ROZDZIAŁ 75.

210 26 9
                                    

Następnego dnia, panie pozwoliły sobie pospać do 10:00. Kiedy wstały mama Kuby zrobiła im śniadanie.
 — Jak się czujesz? — zapytała jego matka z szerokim uśmiechem.
 — Noc jak zawsze najgorsza, ale mam dzisiaj sporo energii do wykorzystania i staram się mieć jak najbardziej pozytywne podejście do dzisiejszego dnia. — uśmiechnęła się do niej.
 — To mi się podoba. — pani  Ela włączyła radio i zaczęła bujać biodrami w rytm muzyki, co zaczęło zarażać Lolę, która sama zaczęła po chwili tańczyć. Pomimo wewnętrznego bólu, dzisiaj wszystko wydawało się łatwe i bolało mniej. Kiedy tylko zjadły śniadanie, ubrały się i udały na miasto. 
 — Dokąd najpierw? 
 — Do kosmetyczki i fryzjera, odstawimy się, a kto wie, może jakieś ciacha wyrwiemy? — kobiety roześmiały się. Pani Ela zaprowadziła dziewczynę do eleganckiego salonu kosmetycznego. — Dzień dobry, poprosimy paznokcie i makijaż. — powiedziała, a Lola wyciągnęła telefon, którym zapłaciła za wszystko. Trzy godziny później, obie miały idealny makijaż i zrobione paznokcie. Udały się do fryzjera, który uczesał je, wcześniej myjąc i odżywiając ich włosy.  Wystrojone i odwalone poszły do Dekady, gdzie wpadły w wir zakupów. Wygłupiały się w przebieralniach przymierzając dziwne ciuchy.

 — Hej co tam? — Krzysiek wpadł do mieszkania Kuby, chłopak siedział na kanapie w ciszy. — Zgaduję, że dalej nic. — spojrzał na niego. 
 — Nie wiem, obdzwoniłem wszystkich i nic. — westchnął ciężko.
 — Cholera, nie mogła się zapaść pod ziemię... — czerwonowłosy usiadł i zaczął wymyślać. — Sprawdzałeś jej lokalizację? 
 —Tak, ostatnio logowała się na dworcu, potem musiała ją wyłączyć. — wzruszył ramionami. — Nie dziwię się, że nie chce mnie znać. Sam się sobą brzydzę. 
 — Stary, nikt z nas nie był święty. Olka dalej się gniewa, pomimo, że mi wybaczyła, ale stwierdziła, że mam szlaban na imprezy. — zaśmiał się lekko. — Ona cię kocha i jest w stanie ci wybaczyć, na bank, tylko musicie o tym pogadać.
 — Jak, skoro nawet nie wiem, gdzie szukać? 
 — A karta płatnicza, może tam są jakieś transakcje? 
 — Ty, na to nie wpadłem. Przecież ma dostęp do mojej karty, a na bank kupowała fajki. — Kuba uderzył się w głowę i odpalił laptopa. Zalogował się na swoje konto bankowe. — O kurwa, ona szaleje... 
 — Co?! — spojrzał na kwoty, które co chwilę się pojawiały. 
 — Jest w Ciechanowie... Czemu ja kurwa na to nie wpadłem. 
 — Bo kto by się spodziewał? Pewnie pojechała do twojej mamy, nie zna nikogo innego, a po ostatniej akcji, to na bank nie do Denisa. Nikogo więcej tam nie zna. — Kuba zerwał się i jak poparzony poleciał do sypialni. Wziął prysznic i ubrał się w coś czystego. — Jedziesz ze mną? 
 — A chcesz żebym jechał? 
 — Jasne, że nie. 
 — To po co się pytasz? Jedź sam. — zaśmiał się ciepło. Chłopak wybiegł z domu, zostawiając w domu Krzycha.Wsiadł do samochodu i odjechał, gnając w stronę rodzinnego miasta.

 — Jezu wygląda pani w tym świetnie, musi pani to mieć. — powiedziała dziewczyna z szerokim uśmiechem, kiedy kobieta wyszła z damskim garniturze. 
 — Dobra, zdaję się na ciebie, bierzemy to. — kobieta poszła do przymierzalni i rozebrała się, oddała ciuchy dziewczynie, która poszła do kasy. Wtedy rozdzwonił się telefon kobiety. — Halo?
 — Gdzie jesteście? 
 — Co? — odpowiedziała do syna. 
 — Wiem, że Lolka jest z tobą, będę czekać w domu. 
 — Skąd wiesz? — spytała. 
 — Kosmetyczka, fryzjer, zakupy w centrum. Ja już jadę, nie mów jej, bo jest zdolna zwiać, muszę z nią porozmawiać. — kobieta westchnęła ciężko i wyjrzała pomiędzy kotary, sprawdzając, czy dziewczyny nie ma obok. 
 — Nie uważasz, że trochę nabroiłeś? Co tam się do cholery działo? 
 — Ktoś nam wszystkim dodał do drinka, sądziłem, że to Maciek, ale się wyparł. Podobno to te laski, ale nic nie znalazłem w ich rzeczach. Sam już nie wiem, ale najważniejsze teraz jest to, żeby udało mi się to odkręcić. 
 — Nawet nie wiesz, jak ona bardzo płacze po nocach... W całym mieszkaniu się niesie żałosny, pełen bólu szloch. Serce mi się łamie, bo jest mi jak córka. Kuba, czy ja mam was jak dzieciaki, przełożyć przez kolano i sprać? To nie jest piesek, czy chomik, tylko druga osoba, w dodatku z dużym bagażem doświadczeń i to złych.
 — Wiem mamo, nie musisz mi tego mówić. 
 — Zdaje mi się, że muszę, bo do ciebie, a raczej do was, bo Maciek też ma swoje za uszami, to nie dociera. Jestem na ciebie wściekła i zastanowię się, czy jej nie powiedzieć. 
 — Mamo, błagam cię... — jęknął żałośnie. 
 — No oczywiście, jak trwoga to do boga. Zacznij myśleć mózgiem, nie chujem, to wyjdzie ci to na lepsze. Widzimy się w domu, ale nie obiecuję, że będziemy obie. Przemyślę twoją prośbę. — rozzłoszczona kobieta rozłączyła się i ubrała do końca. Wychodząc z przymierzalni. Nie zamierzała jej powiedzieć, ale nie zamierzała też od razu biec do domu. Niech sobie poczeka. 
 — Wie pani co, może do jakiejś knajpki na obiad pójdziemy? — spytała Lola, niosąc ich zakupy. 
 — Przede wszystkim daj mi jakieś siatki, a nie wszystko sama nosisz, moim tragarzem nie jesteś. Zjadłabym kebaba na talerzu, co ty na to? 
 — Jestem za. — oddała kilka toreb kobiecie i poszły na część z jedzeniem, gdzie usiadły przy jednym ze stolików. Przejrzały menu, a po chwili, gdy się dogadały, dziewczyna poszła do kasy zamówić jedzenie.  — Bardzo dziękuję za ten dzień. Moja mama nigdy nie miała czasu na takie rzeczy, zawsze praca i praca... To dużo dla mnie znaczy. Jest mi pani jak mama. 
 — Kochanie, nawet nie wiesz, jak mnie te słowa cieszą. Jestem tu i dopóki mi się dni nie skończą, to będę zawsze. Śmiało możesz liczyć na moją pomoc. — kobiety wymieniły się uśmiechami. Po kilku minutach dziewczyna odebrała ich zamówienie, a kiedy zjadły, wróciły spacerkiem do domu rozmawiając o pierdołach.

ATRAMENTOWE NOCE II Quebonafide FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz