Dostałem wiadomość od osoby, której miałem nadzieję już nigdy nie zobaczyć. Nie dowiedziałbym się o tym, gdyby nie to, że jako pierwszy przejrzałem skrzynkę pocztową. Specjalnie przyjechałem do pracy, zanim zjawiła się tutaj moja asystentka i wspólniczka. Gdyby zrobiła to Annie, list nigdy nie trafiłby w moje ręce. Nie wiedziałem, czy powinienem go czytać. Był od Ivy. Patrząc na znaczki, byłem pewny, że nie było jej w Stanach. Opuściła miasto, bo łatwiej było jej się pogodzić, że nigdy z nią nie będę. Miała się ze mną nie kontaktować. Wystarczająco namieszałem jej w życiu. Skrzywdziłem ją, ale nie potrafiłem już tego naprawić. Nie, bo pokochałem inną kobietę. Nie żałowałem. Nie powinienem zapraszać Ivy na swój ślub. To ją zraniło jeszcze bardziej.
Przyjaźń z Ivy nie była na tyle wartościowa, żebym chciał coś dla niej poświęcić. Nigdy nie chciałem od niej nic więcej poza seksem. I gdybym za gówniarza nie narobił jej nadziei, nie byłoby żadnego problemu. Może żyłaby sobie teraz szczęśliwe z mężczyzną, którego by pokochała. Założyła rodzinę i była szczęśliwa. Miałem nadzieję, że kiedyś zrozumie, że odcinając ją od siebie, chciałem dobrze. Przy mnie nigdy nie byłaby szczęśliwa. Musiała radzić sobie sama. Przez wiele lat jej się to udawało, więc czemu teraz miałaby potrzebować cudzej pomocy?
Nie zamierzałem czytać tego listu. Nie bardzo interesowało mnie, co było tak ważne, że musiała go napisać. Odłożyłem go na półkę razem z papierami, które powinny dawno znaleźć się w śmieciach. Leżały tu wystarczająco długo.
Nie wiedziałem, czemu Ivy miałaby do mnie pisać. Już raz udało jej się skontaktować z moją siostrą. Osiągnęła swój cel, mieszając jej w głowie. Liczyłem, że tym razem tego nie zrobi. April była ciekawska i właśnie z tego powodu dałaby wciągnąć się w gierki mojej dawnej przyjaciółki. Tyle że teraz już nie miała na nie czasu. I dobrze. Rodzina potrzebowała jej bardziej. Miałem nadzieję, że o tym wiedziała. Nie mogłem też pozwolić, żeby Rachel dowiedziała się, że próbowałem dowiedzieć się, co u Ivy. To by oznaczało, że jeszcze mi na niej zależało. Lepiej zostawić to, jak było.
Annie zdała mi raport z ostatniego tygodnia. Realizowaliśmy wszystkie plany na bieżąco, nie mieliśmy żadnej obsuwy, co utwierdzało mnie w przekonaniu, że wcale nie potrzebowaliśmy więcej ludzi do pracy. Gdyby tak było, wyniki nie byłyby dobre. Musiała sobie dać spokój z nakłanianiem mnie do zmiany zdania w tej kwestii.
– To wszystko? - Spojrzałem na nią.
Nie powinna się zając swoimi sprawami? Jako wspólnik miała o wiele więcej obowiązków. Musiała również odbywać spotkania z klientami, które zdarzały się często. Dziwiło mnie, kiedy znajdowała jeszcze czas, żeby zajmować się moimi sprawami. Zastanawiałem się, czy nie powinienem się już zacząć rozglądać za sekretarką, która mogłaby ją zastąpić. Tyle że to oznaczało częstsze przesiadywanie w wydawnictwie i szkolenie nowej osoby. Minęłoby kilka lat, zanim zaufałbym jej tak bardzo, jak Annie. Prędzej ona znajdzie sobie asystentkę do pomocy niż ja nową sekretarkę.
Miałem jeszcze kilka listów do przejrzenia i maili, a chciałbym wyjść dziś wcześniej z pracy. Zamierzałem zabrać żonę i córeczkę na spacer, dopóki chłopcy byli w szkole. Mało mieliśmy czasu, który mogliśmy spędzić spokojnie. Nawet nie pamiętałem, kiedy byłem z Rachel sam dłużej niż godzinę. Zawsze towarzyszyła nam Heather albo cała trójka. Nie to, żebym miał dość swoich dzieci, ale chciałbym nacieszyć się też swoją żoną.
– Na razie tak. - Jeszcze raz przejrzała dokumenty.
– Annie – spojrzałem na nią – dajesz sobie świetnie radę.
Może i byłem kutasem, ale potrafiłem docenić swoich pracowników. Annie była moją przyjaciółką, chciałbym, żeby była szczęśliwa. Zrezygnowała ze swojego życia prywatnego i w pełni poświęciła się pracy. Zasługiwała na pochwały bardziej niż ktokolwiek inny.
– Wiem o tym. - Zmarszczyła brwi. – Jeśli zamierzasz podrzucić mi swoje dzieci, to nie dziś.
Czasami Annie przyjeżdżała do nas i wyganiała mnie z Rachel z domu. Zajmowała się dzieciakami przez kilka godzin. Byłem jej za to wdzięczny. Nie robiła tego dla mnie ani swojej przyjaciółki. Chciałaby mieć swoje dzieci, ale po tym, co ją spotkało, nie zamierzała drugi raz cierpieć. Dlatego pozwalaliśmy jej traktować nasze dzieci jak swoje, jeśli w ten sposób mogliśmy jej pomóc.
– Nie, ale dzięki za propozycję. - Zaśmiałem się.
Gdy wróciłem do domu, zastałem swoją żonę z córeczką w ogrodzie. Mała ganiała za piłką, którą podrzucała jej Rachel. Towarzyszył jej przy tym głośny śmiech. Uwielbiałem patrzeć na nie szczęśliwe. Mimo że Heather była moją biologiczną córką, nie wyobrażałem sobie tego domu bez chłopców. Nie liczyło się dla mnie, że ich nie spłodziłem. Byli synami Rachel, dlatego ich kochałem jak własnych synów.
– Hej. - Pomachała do mnie żona.
– Cześć. - Kucnąłem przed córeczką, która podbiegła do mnie z rozłożonymi ramionami. – Fajnie się bawicie.
– Tatiii! - Pisnęła, tuląc się do mnie.
– Jestem. - Pocałowałem ją w główkę i zerknąłem na rudowłosą. – Macie ochotę na spacer?
– Chętnie. - Podniosła się z trawy, poprawiając sukienkę, która sięgała jej do kolana.
Mimo trzech ciąż jej ciało nadal było idealne. Nic się nie zmieniło. Rozstępy były niezauważalne, a blizna po cesarskim cięciu prawie niewidoczna. Poza tym i tak tylko ja mogłem na nią patrzeć. Wiedziałem, że Rachel jej nienawidziła, ale ja lubiłem. Była śladem po narodzinach Anta. Blizny na plecach się zagoiły i nie stanowiły już dla niej problemu. Zakładała sukienki z odkrytymi ramionami i plecami, kiedy miała ochotę. Chciałem kiedyś zaproponować usunięcie blizn, ale to by mijało się z moimi zapewnieniami, że dla mnie były niewidoczne. Tyle lat walczyłem, żeby w to uwierzyła, więc nie zamierzałem teraz tego spieprzyć. Poza tym naprawdę mi nie przeszkadzały. Nadal była piękna.
– Gdzie nas zabierzesz? - Spojrzała na mnie, gdy podniosłem się z córeczką na rękach.
Heather nie lubiła już, gdy się ją tylko nosiło. Podejrzewałem, że czuła się ograniczana. Wolałaby całymi dniami plątać się pod nogami albo chować w różnych zakamarkach domu. Potrafiła znaleźć naprawdę dobre kryjówki. Ostatnio schowała się do szafki w łazience. Wciąż nie mogłem pojąć, jak się tam zmieściła. Gdyby nie to, że mieliśmy starszych synów, ciężko byłoby nam wpaść na to, gdzie mogłaby się ukryć.
– Do parku, a później po synów. - Pocałowałem ją. – Niestety nie mamy zbyt wiele czasu.
– Dobre i to. - Uśmiechnęła się. – Chociaż na chwilę zmienimy otoczenie.
CZYTASZ
Pokusa. [ ZAKOŃCZONA]
RomancePaul- facet, który ma dobrą pracę, cudowną kobietę, o którą długo się starał nie potrafi zrezygnować z nocnych rozrywek z przypadkowymi panienkami. Jego relację z partnerką opierają się na kłamstwie. Czy będzie w stanie się zmienić i przyznać do li...