— Myślałaś, że tak łatwo mi uciekniesz? O nie, nie... — usłyszała za sobą głos Grabowskiego. Jej serce zaczęło bić szybciej.
— Co ty tu robisz?! I jak się... Boże święty, prowadziłeś po pijaku, oszalałeś?! Mogło ci się coś stać!
— Śmieszna jesteś, wiesz? — prychnął. — Uciekasz, a teraz wykazujesz się troską o mnie?
— Przestań, ja... Nie mam nic na swoją obronę, okej... Bałam się...
— Czego? Mnie?
— Nie, przeraża mnie myśl, że czuję się tak swobodnie przy tobie, że kiedy mnie całujesz, to czuję, że żyję. Przeraża mnie to, że za tymi drzwiami czeka mój chłopak, na którego będę skazana, ale on nigdy nie będzie tobą... On nawet nie zna podstawowych informacji na mój temat. Boję się, że ci ulegnę, że będę cierpieć i płakać, bo jutro rano masz lot do Polski... Nie chcę mieć złamanego serca, nie chcę łez, ja jestem młoda, chcę żyć... Nie tylko egzystować z dnia na dzień... Wiesz jednak jaka jest moja największa obawa ze wszystkich?! Że kiedyś, być może nawet za chwilę możesz stać się tyko pięknym wspomnieniem... — nie umiała powstrzymać łez, to było silniejsze niż ona. Kuba poczuł smutek, westchnął głośno i zacisnął dłoń na jej nadgarstku. Szarpnął ją w swoim kierunku, a kiedy prawie upadła, mocno ją podtrzymał.
— Nie pozwolę ci upaść, już nigdy więcej, a jeśli chcesz płakać, to tylko w moje ramię, bo przy mnie możesz być słaba, możesz się cieszyć, możesz być sobą... Zrozum to dziewczyno, że znaczysz dla mnie więcej, niż możesz sobie wyobrazić. Jest mi ciężko trzymać łapy przy sobie, bo żadne usta nie smakowały tak dobrze od lat. Jesteś seksowna nie tylko fizycznie, ale i psychicznie, jesteś silniejsza, niż myślisz... Nie złamało cię życie, choć tyle razy próbowało, więc uwierz w to, że wygrałaś i zesłało ci coś dobrego, chociaż do bycia dobrym człowiekiem, jest mi cholernie daleko...
— Kuba... — nie była w stanie odpowiedzieć na jego słowa. Zacisnęła dłonie w pięści, zgniatając w nich materiał jego koszulki.
— Muszę jutro wrócić do Polski, bo czeka mnie praca, ale obiecuję, że jak tylko będzie wolna chwila to tu przylecę i będę obok cieleśnie, jak długo się da... Drżysz, zimno ci? — pokiwała przecząco głową. Westchnął ciężko, bo wiedział dokładnie, że szargają nią nerwy. — Chodź usiądziemy do auta, noc jest chłodna. — pogładził ją chwilę po włosach i weszli do samochodu, gdzie usiedli na tylnym siedzeniu. — Oglądałaś już prezent? — pokręciła przecząco głową. Westchnął cicho... To dobrze, będziesz mogła jutro powspominać te chwile i nacieszyć się w spokoju tym, co ci przygotowałem.
— A ty mój? — wydukała z siebie.
— Nieee, zrobię to w samolocie, albo w Polsce. — bawił się kosmykiem jej włosów, nawijając go sobie na palec.
— Nie leć... — powiedziała łamiącym się głosem i poleciały jej następne łzy...
— Wrócę szybciej niż myślisz... Nie płacz, błagam nie utrudniaj mi tego, Maleńka... — szeptał cicho, sam miał łzy w oczach od tych wszystkich emocji i resztki alkoholu we krwi.
— Nie chcę wracać tam na górę... Już nigdy... — zawyła żałośnie.
— Hej, nie chcę cię zapamiętać zapłakanej... — wyciągnął telefon i włączył aparat, robiąc im wspólne zdjęcia. W pewnej chwili wpił się w jej usta i zrobił kolejne zdjęcie. Odwzajemniała pocałunki. Ich języki wręcz tańczyły ze sobą. Oderwała się od niego i wtuliła w jego ramię. — Mamy jeszcze godzinę... — powiedział cicho. Dziewczyna miała wrażenie, że i jego oczy są zaszklone, opanowała w końcu łzy, siedzieli bez słowa, niepewnie przesunęła dłoń do jego dłoni, nawet nie musiała nic mówić, momentalnie wiedział, co chce zrobić, splótł jej palce ze swoimi i zacisnął mocno.
— Nie chcę żebyś jechał, nie... — znowu zaczęła płakać, on roześmiał się delikatnie.
— Kochanie, wrócę. Szybciej niż myślisz. Tylko błagam nie płacz, bo ja sam zaraz się złamię, a to będzie mało męskie.
— Moim zdaniem, to bardzo męskie, kiedy facet potrafi uzewnętrzniać swoje emocje. — uśmiechnęła się, pociągając nosem.
— Oj tam... — zaśmiał się.
— So can we pretend that I'm 22 today? Dancin' on the tables with you, oh yeah... Can we pretend that we all end up okay? I just wanna forget with you, oh yeah... Can we pretend that we both like the way it is? Hell yeah! Can we pretend that we like these fake-ass dudes? Oh yeah... Can we pretend? 'Cause honestly, reality, it bores me... Let's pretend, oh, let's make believe... Can we, can we pretend?* — zaśpiewała cicho piosenkę, która chodziła jej po głowie.
— Możemy dzisiaj udawać, że nikt nie istnieje i liczymy się tylko my... — wyszeptał do jej ucha, a Lola, wciąż z błyszczącymi oczami, odgięła mocniej głowę do tyłu, patrząc w jego oczy. Ich usta znów się połączyły. Jej radosny śmiech wypełniał samochód, chociaż na sekundę, czas się zatrzymał, na boga, to była ich i tylko ich sekunda, nikogo więcej. Oboje tak uważali, to było tak proste i zrozumiałe bez zbędnych słów.
— Będziesz o mnie myślał? — wyszeptała cichutko.
— Maleńka, ja nie robię nic innego od tych trzech miesięcy... — uśmiechnął się tak, jak lubiła najbardziej i skradł jej, jeszcze jeden pocałunek.
— Będę na ciebie czekać, wiesz? — wtuliła teraz głowę w jego klatkę piersiową i westchnęła cicho. Słuchała, jak jego serce bije i w tej chwili dałaby sobie uciąć rękę, że jej biło w identycznym rytmie. Uśmiechnęła się pod nosem. —Maleńka, muszę jechać... O 05:00 musimy być na lotnisku, a jeszcze muszę obudzić chłopaków.
— Nie, nie, nie... — szeptała cicho, trzymając się go kurczowo.
— Wrócę, tak? Chodź odprowadzę cię do drzwi... — jeszcze krótką chwilę siedzieli tak wtuleni, po czym wyszli z auta, powoli podeszli pod drzwi jej domu. — Będę cholernie tęsknił, wiesz? — dotknął czołem, do jej czoła, a ona zacisnęła mocniej wargi, czując napływającą falę płaczu.
— Ja też... — wyszeptała, a kolejne łzy zsunęły się po jej policzkach. Wpił się jeszcze w jej usta ten ostatni raz.
— To był zaszczyt cię poznać... — ukłonił się przed nią, jak jakiś książę z bajki, a dziewczyna zaśmiała się cicho i poszedł w stronę auta, sam czuł, że jest na granicy płaczu, ale wiedział, że musi być silny dla niej. Odpalił silnik, a dziewczyna pospiesznie wyszła na środek jezdni, machając mu. Stojące za nią auto zatrąbiło na nią, a ona o mało nie zeszła na zawał.
— Pierdolony Prius, elektryk zjebany, ninja car... — szeptała pod nosem i poszła w końcu do domu.*Więc czy możemy poudawać, że kończę dziś dwadzieścia dwa lata? I tańczę z tobą na stołach? Oh, tak... Czy możemy poudawać, że wszystko jest w porządku? Po prostu chcę się z tobą zatracić, oh tak... Czy możemy poudawać, że jesteśmy niczym prezydent? Czy mogę udawać, że naprawdę podobają mi się twoje buty? Cholera, tak... Czy możemy poudawać, bo szczerze, rzeczywistość mnie nudzi. Poudawajmy, oh, stwórzmy pozory... Czy możemy? Czy możemy poudawać?
Poniżej daję wam piosenkę, która mi dzisiaj towarzyszyła przy pisaniu tego rozdziału, strasznie mi się wryła w banię, więc uważajcie!
CZYTASZ
ATRAMENTOWE NOCE II Quebonafide Fanfiction
FanficObrócił jej świat o sto osiemdziesiąt stopni. Nie bójcie się, nie była mu dłużna. Jego świat też stanął na głowie. Czy żyjemy w czasach, gdzie można zakochać się przez internet? A może to tylko dzisiaj pozwala nam, na pokazanie tego, co w nas najlep...