105.

4K 205 49
                                    

Jutro odbędzie się rozprawa Matta, a ja jeszcze nie wspomniałem o tym Rachel. I pewnie nie zrobiłbym tego, gdy nie to, że musiała się tam stawić. Wyraziła na to zgodę po wyjściu ze szpitala. Wtedy jeszcze chciała zeznawać przeciwko byłemu mężowi. Czy nadal chciała? Jeśli tego nie zrobi, za kilka lat znowu będzie się go bała. Nie chciałem, żeby żyła w strachu. Chłopcy podrosną i już nie będzie mogła ograniczać ich spotkań z ojcem. Jeśli będą chcieli się kiedyś z nim spotkać, odwiedzą go w więzieniu. Tak będzie dla nich bezpieczniej. Chociaż liczyłem na to, że nie będą chcieli go znać. Lucas przynajmniej wiedział, do czego jego ojciec był zdolny. Żal mi Anta, że nigdy nie poznał swojego ojca, ale nie na tyle, żeby to zmienić. Matt nie zasługiwał na to, a nie mogłem pozwolić, żeby skrzywdził też Antona. Tratowałem go jak własnego syna. W końcu byłem z nimi, gdy przyszedł na świat. Starałem się pomagać Rachel przy małym. Nie wychowywałem go, to za dużo powiedziane. Po prostu byłem i tyle. Teraz doceniałem, że mogłem wtedy wspierać rudowłosą, chociaż sama radziła sobie doskonale. Każda matka potrzebowała pomocy, a już na pewno samotna i młoda.

– Rachel, musimy porozmawiać – odezwałem się, gdy chłopcy opuścili kuchnię.

To nie będzie łatwa rozmowa, ale na pewno łatwiejsza niż wtedy, gdy musiałem się przyznać do zdrad. Tyle jeszcze powinienem jej wyjaśnić, ale obawiałem się, że mogło ją to zranić. Później będzie trudniej.

Ivy, cholera, musiałem jej powiedzieć. Co, jeśli moja przyjaciółka któregoś dnia złoży nam wizytę i wspomni o tym, że się z nią przespałem? Może nie zrobiłaby tego specjalne, ale przecież mogła myśleć, że powiedziałem o wszystkim Rachel.

– Coś się stało? - Spojrzała na mnie niepewnie.

– Tak. - Przesunąłem pismo w jej stronę.

To wezwanie do sądu w sprawie Matta. Powinienem pokazać je razu. Za długo się zbierałem. Wiedziałem jednak, że gdyby ona odebrała ten list, nie wspomniałaby mi o tym słowem. Po prostu zignorowałaby sprawę. Pozwoliłaby, żeby Sąd wymierzył sprawiedliwość, nie znając prawdy. Nie mogłem na to pozwolić.

– Od kiedy wiesz? – spytała, gdy skończyła czytać.

– Rachel, jeśli nie chcesz... - Podszedłem do niej. – Co ja gadam. Musisz tam iść. Jeśli nie ty... – przerwała mi.

– To on skrzywdzi moje dzieci.

– Nie pozwolę na to. - Objąłem ją.

– Wtedy też miałeś nie pozwolić! - Wyrwała się. – Myślisz, że jeśli chodzi o moje dzieci, będę chronić jego?

Tak było do tej pory. Gdy wyszedł z więzienia, pozwoliła mu myśleć, że mógł widywać się z synem. Po tym wszystkim jeszcze chciała go odwiedzić. Nie myślałem, że go chroniła, ale nie zrobiła nic, co by go obciążyło.

– Myślisz tak! – podniosła głos.

– A zrobiłaś coś, żebym myślał inaczej? - Patrzyłem na nią.

– Udowodnię ci, że potrafię zadbać o swoje dzieci. - Uderzyła mnie w pierś.

Dobrze. Niech mi to udowodni, skoro uważała, że musiała.

– Nasze, Rachel. - Złapałem ją za nadgarstki. – I wiem doskonale, że zrobisz wszystko, żeby byli bezpieczni.

– Po prostu się boję – wtuliła się we mnie – że jeśli wyjdzie z więzienia, znowu będzie się mścił.

Nie będzie, bo obciąży go tak, że nie wyjdzie już z pierdla. Żaden adwokat mu w tym nie pomoże. Właściwie zastanawiało mnie, skąd taka szuja miała pieniądze na obrońcę spoza stanu. I kim był ten facet, że broni takiego kogoś jak Matt?

– Więc zadbaj, żeby stamtąd nie wyszedł. - Pocałowałem ją w skroń. – Powiesz tylko prawdę.

– Będziesz tam ze mną? - Spojrzała na mnie.

A kto zostanie z chłopcami? Nie ukrywałem, że od początku chciałem z nią jechać do sądu. Musiałem ją wspierać. Dzieciaki kiedyś to zrozumieją. Może Annie z nimi zostanie. Dziwiło mnie, że w pierwszej chwili pomyślałem o maluchach.

– Tak.

– Mamo! - Ant podbiegł do nas. – Kocham cię, wies?

Zdezorientowana spojrzała na niego. Ten jego nagły przypływ uczuć był dziwny. Nie słyszał, przecież, o czym rozmawialiśmy.

– Ja też. - Po chwili podszedł Luc.

Przytuliła ich mocno do siebie. Ta kobieta była wspaniałą mamą. Jak to się stało, że zachodząc w ciążę w wieku osiemnastu lat, stała się tak odpowiedzialna? Wiele dziewczyn wtedy postępowało okropnie. Uważały się za wielce dorosłe, a tak naprawdę nie zdawały sobie sprawy z konsekwencji swoich czynów. Wiedziałem, jaka była April, gdy się buntowała. Nie wierzyłem, że rodzice Rachel wpoili jej cokolwiek. Sama się tego nauczyła.

Teraz zacząłem mieć wyrzuty sumienia, że tak długo ją raniłem. Nie zasłużyła na to. Chciałem odegrać się na całym świecie za krzywdę, jaka mnie spotkała, że musiałem patrzeć, jak moi rodzice umierali. Tak, bo ojciec April zastąpił mojego tatę. Może nie najlepiej, ale był. Matka nie musiała wychowywać mnie samotnie. Rachel też nie musiała wychowywać synów samotnie.

Przeraziło mnie, o czym pomyślałem. Byłem gotowy? Ona była gotowa? Nie wiedziałem, ale chciałem, żeby Rachel znała moje zdanie na ten temat. Nic zobowiązującego. Musiała się przekonać, że naprawdę tego chciałem. Najpierw ślub. Tak, jak ustaliliśmy wcześniej.

– Rachel – kucnąłem obok nich – pozwól mi... Pozwól mi być ojcem – wyszeptałem jej na ucho.

Serce biło mi szybciej, gdy spojrzała na mnie zdziwiona. Pierwszy raz w życiu tak bardzo się bałem. Bałem się, że mi odmówi. Nie czułem się tak, gdy pierwszy raz powiedziałem, że ją kocham.

– Teraz? – spytała drżącym głosem.

Ulżyło mi. Mogła przecież od razu powiedzieć nie albo szukać wymówek.

– Za chwilę. - Uśmiechnąłem się. – Spokojnie.

– O czym mówicie? - Ant spojrzał na nas zaciekawiony.

Myślałem, że to nie było coś, czym chciałbym się teraz z nim dzielić.

– Mówię waszej mamie, że chyba musimy już zacząć planować ślub.

– Czemu? – spytał Luc.

Bo ją kochałem i chciałem, żeby nasza rodzina się powiększyła o jeszcze jednego malucha. Tylko, czy byłem gotowy na nieprzespane noce i zmienianie pieluch? Przecież nie będę mógł zostawić Rachel z tym samej. Już to przechodziła. Chciałem być ojcem na pełny etat.

– Właśnie czemu? – spytała rozbawiona.

Zrozumiała, co miałem na myśli. To małżeństwo będzie inne. Zrobimy to, jak należy i nie żałowałem, że pomogą nam w tym chłopcy. Byli dla mnie tak samo ważni, jak ich mama. Niech się nie martwią. Moje dziecko nie sprawi, że będę kochać ich mniej. Będziemy fajną rodziną. Postaram się.

Pokusa. [ ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz