63.

5.3K 212 56
                                    

– Luc, zobacz! - Usłyszałem przyciszony głos Anta.

Otworzyłem jedno oko i zauważyłem malucha, jak ciągnął swojego brata za rękaw, do naszej sypialni. Gdy stali już w środku zamknąłem oczy, żeby nie zauważyli, że nie spałem. Byłem ciekawy, co wykombinowali.

– No co?– burknął.

– Zobacz, oni razem śpią!

Miałem ochotę się zaśmiać, ale wtuliłem twarz w ramię Rachel, żeby się uspokoić.

– Zawsze ze sobą spali.

– Nie plawda! Luc, myślisz, że zrobią nam rodzeństwo? Mielibyśmy siostrę – dodał zadowolony.

Teraz już nie mogłem wytrzymać i wybuchnąłem śmiechem. Obudziłem tym Rachel, która spojrzała na mnie zdziwiona. Pokiwałem głową na maluchy, które widząc, że nie śpimy, wybiegły z pokoju. Pewnie szybko się tutaj nie pojawią, bo będą myślały, że czekała ich rozmowa.

– O co chodzi? - Spojrzała na mnie.

– Cześć, na początek. - Pocałowałem ją.

– Będziesz mnie tak budzić zawsze? - Uśmiechnęła się zadowolona, zarzucając mi ręce mi szyję.

Brakowało mi jej w naszym łóżku. Poranków, gdy była obok. Szkoda, że doceniłem to tak późno. Dziwiłem się teraz sam sobie, że kiedyś nie robiło to na mnie wrażenia. Po prostu była, gdy wstawałem.

– Pod warunkiem, że ty będziesz mnie zawsze witać z takim uśmiechem.

– Załatwione. Co wymyśliły maluchy?

– Ant myśli, że zrobimy mu siostrzyczkę. - Znowu się zaśmiałem.

– Skąd im to przyszło do głowy? – powiedziała bardziej do siebie.

Dla mnie było jeszcze za wcześnie na dziecko. Chciałbym się nacieszyć Rachel jak najdłużej. Poza tym na razie mieliśmy już dwójkę maluchów. Wiedziałem, że rudowłosa myślała tak samo. Przeszło mi przez myśl, co by było, gdybym to ja chciał dziecko, a ona nie. Jednak na razie nie zamierzałem się tym martwić. Będzie na to jeszcze czas, bo to, że kiedyś chciałem mieć z nią dziecko, było pewne.

– Śpimy razem. - Pocałowałem ją, obejmując w talii.

– Zawsze spaliśmy. - Zmarszczyła brwi.

Wstaliśmy godzinę później, ponieważ chłopcy zjedli śniadanie z moją siostrą, a my mieliśmy jeszcze trochę czasu na poleniuchowanie.

Rachel wyglądała dziś na wypoczętą. Miała kilka siniaków na ramieniu, na brzuchu ranę po operacji i opuchniętą nogę, ale to podobno szybko zniknie, jak zacznie chodzić.

Stała przed lustrem ubrana w szare legginsy i długą czarną koszulkę, poprawiając włosy. Była chudsza niż przed wypadkiem. Za chuda.

– Czemu mi się tak przyglądasz? - Spojrzała na mnie zdezorientowana.

Nie chciałem, żeby myślała, że patrzyłem na jej rany. Nie chciałem, żeby się nimi przejmowała. Znikną, ale wcale mi nie przeszkadzały. Z nimi, czy bez i tak ją kochałem.

– Bo wyglądasz dobrze. - Podszedłem do niej i objąłem w talii, opierając głowę na jej ramieniu. – Bardzo dobrze.

– Nawet z tymi siniakami?

– Jakimi siniakami? - Spojrzałem na nią, udając poważnego.

Nie pierwszy raz musiałem udawać, że nie było ich na jej ciele. Myślałem, że już zrozumiała, że nie musiała się ich wstydzić.

– Nie żartuj sobie. - Uśmiechnęła się. – Jestem kolorowa.

– Dla mnie są niewidoczne. - Pocałowałem jej obojczyk. – Cieszę się, że jesteś już w domu i to jest dla mnie najważniejsze.

– Też się cieszę.

Na dole chłopcy siedzieli przy stole, kończąc swoje śniadanie. April siedziała obok nich, ale wyglądała na nieobecną. Albo wkurzoną. Ciężko wyczuć, ale patrząc na cichych chłopców, stawiałem na to drugie. Byłem ciekaw, kto komu zalazł za skórę.

– Co tutaj się stało? – odezwała się Rachel.

– Nic. - Spojrzała na nas. – Mały problem z wyborem, co będziemy jeść.

– Chciałem tosty – powiedział oburzony Ant.

Afera o kilka tostów? Naleśniki nie były złe. Nawet nie wyglądały na przypalone, czego spodziewałem się po mojej siostrze.

– A Luc płatki. Poszliśmy na kompromis i jemy naleśniki. - Wzruszyła ramionami. – Mam nadzieję, że wy nie będziecie wybrzydzać, bo nie wytrzymam.

– Ja tam zjem, co jest. - Usiadłem przy stole, zabierając się za jedzenie naleśnika z serem.

– Ja chyba też. - Rachel spojrzała na chłopców.

– Ale mamo – zaczął Ant.

– No co? Jestem głodna. - Pogłaskała go po głowie. – Wolałbyś pizzę?

– Tak!! – krzyknęli radośnie chłopcy, na co pokręciła tylko głową.

W sumie też wolałbym pizzę. Może uda nam się namówić Rachel, żeby zamówić ją na obiad. Miałem nadzieję, że szybko nie wyda się, że przez ostatnie tygodnie Ant jadł pizzę dosyć często. Może przesadzałem, ale na pewno częściej niż powinien.

– Wcale nie powiedziałam, że ją dostaniecie. - Zerknęła na mnie podejrzliwie.

– Ja też bym chciał. - Uśmiechnąłem się do chłopców.

– Rachel, współczuję ci. Minie trochę czasu, zanim chłopcy znowu zaczną cię słuchać.

– Nie plawda – zaprotestował Ant. – Byliśmy zawsze grzeczni. Plawda, tato?

No do tej pory tak mi się wydawało. Przynajmniej, dopóki nie wydało się, że karmiłem dzieciaki niezdrowym żarciem, bo nie miałem ochoty na gotowanie. April starała się przyrządzać jakieś posiłki, ale prawda była taka, że najlepiej wychodziły jej tylko śniadania. Na obiad ugotowany przez siebie, nawet ona nie miała ochoty.

– Prawda? - Spojrzałem na Luca.

– Tak. - Uśmiechnął się.

– Oczywiście, że w to nie wątpię. Ale Paul... Ty na pewno nie byłeś grzeczny.

– Czemu tak myślisz? - Zerknąłem na nią, marszcząc brwi.

Co miała na myśli? Opiekowałem się chłopcami najlepiej, jak potrafiłem. Starałem się, jak najwięcej pracować w domu, żeby spędzać z nimi więcej czasu i częściej jeździć do niej do szpitala. Czy zrobiłem coś złego?

Niepewnie zerknąłem na siostrę, która wzruszyła tylko ramionami.

– Myślisz, że nie wiem, że karmiłeś ich pizzą. - Szturchnęła mnie.

– Zdarzyło się raz, czy dwa.

– Chyba dwanaście albo dwadzieścia. - Zaśmiała się. – Będziesz się męczył z nimi przez kolejne miesiące bez fast foodów.

– Ale... – chciałem zaprotestować, lecz zakryła mi twarz dłońmi.

Zaśmiałem się i objąłem ją w talii, przyciągając do siebie, tak że siedziała na moich kolanach. Pocałowałem jej dłonie, którymi nadal zakrywała mi usta, na co zabrała je rozbawiona.

– Mówiłem! - Usłyszałem jeszcze zadowolonego Anta, zanim ją pocałowałem.

Pokusa. [ ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz