142.

3.5K 191 18
                                    

Rachel postanowiła dziś zostawić mnie samego z dzieciakami. Nie wiedziałem, czy to dobry pomysł. O ile siedzenie z chłopcami nie sprawiało problemu, to martwiłem się, czy uda mi się uspokoić Heather, gdy zacznie płakać. Czasami bywała marudna, ale ostatnio dawała nam przespać całe noce. Gdy nie mogła zasnąć, nosiłem ją na rękach, na co marudziła Rachel. Wiedziałem, że dziecko się przyzwyczajało, ale już teraz nie potrafiłem odmówić nic córeczce. Starałem się, żeby nie zasypiała w naszym łóżku, bo wtedy żona by mnie z niego wykopała.

– To tylko dwie godzinki. - Uśmiechnęła się. – Wszystko masz gotowe i rozpisane na kartce, na lodówce.

Widziałem. Żona dała mi dokładne instrukcje jak przygrzać mleko, które przygotowała. Doskonale wiedziała, że już to opanowałem. Tyle że zamiast modyfikowanego mleka, odciągnęła wcześniej pokarm z piersi. Wolałaby karmić Heather piersią jak najdłużej. Czasami niestety był problem, gdy nasz głodomorek się nie najadał, a mamusia nie miała więcej pokarmu. Lorie wspomniała coś, że mogło się zdarzyć, że mała będzie musiała być dokarmiana kupnym mlekiem.

– Mam nadzieję, że dam sobie radę. - Spojrzałem na córeczkę w moich ramionach.

Rozglądała się za biegającymi po ogrodzie braćmi i zdążyła obślinić mi ramię. Szkoda, że zapomniałem podłożyć pieluchę. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, ile śliny mogło w ciągu kilku minut naprodukować takie maleństwo.

– Gdyby nie to, że wychowawczyni chcę spotkać się z matkami, ty byś tam szedł. - Pocałowała mnie.

Akurat. Zawsze to ona chodziła na zebrania. Czasami pojawiałem się tam z nią.

– Rachel, uważaj na siebie.

– Dobrze, że nie muszę tam jechać sama.

Szkoła chłopców znajdowała się niedaleko. Rachel nie jeździła samochodem. Wolała jechać autobusem. Chciałem ją zawieźć, ale uznała to za śmieszne. Pakować całą rodzinę do samochodu tylko po to, żeby za chwilę wrócić. Dla mnie to żaden problem.

– Zadzwonisz, gdy będziesz wracać? - Spojrzałem na nią.

Ostatnio udało mi się namówić ją do noszenia telefonu. Wyrobiła sobie ten nawyk, będąc w ciąży, żebym nie musiał się o nią martwić, gdy byłem w pracy. Liczyłem na to, że już nie będę musiał przypominać jej o tym, że powinna mieć telefon zawsze przy sobie.

– Tylko pod warunkiem, że ty nie zadzwonisz ani razu. - Roześmiała się, całując małą w nosek. – Paa.

Postaram się, ale nie mogłem tego obiecać. Jeśli nie dam sobie rady z dzieciakami, będę zmuszony zadzwonić do żony po radę. I będzie musiała mi to wybaczyć.

Chłopcy pomachali mamie i podbiegli do mnie. Lucas złapał siostrzyczkę za rączkę. Mała mocno ją ścisnęła. Co jak co, ale to maleństwo miało dużo siły.

– Tato, zagrasz z nami? – spytał Ant.

Chętnie, ale może jak Heather zaśnie. Nie mogłem jej teraz zostawić samej, a wcale nie wyglądała na senną. Musiałem znaleźć nam jakieś zajęcie, żeby maluchy się nie nudziły.

– Może jak mama wróci? - Spojrzałem na niego i usiadłem na leżaku, kładąc sobie córcię na brzuchu. – Posiedzicie z nami? Zobacz, jak Heather się cieszy.

Uwielbiałem jej słodki bezzębny uśmieszek. Szczególnie gdy kładłem ją w nocy do łóżeczka. Dla tego uśmiechu warto wstawać o każdej porze.

– No dobra. - Usiadł obok nas. – Kiedy będzie mogła grać z nami?

– Jak podrośnie – odezwał się Lucas.

– Ale kiedy?

– Za kilka miesięcy – uśmiechnąłem się – jak zacznie chodzić.

Już nie mogłem doczekać się tego momentu. Będę obserwować, jak uczyła się chodzić, mówić i innych przydatnych rzeczy. Będę obecny w jej życiu. Chciałbym być przy niej, gdy zacznie stawiać pierwsze kroczki i powie pierwsze słowo. Liczyłem na to, że będzie to tata, ale nie obrażę się, gdy powie mama.

– I będzie biegać z nami za piłką?! - Zdziwił się.

A czemu nie? Nauczę ją kopać piłkę od małego. W końcu będziemy mogli grać mecze dwa na dwa. Może z czasem uda nam się namówić Rachel na szczeniaka, który będzie za nami biegał. Wiedziałem, że chłopcy byliby zadowoleni. Nie rozumiałem, czemu moja żona nie chciała mieć zwierzaka. Pies mógłby całymi dniami biegać po ogrodzie, a podobno dzieci lepiej wychowywały się ze zwierzakiem. Będę musiał chyba z nią o tym porozmawiać, ale poczekam może, aż Heather skończy pół roku.

– Tak. - Pogłaskałem ją po policzku.

Cały czas rozglądała się za braćmi.

– O jaaa! – wrzasnął i pobiegł kopnąć piłkę.

Starałem się zagadywać chłopców jak najdłużej, ale i tak marudzili, że się nudzili i musiałem pozwolić im pograć na Xbox. Dzisiaj jeszcze nie grali, więc rudowłosa nie powinna być na mnie zła z tego powodu. Starałem się nie rozpieszczać dzieciaków, ale to trudne. Nie umiałem im odmówić zabawy. Chciałbym, żeby nic im w życiu nie brakło. Każde z nich było zabezpieczone finansowo, więc o pieniądze nie musieli się martwić. Tego akurat im nie braknie.

Po godzinie przeniosłem się z córeczką do salonu, bo zaczęła marudzić. Od razu ją nakarmiłem. Nie chciałem słuchać, jak zaczyna płakać z głodu, a akurat była godzina karmienia. Rachel mówiła, że nic się nie stanie, jak czasami nakarmimy małą później i że wcale nie musieliśmy tego robić o wyznaczonych porach, a dopiero gdy córcia zacznie być głodna. Była głodna. Z brudnym pampersem też sobie poradziliśmy.

– Jestem. - Rachel zastała nas na kanapie, gdy akurat przysypiałem.

Pewnie jeszcze chwila, a bym zasnął. Chłopcy chyba uciekli na górę, a Heather leżała obok mnie, śmiejąc się w głos. Ciekawe co ją tak rozbawiło.

– Chodź do mamusi. - Wzięła mała na ręce i wyściskała. – Maluszku mój.

Rozumiałem, że nie mogła się powstrzymać, żeby przytulić naszą małą istotkę. A podobno to ja całymi dniami nosiłem ją na rękach, a mamusia wcale nie lepsza. Przynajmniej nie zamierzałem jej zwracać uwagi. Mnie nie przeszkadzało, że nasze dzieci będą rozpieszczone.

– A my? - Podbiegł Lucas.

Małe zazdrośniki, mimo że żadne z nas nie pozwalało, żeby któryś z chłopców czuł się odrzucony. Staraliśmy się poświęcać taką samą uwagę całej trójce. Tłumaczyłem Lucowi i Antowi, że ich siostrzyczka czasami potrzebowała mamy i taty bardziej. Wydawało mi się, że rozumieją i im to nie przeszkadzało. Jednak to dzieci, a z nimi różnie bywało.

– Wy to już trochę większe maluszki. - Uśmiechnęła się do nich.

– Nie jestem maluszkiem! - Zbuntował się Ant.

– Chodź tu, duży chłopaku. - Wyciągnąłem ręce w jego stronę. – Bo będę musiał cię złapać.

– A umiesz szybko biegać? - Zaśmiał się.

– To się okaże.

Pokusa. [ ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz