ROZDZIAŁ 107.

250 25 14
                                    

Czerwone Porsche podjechało na podwórko, koło Płońskiej 6. Z momentem zgaszenia silnika przez Kubę, z jego rodzinnego domu, wybiegła jego matka.
— Jezu, tak cholernie się cieszę!! — kobieta złapała w swoje objęcia Lolkę i wtuliła ją mocno w siebie. 
 — Miażdży mnie pani... — wyszeptała cicho dziewczyna. 
 — No cześć mamo, miło cię widzieć. — powiedział z lekką ironią w głosie chłopak. 
 — Jaka tam pani, mów mi mamo, do cholery, w końcu zostaniesz w naszej rodzinie na dłużej. 
 — Chyba chciałaś powiedzieć na zawsze. — Kuba poprawił swoją mamę.
 — No tego wam życzę z całego serca, chodźcie na górę, chcę znać wszystkie szczegóły. — powiedziała zaaferowana kobieta i cała trójka udała się na górę. Chłopak postawił transporter i wypuścił kota, do którego momentalnie podleciał Mops.
 — Grzecznie się bawić, zwierzaki. — powiedział Kuba, kucając i poczochrał obojgu czworonogów. 
 — No opowiadajcie, co tam się działo. — pani Ela ponaglała ich, nie mogąc się doczekać porywającej historii. 
 — W sumie to niewiele...
 — Oj kochanie, jak to było niewiele, to ja dziękuję bardzo... — pokręcił Kuba i zmierzył ją wzrokiem. — Zaraz ci mamo opowiemy, ale najpierw kawa. — powiedział zdecydowanym głosem i udał się do kuchni, gdzie podstawił dwa kubki pod ekspres. Nalał Lolce szklankę soku i podał jej. 
 — Dziękuję. — powiedziała dziewczyna i opiła łyk, starł kciukiem resztkę napoju z górnej wargi dziewczyny i pocałował ją czule. Chciało mu się śmiać z jego matki, kiedy stała uśmiechnięta szeroko i wpatrywała się w nich jak w obrazek.
 — Smakujesz mango... — powiedział do jej ust, a kąciki ust dziewczyny uniosły się delikatnie do góry w grymasie zadowolenia. 
 — Właśnie, upiekłam dla was serniczek. — powiedziała kobieta i wyciągnęła z piekarnika blachę. Jak zawsze jej wypieki, biły na głowę wszystko. Usiedli przy niedużym stoliku w kuchni. — No mówcie w końcu, ile mam was prosić? 
 — Dobra mamo, Marcin z Krzychem się zgadali. Ustawili naszą imprezę w klubie, gdzie pracowała Lola, a że mieliśmy okazję do zabawy, to całe QueQuality się tam bawiło, wpadłem na pomysł, że pośpiewamy wspólnie nasze największe hity. Śpiewałem patrząc jej w oczy, bo kto by się w nich nie zakochał. Potem mi zniknęła z oczu i rozumiesz to, że sama z siebie, w stroju roboczym, weszła na scenę i zaczęła z nami śpiewać. Potem dostałem dwa razy w mordę, oświadczyłem się, a ona się zgodziła, skonsumowaliśmy to i wróciliśmy na imprezę, na bank są jakieś filmiki na Youtube, musisz sobie poszukać. — zaśmiał się cwano pod nosem. 
 — Żebyś wiedział, że to zrobię, bo przeleciałeś przez tą opowieść, jak huragan... Niemniej, cholernie się ciesze, że się zeszliście... Bardzo cię przepraszam za jego zachowanie... — powiedziała kobieta, zwracając się do niebieskowłosej. — Jest mi wstyd, że musiałaś tak cierpieć, przez jego porywczość.
 — Spokojnie, wybaczyłam mu. — powiedziała dziewczyna. — Ta porywczość potrafi czasami mieć swój urok, który składa się na cały obraz tego wariata. 
 — Nie jestem w stanie powiedzieć, jak bardzo się cieszę... — powiedziała kobieta, a jej oczy zaszły łzami. 
 — Proszę nie płakać. — Lola zerwała się i przytuliła mocno kobietę, która otarła kilka łez. Kuba zaśmiał się i sam objął obie, najważniejsze w jego życiu, kobiety. Ckliwy moment przerwała wibracja telefonu. Chłopak odsunął się i zobaczył na wyświetlaczu "Igor". Zdziwił się lekko, jednak poszedł na korytarz i odebrał telefon.
 —Halo? — spytał zdziwiony telefon.
 — Gratuluję zaręczyn, robię imprezę, jak za starych czasów, weź tą swoją laskę, zbieram całą wesołą ekipę. — powiedział szybko. 
 — Dzięki wielkie, zapytam się narzeczonej i dam ci znać, czy będziemy, ale znając ją, nie odpuści takiej imprezy. 
 — Spoko, to dajcie znać, dzisiaj o 20:00 na ogrodzie u nas na ogrodzie. Przynieście sobie, co chcecie pić, w sensie alkohol, wszystko inne będzie. 
 — Dobra, dzięki za zaproszenie, obgadam to z Lolą i potwierdzę ci jeszcze. —powiedział szybko Kuba, pożegnał się z chłopakiem i poszedł do kuchni. — Mamy zaproszenie na imprezę, wieczorem. 
 — Okej, z miłą chęcią. — powiedziała szybko niebieskowłosa, bez chwili zastanowienia. Que napisał Igorowi smsa, że się stawią.
 — Ja jeszcze jednej nie odespałem, no ale niech będzie. 
 — Przecież nie musimy iść, jeśli nie chcesz, no chyba logiczne. — spojrzała na narzeczonego. 
 — Wiem, wiem... Jednak chcę tam iść, bo Igor zbiera całą wesołą ekipę, a wielu ludzi, dawno nie widziałem, po prostu jak nas zacznie łapać spanie, to wrócimy. Przecież to dziesięć minut stąd. — powiedział chłopak i wzruszył ramionami, usiadł do stołu i wziął się za sernik. 
 — Dobra. — powiedziała dziewczyna i dopiła sok. Ziewnęła i potarła oczy.
 — Weź mi tu nie ziewaj, ty nie zdążyłaś do domu dojechać jak spałaś, a ja poszedłem spać, jak już się jasno robiło. — zadrwił z Lolki i objął ją. — Leć się połóż. 
 —Chętnie, przepraszam... — powiedziała i poszła do sypialni Kuby, gdzie rzuciła się na łóżko, a kot wskoczył do niej szybko i wtulił się w jej biust. Nie trzeba było długo czekać, jak dziewczyna zasnęła. 
 — A teraz konkrety, myśleliście o ślubie kościelnym, czy tylko cywilny?
 — Mamo, pogodziliśmy się wczoraj, jeszcze nic nie ustalaliśmy. 
 — A jak ty to widzisz? — dopytała pani Ela, mierząc syna wzrokiem. 
 — Sam nie wiem, może polecimy do Afryki i niech nas jakiś szaman pobłogosławi... — zarobił od matki w tył głowy. — Ała, za co? 
 — Ty myślisz, że nie mam co robić, tylko latać przez cały świat, żeby was oglądać...? 
 — Nie wiem mamo, to było pół żartem, pół serio. Musze z nią pogadać, jak ona to widzi, bo obiecałem, że wszystko będzie na jej warunkach i zamierzam tego dotrzymać. Równie dobrze, mogłabyś wziąć swój pomarańczowy szalik wziąć nas do ogrodu i udzielić nam ślubu, bo ja będę nosić swoje własne śluby w sercu, nie potrzebuję mieć tego na papierze, ale impreza musi być później niezła. — roześmiał się. 
 — Z jednej strony masz piękne dorosłe podejście, a z drugiej zachowujesz się w ułamku sekundy, jak dzieciak. — powiedziała kobieta i pokręciła głową... — Grabowski do cholery... — podeszła i ścisnęła go za ramiona, potrząsając nim lekko. 
 — Tylko nie po twarzy, mamo! Taka buźka jest warta miliony! — pisnął roześmiany, a rozbawiona kobieta poczochrała mu włosy. 

ATRAMENTOWE NOCE II Quebonafide FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz