47.

5.4K 209 27
                                    

Minęło pięć dni od spotkania z detektywem. Do tej pory nie znalazłem Luca. Próbowałem zlokalizować miejsce pobytu Matta, ale ten skurwiel nieźle się zabunkrował. Ant trochę się ode mnie oddalił. W nocy płakał, bo nadal śniły mu się koszmary. I przeważnie tylko wtedy ze mną rozmawiał, bo bał się zasnąć sam. W dzień siedział sam w salonie i nie odzywał się do mnie słowem. Nie wiedziałem, co robiłem źle.

Jeździłem z nim do Rachel, ale nie cieszył się już na te wizyty, jak wcześniej. Siedział smutny przy jej łóżku. W tamtym tygodniu nie był w szkole, bo nie chciał, a i tak pracowałem w domu. Chciałem, żeby to się skończyło. Niech będzie jak dawniej. Obiecuję, że się zmienię i już nigdy nie skrzywdzę Rachel, tylko niech w końcu się obudzi.

Z rozmyśleń wyrwało mnie głośne pukanie do drzwi. Zerknąłem w stronę schodów, gdzie stał Anton.

– Otworzę. - Spojrzałem na niego. – Chcesz coś do jedzenia?

Pokręcił głową i wrócił na górę.

Podszedłem do drzwi z nadzieją, że może to detektyw czegoś się dowiedział i przyszedł mi to powiedzieć, bo tak się umówiliśmy. Jednak wcale nie byłem zadowolony z wizyty czarnowłosej.

– Co tutaj robisz? - Zmarszczyłem brwi, widząc w drzwiach Ivy.

Nie spodziewałem się jej tutaj. Rozmawialiśmy wczoraj i chyba jasno dałem jej do zrozumienia, że nie potrzebowałem jej pomocy. Kiedy to do niej dotrze?

– Nie radzisz sobie. - Weszła do domu. – Chcę ci tylko pomóc.

Jasne, ale tej pomocy nie chciałem. Pewnie rozmawiała z Annie. Ta kobieta za dużo sobie pozwalała. Niech zajmie się robotą, a dopiero później mną. Chociaż byłem pewny, że gdy przyłoży się do swoich obowiązków, to nie będzie już miała czasu zamartwiać się mną.

– Czasy, kiedy pomocą nazywałem bzykanie każdej laski, już minęły.

Nie powinienem tego mówić, przecież Ivy nie była niczemu winna, a raniłem ją na każdym kroku. I tak dziwiło mnie, że jeszcze miała ochotę się ze mną spotykać.

– Pomyślałeś o Ancie? - Spojrzała na mnie. – Myślisz, że on nie widzi, co się z tobą dzieje? Nie chodzi wcale o ciebie.

– Gdyby nie chodziło o mnie wcale, by cię tutaj nie było.

– Chcesz tak myśleć. - Złapała mnie za podbródek, patrząc mi w oczy. - Myślisz, że nie umiem się pogodzić z tym, że nie chcesz ze mną być. Mylisz się. Chcę twojego szczęścia i nie będę patrzeć, jak się staczasz.

– Cholera, Ivy! – krzyknąłem, wyrywając się jej. – Nie mogę znaleźć Luca, a Rachel się nie wybudziła! O jakim szczęściu pieprzysz?!

– O tym, które sam sobie rujnujesz. - Puściła mnie.

– W taki sposób wcale mi nie pomagasz – odburknąłem.

– Gdzie mam zacząć szukać? Policja już działa? – odezwała się po chwili.

– Podobno.

Skąd miałem wiedzieć, skoro jedyne informacje, jakie dostawałem, to te od detektywa. Policja uważała, że nie musiała mnie wcale o niczym informować, bo prawnie nie byłem nikim z rodziny. No, chyba że chłopiec się znajdzie, to z łaski swojej mi o tym powiedzą.

– Zaczną. Znam kilku policjantów w Bostonie. Na pewno mają tutaj jakieś kontakty, więc pewnie coś się ruszy. Gdzie Ant? Zrobię wam coś do jedzenia. - Patrzyła na mnie.

– Anton nie chcę z nikim rozmawiać. - Usiadłem na fotelu, zakrywając twarz w dłoniach. – Ze mną też nie.

– Spróbuję. - Poklepała mnie po ramieniu i poszła na górze.

Oby jej się udało. Może maluch nie chciał rozmawiać tylko ze mną? Jednak ostatnio z nauczycielką, lekarzem ani panią psycholog też nie chciał rozmawiać.

Po chwili zeszła Ivy. Tak jak myślałem, chłopczyk nie chciał z nią rozmawiać, ale zszedł minutę po niej i usiadł obok mnie.

– Jesteś głodny? - Odwróciłem się do niego, pokręcił tylko głową. – Ant, mi też jest ciężko.

– Może już pójść? – powiedział cicho, pokazując na Ivy. – Polozmawiam z tobą, ale bez niej.

Nie pomyślałem, że mały mógł nie mieć ochoty na towarzystwo Ivy. Przecież nawet jej nie znał.

Spojrzałem na przyjaciółkę i poprosiłem, żeby wyszła. Naprawdę w tej chwili Anton był dla mnie ważniejszy niż ona, najważniejszy. Miałem nadzieję, że wyjdzie obrażona, ale nie miała z tym problemu. Ant po jej wyjściu od razu się do mnie przytulił.

– Brakuje mi mamy – powiedział, pociągając nosem. – Kiedy się obudzi?

– Już niedługo. Też mi jej brakuje. Proszę cię, żebyś mi mówił, jak coś chcesz, dobrze? Nie musisz ze mną rozmawiać. - Spojrzałem na niego.

– Nie chcę ci przeszkadzać – powiedział smutno.

– Ant – posadziłem go sobie na kolanach – nigdy mi nie przeszkadzasz. Nie przeszkadzasz mi ty, Luc ani twoja mama.

– Chcę, żebyśmy byli wszyscy razem. - Wtulił się we mnie. – Jak wcześniej.

– Ja też i niedługo tak będzie. - Pocałowałem go w czoło.

Miałem tylko nadzieję, że gdy Rachel się wybudzi, będzie chciała spróbować ze mną jeszcze raz. Tyle że tym razem nam się uda.

Siedzieliśmy, oglądając bajki i żartując. Na chwilę mogliśmy zapomnieć o problemach. Ant nawet się uśmiechnął. Przed chwilą zasnął mi na kolanach. Nie chciałem go budzić, więc poczekałem, jeszcze zanim przeniosłem go do pokoju.

Zadzwoniłem do Annie, żeby przyjechała na godzinę góra dwie, zaopiekować się Antonem. Musiałem załatwić jedną sprawę, która nie dawała mi spokoju, odkąd Rachel dowiedziała się o moich zdradach. Już dawno powinienem się tym zająć, ale musiałem przyznać, że ciężko było mi znaleźć kobietę, która twierdziła, że była ze mną w ciąży. Musiała się nieźle postarać, żeby namieszać mi w życiu i zniknąć. Jednak ja tak łatwo nie odpuszczam. Nie, gdy ktoś rujnował mi życie. Zastanawiało mnie, czego ta kobieta chciała w zamian, bo nie wierzyłem, że zrobiła to bezinteresownie. Właśnie, dlatego powinno się uważać, z kim się sypiało.

– Nie zrobisz nic głupiego, prawda? - Annie zmarszczyła brwi.

– Jeżeli chodzi ci o Matta, jeszcze go nie znalazłem i zabiję go, jeżeli będę musiał – powiedziałem obojętnie.

Niech się modli, żeby policja znalazła go pierwsza. Jednak i tak go zniszczę.

– Chcę wierzyć, że nie zrobi krzywdy Lucowi – powiedziała cicho.

– Rachel też w to wierzyła i co? - Spojrzałem na nią, nie panując nad sobą. – Skurwiel go porwał!

– Gdyby wiedziała...

– Co? – przerwałem jej. – Doskonale wiedziała, jaki jest!

– Myślała, że się zmienił tak, jak miała nadzieję, że ty się zmienisz! – podniosła głos.

Wkurzony poszedłem na górę. Nie byłem, jak Matt i się zmienię. Rachel nie musiała mi wierzyć. Wystarczy, że to zauważy.

Musiałem powiedzieć Antonowi, że zostanie na trochę z ciocią Annie. Nie chciałem, żeby znowu się do mnie nie odzywał. Usiadłem przy jego łóżku. Nie chciałem go budzić.

– Ant, chcę ci coś powiedzieć. - Szturchnąłem go lekko, spojrzał na mnie zaspanym wzrokiem. – Niedługo wrócę.

– Na pewno? - Od razu się ożywił i się podniósł.

– Nie zostawię cię. - Przytuliłem go.

Pokusa. [ ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz