lekarza, ale nie powiedział nic konkretnego. Przeziębienie, miał leżeć w łóżku i brać leki. Dobrze, że to nic gorszego.

– Cześć. - Spojrzałem na nich i postawiłem Anta na podłodze. – Jak się czuje?

Luc leżał wtulony w mamę. Pewnie siedziała z nim cały dzień. Powinna się zdrzemnąć. Jeszcze brakowało, żeby ona się rozchorowała.

– Zasnął przed chwilą. - Przykryła syna kocem i wstała.

To dobrze. Musiał się wyspać i nabrać sił. Jak się obudzi, weźmie leki i będzie lepiej.

– Tata, kupił! – Ant zabrał mi torbę z ręki i podał Rachel. – Masz. Telaz go obudźmy i dajmy.

Trzeba przyznać, że był troskliwym bratem. Chłopcy często się sprzeczali, ale młodszy długo nie wytrzymywał bez Lucasa. Pamiętałem, jaki był smutny, gdy nie wiedzieliśmy, gdzie był Luc i kiedy do nas wróci. Pomagał mi i mówił, że muszę znaleźć jego brata. Miałem nadzieję, że będą takim rodzeństwem, jak ja z April. Mimo sprzeczek cały czas się wspieraliśmy.

– Nie, Ant. Damy mu leki jak się obudzi. - Pogłaskała go po głowie.

– Dla was są witaminy, żebyście się nie rozchorowali. - Uśmiechnąłem się.

– Dziękuję. - Cmoknęła mnie w policzek.

– Ja też mam wziąć? - Spojrzał na nas. – A nie cem.

Tego nie chciałem, to nie dobre i jeszcze słynne, a po co? Nie wkurzało mnie to. Po prostu nie wiedziałem, jak mu wytłumaczyć, że czasami trzeba. Rachel była w tym lepsza. Chciałbym, żeby kiedyś jej rodzice zobaczyli, jak świetnie sobie poradziła bez niczyjej pomocy, ale nie zobaczą. Postawili na niej krzyżyk, gdy kazali wyjść za Matta. Przez nich o mało, co nie umarła. Nienawidziłem tych ludzi za to, co zrobili swojej jedynej córce. Nie zasłużyła na to. Ani ona, ani jej dzieci.

– A chcesz być chory? - Rudowłosa wzięła Antona za rękę i wyprowadziła z pokoju.

Wystarczyło, że jeden z maluchów się rozchorował. Nie potrzeba nam więcej chorych w domu.

– Nie. - Pokręcił głową.

Siedziałem z Antonym, rozmawiając na temat bajek. Uwielbiałem, gdy się nakręcał, mówiąc. Wtedy wiedziałem, że wszystko z nim dobrze. Przerażało mnie, gdy był cichy. Nie wiedziałem wtedy, jak cokolwiek z niego wydusić.

Rachel zasnęła, opierając głowę na moim ramieniu. Wiedziałem, że była zmęczona.

– Mama śpi. - Ant spojrzał na nią.

– Widzę. - Wstałem tak, żeby jej nie obudzić.

Położyłem delikatnie na kanapie i przykryłem kocem. Chciałem ją zanieść do łóżka, ale wiedziałem, że gdy wezmę ją na ręce, to się obudzi. Będzie protestować.

– Będzie tutaj spać? - Ant stanął przy jej głowie.

– Tak. - Pogłaskałem go. – Chcesz coś zjeść?

– Pizzę. - Uśmiechnął się szeroko.

Nie było mowy. Gdy Rachel się dowie, to mnie zabije, ale jak miałem mu odmówić? Też bym zjadł pizzę. Może rudowłosa się nie dowie.

– Nie ma mowy. - Usłyszałem jej głos.

– Myślałem, że śpisz. - Zaśmiałem się.

– Wałałaśnie!

– Ale wszystko słyszę.

Zabrałem małego do kuchni i zrobiłem jakieś kanapki. Antonowi przeszkadzało, że najpierw położyłem ser, a później, że w ogóle go położyłem. Co było nie tak, do cholery?

– Co? - Spojrzałem na niego.

– Posmarowałeś chleb czekoladą i położyłeś tam ser. - Pokazał na kanapkę. – Sam to jedź tak, jak cesz!

Poważnie? Niemożliwe. Spojrzałem na swoje kanapki. Anton miał rację. Cholera. Wziąłem nie to pudełko. No cóż, byłem zmuszony jeść kanapki z czekoladą. Ser sobie darowałem.

– Też nie będę tego jadł.

– Tato, czy ty nas kochasz? - Patrzył na mnie.

Zamurowało mnie. Czemu o to pytał? Myślałem, że już to wiedział.

– Tak. - Usiadłem przy nim.

– I nas nie zostawisz?

– Ant, zostawiłem was raz, ale tylko na trochę. Dopóki twoja mama mnie nie wygoni, to zostanę z wami na zawsze.

– To dobzie. - Zarzucił mi rączki na szyję. – Upś.

Zapomniałem wspomnieć, że zdążył ubrudzić je w czekoladzie. To nic złego. Przecież mogłem się przebrać.

– Nic się nie stało. - Rozczochrałem mu włosy i powiedziałem cicho. – A teraz jedz, bo musimy jeszcze posprzątać, żeby mama nie zobaczyła czekolady.

Pokusa. [ ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz