Podjechaliśmy na obrzeża miasta, pod jakąś starą ruderę. Nie mogłem uwierzyć, że ten skurwiel tutaj przetrzymywał swojego syna. Nie mogłem wyobrazić sobie, jak czuł się Luc. Musiałem go uwolnić jak najszybciej.
– Jesteś pewny, że to tutaj? - Spojrzałem na przyjaciela.
To była moja jedyna szansa. Uzgodniłem z detektywem, jak miałem działać, żeby groziła mi, jak najmniejsza kara. Zamierzałem się tego trzymać, ale bałem się, co zastanę po wejściu do tej rudery. Nie będę umiał się opanować, jeśli zobaczę, że Matt zrobił krzywdę Lucowi.
– Na pewno. - Złapał mnie za ramię. – Paul, mamy mało czasu. Rozmawiałem z prawnikiem. Postara się o najniższy wyrok dla ciebie, ale nie zabij go.
Miło, że przyjaciel się o to zatroszczył. Wiedziałem, że zawsze mogłem na niego liczyć. Do tej pory mnie nie zawiódł. Wcześniej dowiedziałem się, ile może mi grozić, ale jeżeli nie poniosą mnie zbytnio emocję, to jakoś się wywinę. Jednak to już nie zależało ode mnie, a od tego, w jakim stanie zastanę Luca. Tylko on był teraz najważniejszy. Myślałem o nim.
– Dzięki. - Spojrzałem na niego i ruszyłem przed siebie.
Szybkim krokiem wszedłem do rudery. Rozejrzałem się dookoła w nadziei, że zauważę Luca. Przeraziłem się, widząc, w jakich warunkach mały przebywał przez ostatnie tygodnie. Jedno zasyfione pomieszczenie. Na stole masa puszek po piwie i pudełka po pizzy. A ja głupi wierzyłem, że Matt się zmienił. Nie chciałem dopuścić do siebie myśli, że Luc mógł przez ten czas cierpieć. Gdzie on w ogóle był?
Nagle przede mną stanął Matt. Był wściekły. Pewnie nie myślał, że go znajdę. W końcu minęło sporo czasu. Znowu się spotykaliśmy i byłem pewny, że tym razem nie odpuszczę.
– Gdzie jest Luc? – wysyczałem.
Chciałem się na niego rzucić od razu, ale postanowiłem dać mu wybór. Mógł zdecydować, czy rozwiążemy to na spokojnie.
– Zajmij się swoim dzieciakiem. - Podszedł w moją stronę.
– Właśnie to robię. - Pchnąłem go na ścianę.
Dobrze, że nie wymsknęło mi się, że Ant był jego dzieckiem. Nigdy nie pozwolę, żeby się tego dowiedział. Rachel o tym zdecydowała i popierałem ją, i przede wszystkim szanowałem jej decyzję. Chłopiec nie zasługiwał, żeby poznać swojego ojca, który skrzywdził jego mamę i brata.
– Lucas jest moim dzieckiem! - Próbował mnie odepchnąć.
– Ty nazywasz siebie ojcem? - Prychnąłem. – Co za ojciec funduje dziecku taki stres?
– Słuchaj, to, że masz więcej kasy, nie znaczy, że możesz zabrać moje dziecko. Zabrałeś mi już Rachel! - Uderzył mnie w szczękę.
Nie spodziewałem się tego, więc lekko odrzuciło mnie do tyłu. W tym czasie chwycił jakiś przedmiot, który miał pod ręką i rzucił się na mnie. Oberwałem w brzuch, ale szybko mu oddałem. Nie mogłem sobie pozwolić na chwilę słabości. Zajęło mi kilka minut, nim leżał pode mną i zacząłem okładać go pięściami po twarzy i żebrach.
– O mało, co jej nie zabiłeś! – wrzeszczałem. – Jej i dziecka, skurwielu!!
Nie mogłem się powstrzymać. Matt jęczał z bólu, a ja zadawałem kolejne ciosy, jak w amoku. Nie panowałem nad sobą. Chciałem, tylko żeby cierpiał, jak Rachel, gdy bił ją kilka lat temu, jak wtedy, gdy porwał jej dziecko. Nie sądziłem, żeby więzienie było dla niego odpowiednią karą. Powinien umrzeć. I gdyby nie płacz dziecka, pewnie bym go zabił.
Przestraszony odwróciłem się do tyłu. Widząc Luca, przetarłem twarz dłonią. Jak długo na to patrzył? Dopiero teraz zaczęło do mnie docierać, co się dzało.
Zszedłem z Matta, który stracił przytomność. Wycierając krew z dłoni w koszulkę, podszedłem do chłopca i kucnąłem przed nim. Cały się trząsł. Nie bój się mnie, dzieciaku. Nigdy nie zrobię ci krzywdy.
– Już dobrze. - Złapałem go za ramiona. – Zaraz zabiorę cię do mamy. Zrobił ci coś?
Miałem nadzieję, że nie.
– Uderzył dwa razy – powiedział cicho.
Dokładnie obejrzałem malucha. Miał wielkiego siniaka na ramieniu. Podniosłem do góry jego koszulkę i zobaczyłem drugiego siniaka na plecach. Zamknąłem oczy, próbując się powstrzymać przed rzuceniem się ponownie na Matta. Jedyne, co mnie zatrzymało to, to że do pomieszczenia wbiegł wynajęty przeze mnie detektyw razem z moim przyjacielem. Żaden z nich nic nie mówił. Zapewne nie uda mi się wykręcić z pobicia, ale nie żałowałem.
Brad wyprowadził nas przed budynek. Nie chciałem, żeby Luc był tam dłużej. Przytuliłem go mocno do siebie, obiecując, że już nigdy nie spotka go krzywda. Chciałem go jakoś pocieszyć, bo cały czas wyglądał na przerażonego. Nie mogłem się doczekać, jak powiem Rachel, że go znalazłem. Znalazłem naszego chłopca.
Przetarłem dłońmi twarz.
– Ant nie może się doczekać, aż cię zobaczy. - Spojrzałem na niego. – Razem z mamą na ciebie czekają.
– Wróciłeś do nas? - Przyglądał mi się dokładnie.
Co miałem mu powiedzieć? Rachel powiedziała, że mi wybaczy, jak znajdę Luca, ale nie chciałem, żeby robiła to na siłę. Jeżeli mnie nie chciała, musiałem się z tym w końcu pogodzić, ale nie chciałem zostawić dzieciaków. Nie chciałem zostawić jej. Zrozumiałem, ile dla mnie znaczyła, dopiero gdy mogłem ją stracić. Zrobię wszystko, żeby mi wybaczyła.
– Chciałbym bardzo, ale to zależy od twojej mamy.
– A ja bardzo chcę, żebyś dalej z nami był, Paul. - Przytulił się do mnie.
– Zawsze z wami będę. - Zerknąłem w stronę budynku.
Przed chwilą przyjechała policja i pogotowie. Ratownicy wynieśli Matta na noszach. Szczerze, miałem nadzieję, że nie żył. Wiedziałem, że przez to miałbym więcej kłopotów, ale byłbym w końcu pewny, że już nigdy nikogo nie skrzywdzi.
Zanim pojechaliśmy do szpitala, musieliśmy zostać przesłuchani. Próbowałem prosić policjantów, żeby odpuścili, chociaż Lucowi po tym, co przeżył. Jednak trafiliśmy na pieprzonych służbistów.
– Paul, spokojnie. - Detektyw położył mi dłoń na ramieniu. – Nie mów nic bez swojego adwokata, a obiecuję ci, że będzie dobrze.
– A obiecasz mi, że Matt w końcu dostanie dożywocie? - Spojrzałem na niego.
– Nie, ale dwadzieścia pięć lat powinno być wystarczającą karą.
– Poprzednim razem dostał pięć... Ile grozi mi?
– Stary, wpłacimy za ciebie kaucje – odezwał się Brad. – Nie pozwolę ci tam siedzieć.
Dobrze było mieć takiego przyjaciela. Nie sądziłem, że w takiej sytuacji będę mógł na niego liczyć. Nie musiał tutaj być.
– Jeżeli dobrze pójdzie, skończy się na zapłaceniu odszkodowania albo jakieś karze pieniężnej. Masz dobrych ludzi.
Nie martwiłem się o siebie. Po prostu nie chciałbym zostawić Rachel, dopóki nie będę miał pewności, że Matt zgnije w więzieniu.
Po godzinnym przesłuchaniu mogliśmy opuścić posterunek policji. Matt się nie wywinie. Ciężko było, bo już raz uczestniczyłem w bójce z tym skurwielem. Wtedy broniłem Rachel i jej syna. Po obdukcji i jej zeznaniach nie było żadnych wątpliwości, że gdyby nie ja, by ją zabił. Teraz też udało się ustalić, że działałem w obronie własnej i dziecka. Chciałem powiedzieć, że zamierzałem zabić Matta, że wcale się nie broniłem, ale wtedy na pewno, by mnie przymknęli.
– Wracamy do domu? - Luc złapał mnie za rękę.
– Najpierw odwiedzimy mamusię. Bardzo się za tobą stęskniła.
CZYTASZ
Pokusa. [ ZAKOŃCZONA]
RomancePaul- facet, który ma dobrą pracę, cudowną kobietę, o którą długo się starał nie potrafi zrezygnować z nocnych rozrywek z przypadkowymi panienkami. Jego relację z partnerką opierają się na kłamstwie. Czy będzie w stanie się zmienić i przyznać do li...