21.

6.9K 250 5
                                    

Czas wrócić do siebie. Wczoraj wieczorem zacząłem się pakować, bo rano zamierzałem lecieć do Stanów. Miałem dość paryżan i niektórzy z nich mieli dość mnie. Zwłaszcza sąsiedzi April, ale też właściciel baru na dole. Zupełnie nie wiedziałem czemu, przecież byłem tam tylko dwa razy i do tego z siostrą, co sprawiało, że zachowywałem się grzecznie. No może poza zwróceniem uwagi jednemu gościowi, który rzucał chamskie teksty do dziewczyn. Nie byłem tolerancyjny na takie zaczepki w mojej obecności.

April uparła się, że odwiezie mnie na lotnisko i odda samochód. Wolałem nie ryzykować i nie pozwoliłem jej prowadzić. Przynajmniej jak jeździła ze mną. Z powrotem niech sobie kieruje, ile chciała.

– Obiecaj mi, że nie wpakujesz się w kłopoty, ok? - Spojrzałem na nią.

Staliśmy na lotnisku. Następnym razem siostrę zobaczę dopiero za kilka miesięcy i pewnie znowu to będzie tylko jeden albo dwa dni. Miałem nadzieję, że do tego czasu nie wpakuje się w żadne historie miłosne i skupi się na nauce.

– Ok. - Przytuliła mnie. – Wyściskaj dzieciaki i Rachel, a w wydawnictwie pozdrów wszystkich od siostry wariatki. - Zaśmiała się. – Jeszcze nie wyjechałeś, a ja już tęsknię.

– Fajnie spędziłem czas. - Rozczochrałem jej włosy. – Mam nadzieję, że jak odwiedzę cię następnym razem to nie z powodu twoich problemów. Trzymaj się. - Pomachałem jej.

Będzie mi jej brakować. Mimo że w moim domu nigdy nie było cicho, dzięki dwójce dzieciaków, to siostra jednak wprowadzała trochę szaleństwa w moim życiu. Oprócz rozrabiania można z nią jeszcze pogadać. Cieszyłem się, że nie byłem jedynakiem.

Na lotnisku czekała na mnie Annie, która wczoraj została poinformowana o moim powrocie. Powinienem powiedzieć, że czułbym się lepiej, gdyby tu była Rachel? Mógłbym w końcu ją przytulić. No ale nie była, bo nie wiedziała nawet, że wróciłem. Chciałem jej zrobić niespodziankę i miałem nadzieję, że będzie zadowolona.

Zaśmiałem się, kręcąc głową, gdy zauważyłem swoją sekretarkę z transparentem z moim imieniem i nazwiskiem oraz zabawnym rysunkiem.

– Jesteś wariatką. - Podszedłem do niej, zabierając jej kartkę z dłoni i wrzucając do najbliższego kosza. – To była twoja podobizna?

– Bałam się, że zapomniałeś już, jak wyglądam i że zagubiony na tym wielkim lotnisku nie rozpoznasz mnie pośród tłumu. - Uśmiechnęła się słodko. – Gdzie cię zabrać? Zapomniałeś pewnie też drogę do domu, więc odwiozę cię do twojej kobiety, żeby nie zarzuciła mi, że o ciebie nie dbam.

– Zabawne – odburknąłem. – Wątpię, żeby kazała ci o mnie dbać.

– Raczej pilnować.

– Na przyszłość muszę pamiętać, żeby nie zatrudniać znajomych Rachel i nie dawać się z nią zaprzyjaźniać. - Puściłem do niej oko.

– Oh, skąd mogłam wtedy wiedzieć, że to ty się nią zaopiekowałeś. - Zajęła swoje miejsce za kierownicą czerwonego mini, czekając, aż się zapakuję.

Doskonale pamiętałem, jakim szokiem było dla mnie, gdy któregoś dnia wróciłem do domu, a te dwie gadały sobie w najlepsze. Annie pracowała wtedy dla mnie już trzy miesiące. Podobno znały się jeszcze ze szkoły, a później ich losy potoczyły się różnie, przez co nie widziały się jakiś czas. Gdy szok minął, byłem zadowolony, że Rachel miała koleżankę, z którą mogła gdzieś wyjść i pogadać. Od tamtej pory zaczęła wychodzić do ludzi i przestała się bać, że były mąż mógł jej jeszcze zrobić krzywdę.

– Nie, wtedy byś nawet nie przyszła na rozmowę kwalifikacyjną. - Zapiąłem pas.

Wiedziałem, że zachowywałem się czasami okropnie w stosunku do pracowników, a prywatnie też chyba nie zrobiłem dobrego wrażenia, bo po jej wyjściu Rachel upomniała mnie, że powinienem być milszy.

– Paryż dużo się zmienił od twojej ostatniej wizyty? - Zerknęła na mnie.

– Więcej tam europejczyków. - Wyjąłem telefon, żeby sprawdzić wiadomości.

Annie odebrała to jako sygnał, żeby przestać gadać. Nie miałem nic przeciwko temu, ale skupiony na zaległych mailach i wiadomościach raczej bym jej nie słuchał, a odpowiadanie nie wchodziłoby w grę. A wiedziałem, że nie lubiła bezsensownego gadania, gdy nikt jej nie słuchał.

– Amerykanie, by ci nie przeszkadzali. - Uśmiechnęła się, nie oczekując odpowiedzi.

– Pewnie nie – odburknąłem.

I w końcu byłem u siebie. Nie potrafiłem ukryć, jak bardzo byłem zadowolony z powrotu do domu. Za kilka minut zobaczę się w końcu z Rachel i usłyszę pisk jej dzieciaków. Aż ciężko uwierzyć, że za tym tęskniłem.

– Wejdziesz? - Spojrzałem na Annie.

– Nie, widziałyśmy się z Rachel ostatnio. - Uśmiechnęła się. – Poza tym musicie się sobą nacieszyć. - Puściła mi oczko.

– Ale mam nadzieję, że jej nie powiedziałaś, kiedy wracam?

– Chciałbyś. - Pomachała mi.

– Dzięki.

Sądząc, że dzieciaki wróciły niedawno ze szkoły, to pewnie siedzieli teraz w kuchni, jedząc obiad.

Po cichu wszedłem do domu, uśmiechając się pod nosem. Już nie mogłem doczekać się miny Rachel, jak mnie zobaczy.

Stałem w salonie, obserwując ją przez chwilę, jak podawała chłopcom obiad. Nie było mi dane patrzeć długo, bo Luc mnie zauważył.

– Paul – krzyknął, biegnąc w moją stronę.

Uśmiechnąłem się szeroko, łapiąc go w ramiona i patrząc na zdziwioną Rachel. Anton wykazał się cierpliwością, chociaż z niecierpliwości szurał nogami, to poczekał, aż do nich podejdę. Posadziłem Luca i przywitałem się z młodszym.

– Pilnowałem ich – powiedział dumny z siebie Luc.

Był starszy, więc wiedział, że musiał się zajmować młodszym bratem. Żeby czuł się bardziej potrzebny, gdy wyjeżdżałem, prosiłem go też o pilnowanie mamy, co sprawiało mu wielką radość. Ciężko mi uwierzyć, że taki skurwiel, jak ich ojciec spłodził takie cudowne dzieciaki. Chociaż to, że takie były, to pewnie zasługa Rachel. Ona się starała wychować ich najlepiej, jak potrafiła. Cały czas powtarzałem jej, że sam bym lepiej nie umiał, bo to prawda.

– Dziękuję. Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć. - Uśmiechnąłem się do niego. – Mam nadzieję, że byliście grzeczni. - Rozczochrałem im włosy.

– Mamusiu, byliśmy, prawda? - Spojrzał na nią Ant.

– Chyba byliśmy. - Wzruszyła ramionami, patrząc na mnie.

– Ty też, mamusiu? - Objąłem ją w pasie i pocałowałem w policzek. – Brakowało mi ciebie – wyszeptałem, opierając głowę na jej ramieniu, z ustami przy jej szyi.

Tak dobrze móc znowu trzymać ją w ramionach. Już się nie mogłem doczekać nocy. Chłopcy, mimo że byli zajęci jedzeniem, to cały czas na nas patrzyli.

– Cieszę się, że już jesteś. - Uniosła rękę, żeby pogłaskać mnie po głowie.

– Aż tak ci mnie brakowało? - Uśmiechnąłem się łobuzersko.

– Nie miał mnie kto zaspokoić – powiedziała tak cicho, żeby chłopcy jej nie usłyszeli.

Ciekawe, czy zdawała sobie sprawę z tego, że mnie też nie miał, kto zaspokoić. Aż dziwne, że wytrzymałem tyle czasu bez seksu, ale miałem nadzieję, że chociaż trochę nadrobię dzisiaj w nocy.

– No mam nadzieję, że nie miał kto. - Pocałowałem ją i usiadłem przy stole, zagadując chłopców.

Pokusa. [ ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz