145.

3.1K 159 12
                                    

Wróciłem do domu, dopiero gdy upewniłem się, że April zasnęła. Nie miałem ochoty na kolejną awanturę, a wiedziałem, że moja siostrzyczka miała jeszcze wiele do powiedzenia. Rozumiałem, że była na mnie obrażona, ale jej słowa mnie uraziły. Nie byłem draniem bez uczuć, mimo że wiele potrafiłem znieść. Może rzeczywiście siostrze lepiej żyłoby się beze mnie. Miałem wrażenie, że w tej chwili wolałaby, żebym to ja wtedy zginął.

Byłem zaskoczony, gdy następnego ranka zobaczyłem przed sobą Rachel. I to wcale nie był sen. Co ona do cholery tutaj robiła? I z kim zostawiła dzieci? Heather była za mała, żeby zostawić ją z nianią.

– Paul, spójrz na mnie – wyszeptała.

– Nie. - Zamknąłem oczy i pokręciłem głową. – Nie.

Czemu przyjechała? Nie prosiłem jej o to. Sam musiałem rozwiązać swoje problemy z siostrą, mimo że wolałbym, żeby zrobiła to za mnie żona.

– Annie da sobie radę z dzieciakami. - Cmoknęła mnie w policzek. – Tylko kilka godzin.

Oh, Annie. Ta kobieta mnie znienawidzi, ale uwielbiała Rachel i jej dzieciaki. Cieszyłem się, że moja żona miała przyjaciółkę, na którą zawsze mogła liczyć. Obie wiele przeszły. Za to ja przerzucałem na Annie wszystkie swoje obowiązki w pracy. I do tego moja żona kazała bawić jej nasze dzieci. Oczywiste, że to mnie się oberwie. Miałem nadzieję, że Ant nie będzie złośliwy, a Heather spokojna. Może dzięki temu czekać mnie będzie mniejszy opieprz.

– Co ty tutaj robisz? - W końcu na nią spojrzałem.

Wyglądała idealnie. Jak zawsze. Nie wiedziałem, jak ona to robiła. Prawie całymi dniami zajmowała się trójką maluchów, a mimo to zawsze miała czas, żeby o siebie zadbać.

– Dzwoniłam wczoraj. Odebrała April. Gdzie byłeś?

Musiałem zapomnieć o telefonie. Nadal leżał na komodzie. Kurcze, nie pomyślałem, że Rachel zadzwoni. Przecież mogła czegoś potrzebować. Chociaż wiedziałem, że nie zadzwoniłaby z błahego powodu.

– Wyszedłem. Pojechałem do wydawnictwa. - Przetarłem twarz dłonią. – Musiałem na chwilę wyjść.

Nie chciałem kłócić się z siostrą i powiedzieć czegoś, czego bym teraz żałował. A było blisko. Miała już wystarczająco powodów, żeby ze mną nie rozmawiać. Chociaż mogłaby spróbować zachować się jak dorosła i na chwilę odsunąć swoje fochy na bok. Nie było mi łatwo.

– Nie poszło najlepiej, co?

– Ona mnie nienawidzi.

– Dowiedziała się czegoś, co nie jest miłe. - Pogłaskała mnie po głowie. – Ale to nie znaczy, że przestała cię kochać. Poświęciłeś dla niej wszystko.

To nie miało znaczenia, bo ukryłem przed nią prawdę. Chroniłem ją. Nie chciałem, żeby miała koszmary. Była dzieckiem, które zbyt wcześnie straciło rodziców. Ledwie pogodziła się ze śmiercią matki, a nagle straciła ojca. Wsparcie miała tylko we mnie. I miałem ją wtedy dobić, mówiąc, że przyczyniłem się do śmierci jej ojca? To był też mój ojciec. Wychowywał mnie. Może nie był najlepszym tatą, ale był. Mama wydawała się przy nim szczęśliwa, bo dał jej córkę, której tak bardzo pragnęła. April była oczkiem w głowie całej naszej trójki. Chociaż na początku mało mnie obchodziła. Byłem tylko nastolatkiem. Miałem różne głupie pomysły, a po śmierci rodziców otrząsnąłem się szybko tylko ze względu na siostrę. Radziłem sobie z problemami już w inny sposób.

– Prócz tego, że szlajałem się w klubach z panienkami. - Przewróciłem oczami. – Naprawdę chciałem pomóc ojcu...

Nie zostawiłbym go tam.

– Wiem. - Pocałowała mnie. – Byłeś za młody, żeby to wszystko zrozumieć. Tak jak ona teraz.

Wtuliłem się w nią z nadzieją, że to jakoś pomoże. Jej obecność była wystarczająco uspokajająca. Rachel też chciałem chronić od chwili, gdy zobaczyłem ją na szpitalnym korytarzu. Nie miała o mnie wtedy dobrego zdania. Ale czy miała je o jakimkolwiek facecie? Była tam, bo mąż pobił ją kolejny raz. Jedyną osobą, której zaufała była radosna April. Moja młodsza siostra potrafiła przekonać do siebie każdego. Byłem pewny, że nawet diabeł czyściłby jej buty, a zakonnice by dla niej zgrzeszyły.

– Gdyby nie April, nie wiem, czy byśmy się kiedykolwiek spotkali. - Spojrzałem jej w oczy.

Na pewno nie w miejscach, których bywałem. Chociaż może jakaś bójka i pojawiłbym się w szpitalu. Ale raczej z bijatyk wychodziłem bez szwanku.

– Może gdyby znowu pobił mnie wystarczająco mocno... A ty wpakował w jakąś bójkę. - Uśmiechnęła się nerwowo.

Gdyby to zrobił, mogłaby być martwa. Boże, ten skurwysyn mógł wtedy zabić ich nienarodzone dziecko. To by ją zniszczyło.

– Dobrze, że spotkałem cię, zanim doszło do tragedii. - Pocałowałem ją.

Uratowałem ją. Jedyna osoba, której umiałem pomóc. Nie mogłem jej wtedy zostawić ani pozwolić, żeby Matt ją dopadł. Byłem przy niej. Żałowałem tylko, że nie było mnie, gdy porwał Luca, że jemu nie potrafiłem zaoszczędzić cierpienia.

– Przepraszam – spojrzałem jej w oczy – za Lucasa. Matt nigdy nie powinien się do niego zbliżyć.

– I dzięki tobie już nigdy tego nie zrobi.

Matt zgnije w pierdlu. Dopilnuje tego mój adwokat, który uważnie śledził jego poczynania w więzieniu. Nie miał szans, żeby jego wyrok zmniejszył się za dobre sprawowanie. Zeznania Rachel go obciążyły. Poza tym porwanie wcale nie pomogło w jego sytuacji. Miał jedyną szansę, żeby naprawić kontakt z synem, a spierdolił to koncertowo. Udowodnił, że nie zasłużył na to, żeby Lucas nazywał go ojcem. Szkoda mi tylko chłopców. Starałem się, żeby nie odczuwali braku ojca. Teraz ja nim byłem również formalnie. Uwielbiali mnie i nie zamierzałem ich zawieść. Traktowałem ich jak własnych synów. Byli moimi dziećmi tak samo, jak Heather i nieważnie, że byłem biologicznym ojcem tylko małej.

– Odwiozę cię do domu. - Odgarnąłem Rachel włosy z twarzy.

Potrzebowałem na chwilę się stąd wyrwać. Dać April przestrzeń, której teraz potrzebowała. Wrócę niedługo.

– Nie wpuści cię tutaj z powrotem. - Zaśmiała się.

Byłem tego pewny, ale nie mogłem pozwolić, żeby moja żona sama wracała do domu. W ogóle to najpierw powinienem się zapytać jak się tutaj dostała.

– Przyjechałaś autobusem, prawda? - Na pewno. – Weź mój samochód.

– Nie ma mowy. - Pokręciła głową. – Wiesz, że nie lubię prowadzić.

– Zamówię ci taksówkę i nie dyskutuj ze mną. - Cmoknąłem ją w policzek. – Ten jeden raz, proszę.

– Ten jeden raz jakoś mogę się powstrzymać. - Przewróciła oczami. – Nie zostawiaj jej teraz samej.

Pewnie tak samo, jak ja myślała, że April mogłaby zrobić coś głupiego. Nie była nierozsądna. Po prostu uważałem, że nie musiała zostać z tym sama. Liczyłem na to, że ona w końcu też dojdzie do takiego wniosku.

Pokusa. [ ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz