ROZDZIAŁ 51.

310 29 6
                                    

— Przepraszam pana, to nie jest cyrk, proszę się odsunąć. — usłyszał głos strażaka, który zabezpieczał teren.
— Kobiety, które jechały Porsche, gdzie one są?
— Wszyscy poszkodowani zostali zabrani do szpitala w Ciechanowie.
— To moja matka i dziewczyna, możecie mnie przepuścić, nie chcę tracić czasu na objazdy.
— Zapytam się policjanta, proszę poczekać. — kilkanaście następnych sekund zdawało się być dla niego wiecznością, a jego serce waliło jak oszalałe. Widział jak mężczyźni kiwają głowami i rozmawiają, strażak wrócił po minucie do chłopka. — To pana auto?
— Tak.
— To tak jak pan stoi po tym poboczu, tylko ostrożnie, bo tam jest rów.
— Dziękuję. — powiedział Kuba i ruszył pędem do Mercedesa, wsiadł za kółko i wziął głęboki oddech. — Skup się Grabowski. — powiedział do siebie i odpalił silnik. Ruszył powoli na jedynce, omijając szczątki samochodów. Zamrugał awaryjnymi w ramach podziękowania i wrócił na asfalt. Było pusto, docisnął gaz, przyspieszając i jechał do szpitala, w gardle stała mu gula. Był na siebie wściekły, że dał jej auto, że puścił je same, nawet nie wiedział, co się dokładnie stało. Miał tysiąc myśli i pomysłów na minutę. Kiedy mijał tabliczkę z napisem „Ciechanów" poczuł jak z nerwów pocą mu się ręce. Zaparkował samochód i poszedł na izbę przyjęć. Jeden kamień spadł mu z serca.
— Mamo! — chłopak przeskoczył rząd krzesełek i wtulił się w rodzicielkę. — Co się do cholery stało?!
— Jakiś wariat wyjechał na czołowe, gdyby nie Lola... Aż strach pomyśleć...
— Gdzie ona jest?
— Nie mam pojęcia straciła przytomność jak ją zabierali. — powiedziała cicho.
— Coś ci się stało?
— Nie, tylko kilka otarć i obić. Uderzenie głową nie wywołało wstrząsu mózgu, więc czekam na dokumenty i wracam do domu. — powiedziała do syna i spojrzała na niego.
— Idę jej poszukać. — pocałował mamę w skroń. — Czekaj na mnie, odwiozę cię do domu. — chłopak podszedł do biurka. — Poszkodowana w wypadku, niebieskowłosa dziewczyna... — powiedział łamiącym się głosem.
— Szczerze, nie mam pojęcia, przed chwilą zaczęłam zmianę. Proszę iść korytarzem do pokoju lekarzy. — dziękuję bardzo. — powiedział szybko.
— Kuba... — usłyszał za sobą głos Roksany i włos mu się zjeżył. — Co ty tu robisz?
— Moja dziewczyna i mama miały wypadek... Szukam jej...
— Ojej, współczuję... — położyła dłoń na jego plecach i potarła je, starając się dodać otuchy.
— Igor zerwał mięsień na treningu i przywieźli go też tutaj. Chodź poszukamy jej razem, chętnie ją poznam.
— Dzięki za wsparcie, ale póki jej nie zobaczę...
— Wiem. — powiedziała brunetka i poszli razem szukać Loli. Jednak nigdzie jej nie było, a pokój lekarzy okazał się być pusty. Chłopak westchnął ciężko i usiadł w poczekalni. Roksana dołączyła do niego i ukucnęła przed nim. — Nie łam się chłopie.
— A co, jak ją operują?
— To znaczy, że to jest to, co muszą zrobić, żeby jej pomóc. Tak? — zaciągnęła włosy za ucho.
— Tak... Jak coś jej się stanie... W życiu nie dam jej już auta... — powiedział zły.
— A chociaż to z jej winy? — spytała dziewczyna.
— Chyba nie...
— To nie każ jej za bezmyślność innego kierowcy. — spojrzała na niego.
— Roksana, nie myślę teraz trzeźwo... — wysyczał cicho, a dziewczyna objęła jego głowę dłońmi i pocałowała jego czoło, mając nadzieję, że to go uspokoi, tak, jak kiedyś.
— Serio? — kiedy usłyszał nad sobą głos Lolki, o mało nie zleciał z krzesła. Roksana w ostatniej chwili odsunęła się, kiedy chłopak zerwał się w jej kierunku. Objął ją mocno i wtulił w siebie.
— Boże... Tak się bałem...
— No, aż ze strachu twoja była cię całowała po czole... — westchnęła, jednak postanowiła odpuścić, to nie był czas, ani miejsce na takie rozmowy, wpiła się w jego usta. — Nic mi nie jest, ale skasowałam ci auto... — jęknęła żałośnie.
— Co się stało właściwie? — spojrzał na dziewczynę.
— Nie wiem, jak, ale gościu wyjechał na czołówkę, zdążyłam tylko uciec tak, że walnął w kant auta. On prawdopodobnie nie przeżyje... — powiedziała cicho.
— Bardzo dobrze, należy mu się... — Lola go szturchnęła.
— Przestań nie wolno tak mówić. — powiedziała do chłopaka. Dopiero teraz zauważył zabandażowane przedramię.
— Jednak coś ci jest.
— Trzy szwy, o matko, nie wiem, jak ja to przeżyję... — położyła dłoń i udała, że mdleje.
— Dobra, do samochodu i to już. — powiedział bardziej pewnym siebie tonem głosu. — Mamo, możemy już jechać?
— Tak. — powiedziała kobieta i bez słowa poszła w stronę parkingu.
— Dzięki za wsparcie Roksi, życz Igorowi zdrowia. — powiedział do byłej dziewczyny z uśmiechem.
— Śliczna jest, dbaj o nią i wam też dużo zdrowia. — pomachała im i poszła na salę brata. Poczuł na sobie wzrok Loli, jej twarz wręcz wykrzykiwała wewnętrzną zazdrość.
— Czemu jesteś zazdrosna?
— Nie jestem. — powiedziała szybko. 
— Kochanie, jestem twój tylko twój... — pocałował ją w czoło. Odczuwał wielką ulgę, że obie kobiety wyszły bez większego szwanku. Udali się do jego rodzinnego domu.
— Idę się położyć. — rzuciła pani Ela i zniknęła w swojej sypialni.
— Chodź pokażę ci mój pokój. — powiedział z uśmiechem Kuba. Po czym zaprowadził dziewczynę do swojego pokoju. Na środku stało duże łóżko, na ścianie miał rozwieszone czapeczki z daszkiem, kilka półek na książki, spore biurko i telewizor na ścianie. Wszystko było urządzone w dość męskim stylu. Lola podeszła do czapeczek i wsunęła jedną z nich na swoją głowę.
— Jak wyglądam?
— Jak twarda sztuka. — powiedział, na co dziewczyna się zaśmiała. — Mops! — zawołał chłopak, kiedy pies wpadł do pokoju.
— O, a ty co tu robisz?! Robicie?! — Maciejka poprawił się szybko.
— Mama i Lola miały wypadek. — Maciek momentalnie pobladł na tą wiadomość.
— Ale wszystko dobrze tak?
— Tak, mama poszła się położyć. — powiedział Kuba.
— To dobrze, a my byliśmy na spacerze. Głodni jesteście? Zamówić jakieś żarcie?
— Skocz po kebaba, co ty na to? — zapytał Loli, która oderwała się myślami od książki, którą trzymała w dłoniach.
— Bratowa, przywitasz się, czy nie?! — ponaglił ją Maciek, a ona odłożyła książkę i z uśmiechem oplotła jego szyję, dając mu buziaka w policzek na powitanie. — I to rozumiem, dobra idę po kebaby, a wy mi nie zmajstrujcie bratanka w międzyczasie. — poszedł do drzwi, jednak jego głowa po chwili znów wychyliła się zza drzwi. — Albo w sumie zróbcie, ktoś musi przedłużyć żywot tego zacnego rodu Grabowskich. — powiedział z diabelskim uśmieszkiem, na co dostał poduszką w twarz. — Już mnie nie ma. — zamknął za sobą drzwi i poszedł do restauracji.
— Strasznie się dzisiaj o ciebie bałem... — powiedział cicho Kuba i położył dłonie na jej szyi. Wpił się czule w jej usta, a ona odwzajemniła pocałunek.

ATRAMENTOWE NOCE II Quebonafide FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz