ROZDZIAŁ 97.

243 24 19
                                    

Kuba obudził się rano i podniósł się. Obok nie było dziewczyny, sam nie wiedział już, czy wczoraj mu się przyśniło. Jednak usłyszał z salonu śmiechy. Wyjrzał z sypialni i zobaczył, że w salonie, wszyscy siedzą przy stole. Nikt nie wracał do wczorajszego dnia i zachowywał się jak, gdyby nigdy nic. 
 — To jakie plany na dzisiaj? — zapytała matka dziewczyny.
 — Mieliśmy jechać nad jezioro, ale zobaczymy, jak Kuba wstanie. — powiedziała dziewczyna. — Wyspaliście się, jak hotel? — zapytała dziewczyna 
 — W życiu nie byłam w tak pięknym fotelu, mieli nawet szlafroki i ręczniki! — wtrąciła zaaferowana babcia. 
 — To taki bonus do bycia kobietą Grabowskiego. Ja też się jeszcze nie mogę przyzwyczaić, na Islandii też wynajęli zarąbisty hotel. 
 — Byłaś na Islandii? — spytał jej tato, a wszyscy spojrzeli zdziwieni. 
 — Tak jeżdżę z Kubą na koncerty. Mamy... To znaczy mieliśmy w planach jeszcze w tym roku Hiszpanię i wylot do Brazylii. 
 — No proszę, to ci się trafił facet, świata chociaż kawałek zwiedzisz. — powiedziała jej babcia z lekka rozmarzonym tonem.
 — Tak jakoś wyszło. — powiedziała cicho i uśmiechnęła się pod nosem. Zastanawiała się jednak, czy wszystkie plany są dalej aktualne, nie mieli okazji jeszcze pogadać na spokojnie o tym, co wydarzyło się wczoraj. 
 — Wyszło bardzo dobrze. — dodała pani Ela z szerokim uśmiechem. 
 — Jest, jak jest. Zobaczymy, dokąd nas to wszystko zaprowadzi. — zaśmiała się delikatnie dziewczyna i zaciągnęła kosmyk włosów za ucho. 
 — Do tego polecimy w przyszłym roku do Stanów na jeden z festiwali. — dodał Kuba, wychodząc z sypialni. — Dzień dobry wszystkim.  — powiedział, a wszyscy przywitali się z chłopakiem. Que nachylił się nad dziewczyną i złożył na jej policzku pocałunek. — Wszystko okej z hotelem, nie było żadnych problemów? 
 — Nie, było wszystko dobrze, a nawet lepiej. — odpowiedział niedoszły teściu. 
 — Polecam sobie wieczorem skoczyć na basen, albo saunę. 
 — To tam są takie rzeczy? — spytał brat Lolki i zaśmiał się. 
 — Jasne, jest też siłownia, bar chyba kręgle. Nie wiem, nie pamiętam, bo odkąd mam mieszkanie w Warszawie, nie jeżdżę po hotelach. — zaśmiał się ciepło i spojrzał po wszystkich. 
 — Lola coś mówiła o jeziorze. 
 — A tak, mieliśmy jechać, ale pogoda nam się popsuła. Więc może podjedziemy na starówkę na spacer. — powiedział chłopak z uśmiechem, a reszta mu przytaknęła.  — No ewentualnie, jeśli już integrujemy swoje rodziny, to możemy jakiś wieczór gier planszowych zrobić. — zaproponował szybko. 
 — Sądzę, ze po tym śniadaniu, spacer, to nie będzie zły pomysł. — powiedziała pani Irena z uśmiechem i spojrzała na Lolkę. 
 — Tak wiem, przyda mi się spacer. — powiedziała beznamiętnie i poszła do sypialni, gdzie ubrała dresowe spodnie i zarzuciła na siebie bluzę z QueQuality. Kuba wszedł za nią i założył podobny zestaw ubrań. 
 — Poprowadzisz samochód? — spytał dziewczyny, a ta tylko przytaknęła i wyciągnęła w jego kierunku dłoń. Podał jej kluczyki i dokumenty. Wsunęli na nosy przeciwsłoneczne okulary. Rodzice z babcią pojechali jednym samochodem, a wesoła ekipa, wraz z bratem Lolki, wpakowała się do Mercedesa. 
 — Kurde, naprawdę przypadł mi do gustu ten merc.  — stwierdził Maciek. 
 — No to jak będę zmieniał, to możemy się jakoś dogadać. — powiedział Kuba uśmiechając się do niedoszłego szwagra. 
 — Czekaj, czekaj, dałeś mu prowadzić, teraz Lolce, czy tylko ja nie jeździłem mercedesem ani Porsche? — spytał, wręcz zbulwersowany Krzychu, na co wszyscy wybuchnęli śmiechem. — Kuba, no weź, to nie fair. 
 — Nie fair? Kto ostatnio miał wypadek? — powiedział rozbawiony Grabowski.
 — Lolka. — powiedział z cwanym uśmiechem. Jeżeli mówisz o moim, to gościu mi wjechał w dupę, no co ja poradzę, że ludzie nie potrafią jeździć? — rozłożył ręce. Dziewczyna odpaliła samochód, włączyła muzykę i dostosowała sobie fotel, ruszyła przodem, mrugając na ojca, żeby jechał za nią. Przedarcie się do centrum zajęło im ponad dwadzieścia minut, kiedy zaparkowali przy starówce i opłacili parking. Całą ferajną ruszyli w stronę zamku. 
 — Ja to już nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam w Warszawie. — zaśmiała się babcia dziewczyny.
 — No to mamo, masz teraz okazję, zwiedzaj sobie. — powiedział Adam i zaśmiał się. Kiedy usłyszeli piski, cała rodzina Loli, zaczęła się rozglądać. Kiedy zobaczyli rozwrzeszczane fanki, podbiegające do Kuby. 
 — Zejdzie mu z piętnaście minut, więc możemy iść dalej. — powiedziała z uśmiechem dziewczyna i poszli dalej, zostawiając Kubę w asyście Krzycha i Maćka.  Chłopaki dołączyli do nich po tych kilkunastu minutach.  Lola znów miała dziwne wrażenie, że ktoś ją obserwuje, ale nie wiedziała kto, co i jak... Zaczynała się oswajać z tym uczuciem. 
 — Uważaj! — powiedziała jej matka, kiedy szła do tyłu i opowiadała swojej rodzinie, ciekawostki związane z miejscem, w którym się znajdowali. Wpadła na jakiegoś mężczyznę, który złapał ją w swoje ramiona i nie pozwolił jej upaść. 
 — Znowu na mnie lecisz niebieskowłosa? — zaśmiał się ciepło. 
 — Marcin? A co ty tutaj robisz?! — przywitała się z nim całusem w policzek, a Kubę o mało szlag nie trafił. 
 — Mieszkam niedaleko i wyszedłem do sklepu. — wskazał znajdującą się niedaleko nich żabkę. 
 — Kto to? — zapytała jej babcia. 
 — To mój znajomy Marcin. Jest prawnikiem. — dodała, na co zyskał uznanie w oczach jej rodziny. — To moja mama, tata, babcia, mama Kuby, Kubę poznałeś, Krzysiek i dwóch Maćków. 
 — Stary, wyluzuj, bo jesteś już tak czerwony na twarzy, że mógłbyś się ukryć w moich włosach. — poklepał go Krzychu po ramieniu. 
 — Nie lubię typa, ma co do niej zbyt klejące się ręce. — powiedział cicho. 
 — Pogadaliście, wyjaśniliście sobie wszystko? Czy ten macho man będzie teraz miał łatwe pole do popisu. 
 — No niestety, chciałem z nią pogadać na spokojnie wieczorem, jak zostaniemy sami. 
 — To masz jednak prawo być zły, bo ma dalej otworzone wszystkie furtki. — powiedział czerwonowłosy, na co Kuba zmierzył go wzrokiem. 
 — Może dołączysz się do nas? Zwiedzamy sobie. — powiedziała z uśmiechem. 
 — W sumie, czemu nie? 
 — Temu nie, że miałeś iść chyba do sklepu. — powiedział szybko Kuba. 
 — Wiem, ale sklep nie zając, do 23:00 mam czas, żeby tam zajrzeć. — uśmiechnął się szeroko. 
 — No to chodźmy. — powiedziała z uśmiechem dziewczyna. 

ATRAMENTOWE NOCE II Quebonafide FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz